Nigdy jeszcze nie obudziłem się w szpitalu, aż do dzisiaj. To naprawdę dziwne uczucie.
Na początku jest pochłaniająca ciemność. Bezbrzeżna pustka. Rozjaśnia się ona powoli. Im jest jaśniej tym więcej czuję. Następnie przychodzi słuch i do moich uszu dociera miarowe pikanie. Ostatnie, co przychodzi, jest zdolność poruszania się.
To cholernie dziwne, gdy człowiek jest świadomy obecności innych osób w pomieszczeniu i słyszy, co mówią, zna położenie swojego ciała, a mimo to nie jest zdolny do ruchu. To jest przerażające.
Wreszcie jednak jestem w stanie otworzyć oczy. Widzę biały sufit. Z jękiem obracam głowę i głosy cichną.
- Rozalia? - udaje mi się wycharczeć w stronę postaci.
- Jestem tutaj. - Drobna dłoń zaciska się wokół mojej. - Tutaj, kochanie.
Odwracam głowę w drugą stronę i widzę ją.
- Cześć, kochanie – odzywam się.
Cieszę się, że jest przy mnie. Niepokoją mnie jednak jej podkrążone oczy i chorobliwie blada skóra.
- Jak się czujesz? - pyta, nim zdążę zwrócić jej o to uwagę.
- Bywało lepiej – przyznaję.
- Nareszcie. - Przed moim łóżkiem staje Mason. - Jak ci się leży? Wygodnie? - pyta, siląc się na wesołość.
- Cholernie – mamroczę, a lekarz w tym czasie sprawdza wszystkie te urządzenia, gderając coś pod nosem.
- Byłem takiego samego zdania, gdy się ocknąłem.
Mason po jednej z akcji zaginął i jak się okazało, wylądował najpierw w szpitalu, a następnie w ośrodku psychiatrycznym. Niezbyt przyjemnie. Tam jednak poznał Tamarę, więc jakby nie było przydało mu się to doświadczenie.
- Ile tu już leżę? - chcę wiedzieć.
- Dwa dni temu przeszedłeś operację.
- Czyli dzisiaj jest...
- Piątek wcześnie rano – odpowiada Rozalia.
Przyglądam się dokładnie jej twarzy, niepewny tego, co mam myśleć o jej odległym, smutnym spojrzeniu.
- Możecie zostawić nas samych. - Nie jest to pytanie, a stwierdzenie skierowane w stronę Masona i lekarza.
- Wołajcie, gdyby było wam coś potrzeba – od razu załapuje mój przyjaciel i wyprowadza ze sobą mężczyznę.
W sali zostaję tylko ja i Rozalia.
- A ty? - pytam.
Marszczy brwi.
- Co ja?
- Jak się czujesz?
Wzrusza lekko ramionami.
- To nie ja dostałam trzy kule.
- Dobrze wiesz, o czym mówię.
Wzdycha, gładząc moją dłoń palcami.
- Trzymam się. Na początku, gdy nie wiadomo jeszcze było, czy… - Spuściła wzrok i pokręciła głową. - To było straszne. A gdy operacja zakończyła się pomyślnie czułam się niewiele lepiej. - Po jej policzku spływa łza i uśmiecha się słabo. - Ale teraz, gdy patrzysz na mnie, ściskasz moją rękę i do mnie mówisz, dopiero teraz mogę odetchnąć.
- Och, kochanie… - Rozumiem ją. Nie chciałbym znaleźć się w takiej sytuacji, jak ona, jednak gdyby to był jedyny sposób, aby zabrać od niej ciężar ostatnich dwóch dni, zrobiłbym to bez wahania. - Już wszystko jest dobrze. Jestem tu, i ty również. Już po wszystkim.
Na jej twarzy przez chwilę pojawia się poczucie winy, ale jest to ledwie migawka.
Z resztą, dlaczego niby miałaby się czuć winna?
Nim jednak zdołam ją o to zapytać zmienia temat.
- Kamil załatwił sprawę ze szpitalem. Chodzi o to, że jeśli będziesz chciał, możesz wyjść stąd już teraz, abyśmy mogli się zająć tobą w rezydencji. - Dłonią odgarnia mi włosy z czoła. - Będziesz miał piękne, opiekuńcze pielęgniarki, jeśli tylko będziesz chciał.
- Jedyną piękną, opiekuńczą pielęgniarką jaką chcę, jesteś ty – odpowiadam.
Uśmiecha się.
- Miałam nadzieję to właśnie usłyszeć.
- I nie ma opcji, abym został tutaj choćby jeszcze dzień dłużej – dodaję.
- To samo powiedziałam im wszystkim.
Uśmiecham się do niej szeroko.
- Chodź tu – mówię, gdy udaje mi się owinąć ramię wokół niej i staram się ją wciągnąć na łóżko tak, aby położyła się obok mnie.
- Nie! - Wyrywa mi się szybko, wprawiając mnie przy tym w osłupienie. Odchrząkuje i szybko wyjaśnia: - Jesteś osłabiony. Nie powinieneś nic dźwigać, a tym bardziej mnie czy jakiejś innej osoby.
- To połóż się przynajmniej obok mnie – proszę ją.
Dziewczyna kręci głową, masując przy tym kolistym ruchem żebra,
- To chyba nie jest najlepszy pomysł. - Opuszcza rękę.
Patrzę w miejsce, które jeszcze przed chwilą masowała.
- Podnieś koszulkę – nakazuję.
Czerwieni się.
- Taylor!
Przewracam oczami.
- Nie mam na myśli tego. - Na takie rzeczy przyjdzie czas później, i na pewno nie w szpitalu. - Podnieś koszulkę.
- Zwariowałeś – fuka. - Nie zrobię tego.
- Jesteś ranna – stwierdzam po chwili.
Kręci głową.
- Nie, nie jestem.
- Unieś więc koszulkę.
- Taylor…
- Rozalia – zaczynam już tracić cierpliwość. - Koszulka. Do. Góry. TERAZ.
- To tylko siniak, nic poważnego… - mamrocze, wykonując wreszcie polecenie.
Sapię zszokowany na widok zsiniałych do granic możliwości żeber.
- To nie wygląda jak nic – wybucham, wyciągając w jej stronę rękę, ale boję się jej dotknąć. - Co się stało?
- Po prostu uderzyłam się...
- Nie kłam – przerywam jej ostro. - Co się stało?
Wzdycha ciężko, teraz już wiem, że z trudem.
- Gdy biegłam do ciebie wpadłam na jadący samochód...
- Że co proszę? - warczę. - I nikt cię nie przepadał? Uważają, że to nic takiego?
- Tak szczerze to nikt poza tobą teraz o tym nie wie… - przyznaje cicho.
- Boże, Rozalia… - Jestem wściekły i najwyraźniej to słychać, ponieważ dziewczyna kuli się nieco. - Ty możesz mieć połamane żebra. Jak nic są połamane! - Unoszę jej dłoń i oglądam wnętrze, które jest zdarte. - Co ty tutaj jeszcze robisz? Powinnaś być na prześwietleniu i to już dawno.
- Ty jesteś ważniejszy...
- Gówno prawda. - Sięgam do alarmu, aby przywołać pielęgniarkę, ale Rozalia szybko przechwytuje moją dłoń w swoje.
- Nie – prosi, całując ją. - Proszę, nie rób tego. Chcę być przy tobie, przez cały czas.
- Kochanie – mówię, nadal jeszcze rozdrażniony – oni muszą ci zrobić prześwietlenie, by sprawdzić, jak poważne są twoje obrażenia.
- Nie są, wcale – zapewnia mnie. Gdy otwieram usta, by znów unieść głos dodaje: - Proszę. Nie mogę cię zostawić. Nie teraz.
Wzdycham.
- Kochanie – staram się mówić łagodnie – oni muszą to sprawdzić. A ja tu będę na ciebie czekał, przez cały czas. Nigdzie się nie wybieram, rozumiesz?
Milczy, ale po jakimś czasie kiwa wreszcie głową.
- No więc teraz idź, znajdź pielęgniarkę i powiedz, co się stało – instruuję ją.
- Ale nie zostanę tutaj na żadnej obserwacji – uprzedza.
- Obserwację będziesz miała zapewnioną w rezydencji – zgadzam się.
Całuje mnie w czoło, przez o czuje się jak małe dziecko i nim zdążę przyciągnąć ją do siebie i pocałować wychodzi.
Na jej miejsce wchodzi Kamil.
- Dobra, jesteś gotowy już do powrotu, czy jednak chcesz jeszcze zostać? - pyta na wejściu.
- Muszę poczekać, aż Rozalia wróci – odpowiadam.
- To pewnie zajmie chwilę, więc już możesz się zbierać – zapewnia.
- To raczej będzie taka dłuższa chwila – uprzedzam.
Marszczy brwi.
- Dlaczego? - chce wiedzieć.
- Rozalia została potrącona przez samochód i przyznała się dopiero, gdy ją przycisnąłem, ponieważ wyrwała mi się, gdy ją chciałem podnieść na łóżko.
Krzywi się.
- Nie wiedziałem. - Wzdycha. - Cholera! Jedna zła wiadomość za drugą.
Teraz to ja marszczę brwi.
- O czym mówisz?
- Rozmawiałem z jednym z naszych informatorów. Powiedział, że widział człowieka, który do ciebie strzelał jakieś pół godziny wcześniej w obecności Dariusza Czarnego, który dawał mu kopertę.
Pocieram palcami skroń, czując zbliżający się ból głowy.
- Dlaczego Czarny miałby zaplanować zamach na mnie?
CZYTASZ
Jesteś moja, kochanie II || T.L. ✓
FanfictionDruga część historii z Taylorem Lautnerem Ona - kocha go. On - kocha ją. Wydaje się proste. Nic bardziej mylnego. Mówią, że miłość zwycięży każdy problem, że przetrwa wszystko. Ale czy przetrwa to, co czeka Taylora i Rozalię? - P...