Rozdział XXII

3.8K 213 31
                                    

Rosalie POV

Przez pięć dni, dzień w dzień, musiałam chodzić na spotkania z tym psychologiem.

Czy mi to pomagało?

Możliwe, bo zaczęłam jeść.

Czy czuję się lepiej psychicznie?

Niekoniecznie. Niby nie odczuwam już spojrzenia tego psychopaty, ale pedagog sam w sobie jest dziwny. Na spotkaniach padały pytania o miesiączkę, mój pierwszy raz, ojca i matkę. Na temat dwóch pierwszych odpowiadałam zdawkowym ,,miałam", ,,przeżyłam". Jeśli chodziło o ojca, odpowiedziałam o tym o czym wiedziałam i, że nie chcę go znać, czy mu nigdy tego nie wybaczę. Nie obyło się również bez użycia kilku wulgaryzmów, pod jego adresem. Mamę kocham nad życie, więc postawiłam sprawę jasno, że będę z nią i zamierzam ją wspierać jak ona mnie.

Tego dnia miałam mieć spotkanie w terenie, że ono miałoby mi pomóc, abym nie bała się chodzić sama po mieście. Nie chętnie, ale się zgodziłam.

Po lekcjach zadzwoniłam do mamy i poinformowałam ją o dzisiejszych planach, po czym usiadłam na schodach pod szkołą i czekałam.
Dziesięć minut później na parking wjechało ciemne, sportowe auto, z którego wysiadł Tom.

- Gotowa? - zapytał.
- Em... Chyba tak - stwierdziłam.
- W takim razie wsiadaj.

Powoli wykonałam jego polecenie, po czym zapięłam pasy bezpieczeństwa. Kiedy pedagog zajął miejsce kierowcy, samochód ruszył.

- Gdzie jedziemy?
- Daleko - oznajmił dziwnie chłodnym tonem.

Może miał zły dzień?

Nie zamierzałam niepotrzebnie panikować, więc rozsiadłam się wygodniej na miejscu pasażera i oglądałam widoki za oknem.

Słońce powolutku kończyło swoje dzienne zadanie, a niebo mieniło się kolorami żółci i błękitu.
Kierowaliśmy się za miasto.

Nie znalazłam tamtych terenów, ale skoro miałam się wyciszyć to idealne miejsce, prawda?

Potem Tom skręcił, w skutek czego zjechaliśmy z autostrady. Tutaj ruch był mniejszy, a drogę, którą jechaliśmy otaczały pola uprawne oraz przeróżne polany.
Kilka kilometrów dalej pedagog skręcił na polną dróżkę, na której zatrzymał auto.

- Resztę drogi przejdziemy pieszo - oznajmił.

Wysiadłam z pojazdu, po czym rozprostowałam zdrętwiałe kończyny.

Powietrze w tamtym miejscu było świeże i czyste, aż trudno uwierzyć, że takie miejsca istnieją na ziemi.

Chwilę po moim opuszczeniu samochodu, usłyszałam dźwięk zamykania samochodu, a obok mnie pojawił się Tom. Był spięty i w ręku trzymał notatnik oraz czarną chustę.

- No, to chodźmy - zaproponowałam.
- Oczywiście - odparł i ruszył żwirową drogą.

Szłam za nim i podziwiałam piękne krajobrazy otaczającego mnie świata.

Dlaczego wcześniej się tu nie wybrałam?

Jak dotąd zawsze myślałam, że oprócz bogatych miast, pełnych turystów, nie ma nic lepszego. Jednak się myliłam.

Ta trawa, kwiaty polne, owady bzyczące na polanach - było cudownie.
Od razu miałam lepszy humor.

Zatrzymaliśmy się kilometr drogi od auta. W tym miejscu, kilka kroków dalej od pobliskiej polanki, znajdował się las.

- Dobra, w takim razie zaczynamy - oznajmił.
- OK.
- Zawiążę ci oczy chustą, a ty będziesz mi opowiadać co czujesz. Dobrze? - zapytał.
- Mhm - mruknęłam.

Stanął za mną, po czym delikatnie zebrał moje włosy na bok i zawiązał oczy ciemną chustą.

Było mi dziwnie nieprzyjemnie, ale postanowiłam się tym zbytnio nie przejmować.

- Co czujesz? - zapytał.
- Odsunąłeś się. Czuję, że na mnie patrzysz - oznajmiłam.

Przeszył mnie zimny dreszcz, kiedy pomyślałam o moim prześladowcy.

- Co słyszysz? - zadał kolejne pytanie.
- Poćwierkiwanie ptaków, bzyczenie owadów, chyba żabę oraz twoje kroki. Podchodzisz w moją stronę?

Po chwili poczułam szarpnięcie, a moje ciało zostało brutalnie przez kogoś przerzucone. Krzyknęłam przerażona, na co ta osoba się zaśmiała, ale nie był to śmiech Toma...

Nicolas POV

TEGO SAMEGO DNIA, NOCĄ

- David stoisz na czatach, okey? - zapytał Mark.
- Spoko.
- Dobra, Nick idziemy.
- Jasne - odpowiedziałem.

Plan jest taki:
Za pomocą kluczy mojego ojca, wchodzimy do szkoły. Idę do gabinetu dyrektora, po czym wyłączam kamerę na korytarzu i w pokoiku psychola. Potem razem z Marksem wbijamy do gabinetu oszusta, gdzie szukamy jakichkolwiek dowodów, a David stoi i pilnuje, aby ochrona nas nie nakryła. Na koniec wszystko odkręcamy i wiejemy. Proste? Oczywiście.

- Daj te klucze - rozkazał.

Podałem mu to o co prosił, a ten otworzył drzwi wejściowe.

- Okey, masz i biegnij wyłączyć te chujostwo, a ja schowam się za jakimś filarem - powiedział i oddał mi klucze.

Pobiegłem po schodach w górę, aż stanęłam pod wielkimi drzwiami z nazwiskiem mojego ojca. Otworzyłem je, po czym wszedłem do środka. Podeszłem do komputera i wyłączyłem odpowiednie kamery. Wybiegłem z pomieszczenia i skierowałem się do gabinetu pedagoga.

- Gotowe - oznajmiłem szeptem w głąb budynku i otworzyłem pokoik.

Kiedy obok mnie pojawił Mark obydwaj przekroczyliśmy próg pomieszczenia.

- Jak widać nie ma tu za dużo mebli, więc ja zajmę się szafą, a ty biurkiem - powiedział, po czym podał mi jednorazowe rękawiczki.

Od razu wzięliśmy się do roboty. Przykucnąłem przy dużym meblu i otworzyłem pierwszą szufladę. Pusta.
Druga - rysunki i zabawki. Dopiero w trzeciej były jakieś dokumenty i kilka teczek. Wyjąłem je, po czym przeglądałem ich zawartości. Kiedy miałem otwierać ostatnią, w oczy rzuciło mi się nazwisko ,,Carter". Otworzyłem ją, a przez to co zobaczyłem w środku, zamarłem.

Były tam: przeróżne zdjęcia Rosie, informacje o jest stanie, jakieś papiery sądowe, a najbardziej strasznym w tym wszystkim był plan:

,,Rosalie Carter (punkty działania):
1. Udobruchać.
2. Wywieźć z miasta.
3. Porwać.
4. Dopełnić celu"

- Masz coś? - zapytał Mark.
- Owszem - odpowiedziałem i przełknąłem głośno ślinę, gdy poczułem zbliżającą się gulę.

Podałem mu teczkę. Przejrzał ją, a z każdym czytanym zdaniem jego oczy były większe. Spojrzałem na niego spanikowany.

- O, kurwa... - skwitował.

I Want YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz