XIII.Rozalia

2.7K 143 3
                                    

   Nie wiadomo kiedy minęło lato. Teraz jest już koniec października. Po drodze były moje urodziny z okazji których odbyło się przyjęcie w rezydencji (nie chciałam tego, ale Taylor się uparł, tak na marginesie).
   Jesień w tym roku nie jest ani ciepła, ani zimna. Czasem pada, innym razem można chodzić w bluzkach na krótki rękaw. Często się nadarza okazja, by iść na spacer. Jestem dziewczyną i to w dodatku romantyczką, więc moja wizja mnie i Taylora całujących się w parku, wśród wirujących liści nie jest chyba taka niezrozumiała?
   Otóż mój chłopak ma odmienne zdanie na ten temat. On chce, abym wychodzenie poza teren rezydencji ograniczyła do minimum. A najlepiej byłoby, gdybym siedziała tylko w rezydencji, w dodatku w tych najlepiej zabezpieczonych pokojach. Znowu praktycznie cały czas ktoś mnie pilnuje i mało jest takich chwil, w których jestem sama. A nawet jeśli już jestem sama, to i tak pod czyjąś obserwacją z pewnej odległości.
   Owszem, zawsze był nadopiekuńczy i tylko czasem mnie to irytowało, ale teraz to wszystko osiągnęło szczyt; Taylor już mniej delikatnie obchodziłby się z jajkiem, co mnie doprowadza do szaleństwa. Kilka razy mu to wytknęłam, ale on mimo przeprosin nie robił nic, by zmienić swoje zachowanie.
   A co gorsze, nie chce mi nic powiedzieć. Dlaczego tak się zachowuje? Co się dzieje? Nie mam pojęcia, ponieważ gdy o to pytam, on odpowiada mi milczeniem. Wiem jedynie, że coś musi być na rzeczy, ponieważ garstka osób, która jest w to wszystko wtajemniczona powtarza, że ma rację, traktując mnie jak księżniczkę zamkniętą w wieży.
     Tylko dlaczego nie chce mi nic powiedzieć?
   Mam swoje podejrzenia co do tego, o co w tym wszystkim chodzi. Poprosiłam nawet Benjamina o to, aby zlecił śledzenie mojego byłego chłopaka, Dariusza, i wybadanie tego, jak daleko od nas się znajduje. Jak na razie nie otrzymałam jeszcze informacji na ten temat, ale Ben przysiągł mi, że jak tylko czegoś się dowie, to mi wszystko opowie.
   Również tamten telefon do Taylora nie daje mi spokoju. Zastanawiam się, kto to mógł być. Ale jedyna odpowiedź, która wydaje mi się prawidłowa, jest też najgorszą z możliwych.
   Wydaje mi się, że to była właśnie Anna.
     Ale przecież to niemożliwe, staram się przekonać samą siebie. Przecież Taylor zapewniał mnie, że ona nigdy go nie odnajdzie.
   Tak właśnie mi kiedyś powiedział, gdy o to zapytałam.
     Chociaż, z drugiej strony… przecież ona też ma swoje znajomości, prawda?
   Im dłużej o tym myślę, ta opcja staje się dla mnie coraz bardziej możliwa i oczywista. Ale tak samo możliwe nadal wydaje się to, iż Dariusz nadal stara się mnie dosięgnąć.
   I ani jedna, ani druga opcja wcale mi się nie podoba.
   Z westchnieniem przerzucam swoją dużą torbę na drugie ramię i idę dalej chodnikiem, skupiając się przy tym na drodze. Co chwila rozglądam się na boki. Pewnie dla osoby mi obcej jest to nieco dziwne…
   Wracam właśnie z treningu Z treningu, na który Taylor kategorycznie zabronił mi iść. Ale z racji tego, że musiał wyjść na jakiś czas i nikomu nie zlecił pilnowania mnie (a zdarza mu się) skorzystałam z okazji i wymknęłam się niepostrzeżenie. Obawiam się jednak, że po dwóch godzinach mojej nieobecności Taylor zdążył już wrócić do rezydencji i zorientować się, że mnie w niej nie ma… Staram się nie myśleć o konsekwencjach, które mnie zapewne czekają, gdy już mnie znajdzie – bo nie będzie czekał, aż sama wrócę, tego jestem pewna.
   Tak więc teraz, skoro i tak już zapewne zostanę zamknięta w naszej sypialni i na oknach zapewne zostaną założone kraty, a jedzenie będę dostawać do pokoju stwierdzam, że nic mi nie zaszkodzi, że przejdę się jeszcze do Marcela. Też jakiś czas się z nim nie widziałam. I z Olą. Tak, powinnam się jeszcze z nią wreszcie spotkać.
   Moja komórka wibruje, gdy dostaję wiadomość. Jest ona od Taylora:
    
           Zamorduję cię, zobaczysz.

     A więc już wie, że mnie nie ma, domyślam się. Decyduję się załagodzić jakoś sytuację, więc odpisuję mu:
 
           Przepraszam cię, ale musiałam się wyrwać. Jeszcze trochę i bym oszalała tam, sama.

           Nie byłaś sama – dobrze wiem, że była Emilia.

           Ale była z Arkiem i nie chciałam im przeszkadzać.

   Taylor nie lubi pisać SMS-ów. Świadczy o tym chociażby to, że po tej krótkiej wymianie wiadomości decyduje się do mnie zadzwonić.
     - Gdzie jesteś? - pyta gdy tylko przyjmuję połączenie.
   Wzdycham.
     - Jestem na...
   Słowa zamierają mi w ustach i nie potrafię się ruszyć, gdy męska dłoń zasłania mi usta. Chciałabym się wyrwać, ale czuję zimny metal pod swoją bluzą, tuż nad spodniami.
     - Rozłącz się, nie mówiąc gdzie jesteś ani co się dzieje – szepcze mi do ucha znajomy głos. - Jeśli zrobisz inaczej postrzelę cię. - Przyciska mocniej metal do mojego ciała. - A dobrze wiem, jak mam strzelić, aby cię nie zabić.
     - Rozalia? - słyszę Taylora po drugiej stronie telefonu. - Jesteś tam?
   Wzrokiem rozglądam się po ulicy, szukając pomocy. Nikt jednak nie zwraca na nas uwagi.
     - Zabiorę teraz rękę, a ty ładnie go spławisz, jasne? - kontynuuje mężczyzna za mną.
   Kiwam głową, ponieważ nadal nie dostrzegam pomocy. A mam wrażenie, że facet nie blefuje co do strzelania. On zgodnie z umową zabiera dłoń, po czym owija ramię wokół mojej talii, co przyjmuję z dreszczem strachu i obrzydzenia.
     - Taylor – zmuszam się do spokojnego, neutralnego tonu – muszę kończyć.
     - Czy coś się dzieje? - chce wiedzieć.
     Zorientował się, że coś jest nie tak.
     - Przekonująco – nakazuje oprawca.
   Przełykam ślinę i biorę drżący oddech.
     - Tak, wszystko gra – zapewniam go. - Przejdę się jeszcze, wstąpię do kawiarni i wracam do rezydencji. Niedługo będę. Pa. - I nim zdąży odpowiedzieć rozłączam się.
   Mężczyzna zabiera mi komórkę.
     - Idziemy – rozkazuje, pchając mnie do przodu.
     - K-kim jesteś? - Jestem na siebie zła za to, że mój głos zadrżał.
   Śmieje się.
     - Już nie pamiętasz swojej wielkiej miłości? A nie widziałaś świata poza mną.
   Otwieram szeroko oczy, gdy dociera do mnie, z kim mam do czynienia.
     - Zabierz broń, Dariuszu – proszę go.
   Znowu się śmieje.
     - A obiecujesz, że nie zaczniesz uciekać ani krzyczeć? Nie chcę cię skrzywdzić, a właśnie to będę musiał zrobić.
   Zaciskam zęby, gdy po raz kolejny trąca mnie pistoletem.
     - Nic nie zrobię.
     - Obiecujesz?
     - Przysięgam ci to – wysyczałam.
   Nie wiem dlaczego, ale mimo iż bałam się Dariusza i nie byłam pewna, do czego był zdolny wiedziałam, że nie zabije mnie z byle powodu. Nie mnie. I to dawało mi nad nim pewnego typu władzę.
     - Nie bój się – jego słowa zdają się potwierdzać moją tezę.
     - Czas lęku minął – zapewniam go.
     Koniec uciekania. Nadeszła kolej na walkę – ponieważ mam dla kogo walczyć.

*****

    Cześć,
Pomyślałam sobie, że zrobię Wam prezent na święta i dodam rozdział szybciej niż planowałam. Wiem, nie jest on ani słodki, ani świąteczny, przepraszam za to. No i jest trochę nudny, za co też przepraszam.
   Wesołych świąt wszystkim!

   Daniela

Jesteś moja, kochanie II || T.L. ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz