XXIV.Rozalia

2.6K 184 9
                                    

Patrzę otępiałym wzrokiem przez okno, rozmyślając smutno nad moim losem. Dwa dni temu razem z Dariuszem i dwoma innymi mężczyznami przyjechaliśmy do Kołobrzegu. Nie traktują mnie tutaj źle. Przypomina mi to trochę moje pierwsze dni w rezydencji cichego gangu, po tym jak porwał mnie Taylor.
Tyle, że wtedy byłam przetrzymywana. Teraz jestem tu dobrowolnie. Na tą myśl chce mi się płakać. Och, co ja bym dała, aby znowu być porwaną przez Taylora.
Przez ten cały czas zastanawiałam się, co jest z moim ukochanym. Czy odpoczywa i odzyskuje siły. Czy myśli o mnie. Czy będzie chciał mnie szukać. Po części chcę, aby to zrobił. Ale wiem, że nawet jeśliby tak się stało, nie znajdzie mnie, ponieważ odeszłam, bo tego „chciałam". Każdy by się domyślił, że z Dariuszem nie chcę mieć nic wspólnego, a więc nie będzie mnie szukał przy nim.
Palcami dotykam szyby i bezmyślnie kreślę na niej jakieś wzorki, wspominając najpiękniejsze chwile z Taylorem. To, jak pierwszy raz powiedział, że mnie kocha. Nasz pierwszy raz. To, jak mi się oświadczył. Myśląc p tym wszystkim uśmiecham się słabo. Mam wrażenie, że tamte dni miały miejsce kilka lat temu, a nie kilka tygodni. Naprawdę chciałabym wrócić do tamtych czasów, a najlepiej do chwili, gdy zostałam porwana. Mogłabym przeżyć każdą kłótnię na nowo, znieść każdą krzywdę. Zrobiłabym wszystko, byleby tylko cofnąć czas i nigdy nie pojechać z Taylorem do Kołobrzegu. Bo gdyby nie ten wyjazd, teraz planowałabym z dziewczynami swoje wesele. Mierzyłabym suknie ślubne. Śmiałabym się z z dziewczyn, które ustalałyby wystrój sali.
Ale wiem, że to wszystko nigdy się nie wydarzy. Już nigdy nie wypowiemy tych wiążących słów przysięgi. Nigdy nie włożymy sobie nawzajem obrączek. Nigdy nie będziemy mieli wspólnych dzieci ani domu.
Zaciskam mocno powieki, aby się nie rozpłakać. Przez ostatnie dni robię to często. Gdy tylko nadarza się taka sposobność, ulatniam się i szukam miejsca, gdzie mogę zostać sama. Wtedy zaczynam użalać się nad sobą,dopóki ktoś mnie nie zaczyna szukać. Wtedy przybieram na twarz maskę obojętności. Aby nikt nie miał satysfakcji z widoku moich łez, ponieważ nie wierzę, ze wszyscy są zadowoleni z mojej obecności tutaj. Większość na pewno wolałaby, aby mnie tutaj nie było.
Chociaż są tutaj osoby, które naprawdę wyrażają zainteresowanie oraz troskę o moją osobę i stan. Norbert jest właśnie jedną z nich. Miły i spokojny. Słucha uważnie moich słów i wdaje się ze mną w dyskusje na różne tematy. Nie pozwala mi poczuć się samotną na dłuższą chwilę. Gdy widzi, że dopada mnie nostalgia lub przygnębienie, stara się mnie zabawić, by odpędzić przykre myśli. Jest dla mnie jak Ben.
Ben. Na wspomnienie o moim przyjacielu łzy napływają mi do oczu.
Tak bardzo chciałabym go zobaczyć. Chciałabym zobaczyć moich przyjaciół i moją rodzinę.
Chcę do Taylora. Jego obraz w mojej głowie wydziera z mojego gardła szloch. Nie jest mi jednak dane długo się nad sobą użalać, ponieważ po krótkim czasie znajduje mnie Norbert. Gdy widzi, w jakim jestem stanie podchodzi do mnie bez słowa i obejmuje mnie ramieniem, dając mi ciche wsparcie. Trwamy tak dłuższą chwilę, aż w końcu jestem w stanie przestać płakać, a szloch zamienia się w czkawkę.
- Dariusz chce cię widzieć - mówi wreszcie mężczyzna, odsuwając się nieco ode mnie.
- Po co? - pytam, ocierając resztki łez z twarzy.
- Nie powiedział mi. Po prostu kazał cię przyprowadzić.
Staram się trzymać jak najdalej od Dariusza, ponieważ on naprawdę liczy na to, że jak najszybciej zapomnę o moim poprzednim życiu. Często robi aluzje na temat mnie i jego, razem. Stara się do mnie zbliżyć, jednak ja trzymam go na dystans. Nie ukrywa, że jego to złości i irytuje. Ale nie naciska. Czeka cierpliwie, jak przed laty. Liczy na to, że wreszcie się złamię i ulegnę mu. A ja wiem, że tego nie zrobię. Nigdy.
Podczas moich rozmyślań Norbert prowadzi nas to części sypialnianej.
- Mówił, żebym przyprowadził cię do jego sypialni - tłumaczy mi mężczyzna. - Ale jeśli będzie próbował zrobić coś wbrew twojej woli, krzycz. Będę w pobliżu i na pewno usłyszę. Dobrze?
Kiwam krótko głową.
- Wiesz może, czego chce tym razem? - staram się wybadać grunt.
- Nie - odpowiada z westchnieniem. - Nic mi nie mówił. Aczkolwiek może to mieć związek z jakąś grupą, która zapowiedziała swoje dzisiejsze pojawienie.
Marszczę brwi.
- A co ja mogę mieć niby z tym wspólnego? - nie rozumiem.
Wzrusza ramionami i gdy już stajemy przed drzwiami prowadzącymi do sypialni Dariusza puszcza mnie.
- Jestem w pobliżu - przypomina, pukając i chwilę później odchodzi szybkim krokiem.
Wzdycham i popycham drzwi do przodu, gdy słyszę ciche zaproszenie z zewnątrz.
- Nareszcie - odzywa się Czarny, zapinając koszulę. - Zaczynałem się niepokoić twoją nieobecnością. Zapomniałem ci wspomnieć, że masz iść ze mną na przywitanie naszych chwilowych gości.
- Dlaczego niby mam to zrobić? - pytam bez ogródek.
- Ponieważ zapewne będziesz tego chciała - mamrocze zdegustowanym tonem. - A poza tym będzie to dla ciebie idealne ćwiczenie aktorstwa.
Nie rozumiem, o co mu chodzi, jednak nie zadaje pytań, a on także nic więcej już nie mówi. Jakieś piętnaście minut po moim przyjściu dzwoni jego telefon.
- Pamiętaj - poucza mnie, gdy idziemy do, jak sądzę, salonu głównego - lepiej, żebyś dała naszym gościom do zrozumienia, że jesteś tutaj dobrowolnie. Inaczej będą sprawiać problemy. A ty dobrze wiesz, jak rozwiązuję większość problemów.
Wzdrygam się na tą prostą aluzję. Oczywistym jest to, że życie nowo przybyłych zależy od siły mojego daru przekonywania, co znaczy, że jest bardzo źle. Jestem bardzo słaba aktorką, szczególnie jeśli w grę wchodzi kłamstwo.
Chociaż poniekąd jestem tu z własnej woli, więc nie będę musiała kłamać.
To duży plus. Stwierdzam, że może faktycznie uda mi się przekonać tych gości, że czuję się tutaj dobrze. Tylko nie rozumiem jednego: Dlaczego mieliby zwracać jakąkolwiek uwagę na moją osobę?
Odpowiedź sama się nasuwa, gdy staję naprzeciw Taylora, Masona, Huberta i jeszcze dwóch innych członków cichego gangu.
Moje serce bije mocno, a ciało rwie się w stronę Taylora. Jedynie szok i ramię Dariusza owinięte wokół moich barków powstrzymuje mnie przed rzuceniem się w ramiona mojego... byłego narzeczonego.
- Ach, jak miło, że wreszcie znowu mnie odwiedziłeś, Taylorze.
- Puść ją - warczy Taylor, ruszając w naszą stronę.
- Taylor, nie - mówię szybko, te słowa ledwie przeciskają się przez moje gardło.
Zamiera wpół kroku.
- Nie?
- Nie - powtarza ja echo Dariusz, którego bawi ta cała sytuacja. - No więc, przyjechałeś w sprawie interesów. Zaznaczam od razu, że Rozalia nie podlega negocjacjom.
- To moja narzeczona i mam prawo ją stąd zabrać! - wybucha mój ukochany.
Dariusz patrzy na mnie.
- Nic nie wspominałaś o zaręczynach, gdy do mnie przyszłaś, myszko. Jesteś z nim zaręczona?
- Byłam - poprawiam go cicho.
- Jesteśmy zaręczeni - zaprzecza Taylor, podchodząc do nas i szarpiąc mnie za ramię. - Chcę z tobą porozmawiać na osobności.
Zerkam niepewnie na Dariusza, który przyzwalająco kiwa głową.
- Zabieram cię do domu - mówi ciemnowłosy, gdy tylko znajdujemy się za drzwiami.
- Ja nigdzie nie idę - odzywam się łamiącym głosem.
Prycha lekceważąco.
- Owszem, idziesz. W życiu ci nie uwierzę, że chcesz tutaj tak po prostu zostać.
- To nie wierz.
Wytrzymuję świdrujące spojrzenie jego ciemnych, poczerniałych ze złości oczu.
- On coś ci zrobił - stwierdza. - To nie jesteś ty.
Hardo wysuwam podbródek do przodu, chociaż tak naprawdę mam ochotę ukryć twarz w dłoniach.
- A może to teraz jest prawdziwa wersja mnie?
- Z tego, jakie kity wciskałaś mi ostatnio wywnioskowałem, że chcesz żyć spokojnie, z dala od ganów, mafii i niebezpieczeństw z tym związanych. A teraz niby wybrałaś życie w środku tego? - Jego spojrzenie łagodnieje. - Wiem, że Czarny przetrzymuje swojego brata. Wiem, że to musi być dla szantażu. Miałaś odejść ode mnie, aby przeżył Marcel?
Aby przeżyli wszyscy.
- Powinieneś już wracać do reszty - szepczę, cofając się, mimo iż każdy krok łamie mi serce.
Taylor chce podążyć za mną, ale jak na zawołanie zjawia się Norbert, odgradzając od drugiego mężczyzny.
- Zaprowadź mnie do pokoju - proszę go cicho. On na to kiwa głową, gotowy wykonać moją prośbę. Zanim jednak odchodzimy, rzucam spojrzenie Taylorowi. - Bądź szczęśliwy. Żyj dalej. Mi nic się tutaj nie dzieje, więc nie musisz się o mnie martwić. Nie możemy być razem z różnych powodów.
Nim zdąży podążyć za nami z salonu wypada Mason i łapie przyjaciela.
- Będziemy znowu razem - woła za mną. - Choćbym miał znowu cię porwać, będziemy razem. Kocham cię i wiem, że ty mnie również! To tak po prostu nie mija. Nie odpuszczę!
Łzy ściekają mi po policzkach, gdy idę wraz z Norbertem do mojej sypialni, odprowadzana akompaniamentem zapewnień Taylora.

*****

Witam,
Dziękuję, że część z Was nie zignorowała moich słów i faktycznie się przejęła. To dla mnie wiele znaczy.
Chciałam również Was poinformować, iż Ekstaza:Równonoc jest historią pisaną przeze mnie i jest już dostępna na moim koncie. Zapraszam do czytania. Pozdrawiam,

Daniela

Jesteś moja, kochanie II || T.L. ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz