Rozdział X

6.5K 270 37
                                    

Nie chętnie oderwaliśmy się od siebie. Nad naszymi głowami stał nie kto inny, niż Nicolas Taylor...

- Rosie? - zapytał, ale to zabrzmiało jakby stwierdził. Mimo wszystko nie był to miły ton.

Nie rozumiałam go. Co mu przeszkadza to, że jestem na plaży i ROBIĘ tam co chcę?

- Tak to ona. Jakiś problem? - zapytał nieźle wkurwiony William. Najwyraźniej nie spodobało mu się to, że nam przeszkodzono.
- Kto to jest, Rosalie? - zapytał ostrzejszym tonem Nick.

Czy on uważa, że będę mu się spowiadać? NIE JESTEŚMY RAZEM, ale, że moja mama mnie w miarę swoich możliwości wychowała... Przedstawiłam jemu Will'a.

- To jest William. Mój...
- Chłopak - dokończył za mnie Willy.

Ok. Nie spodziewałam się, że to powie... No, ale w tamtym momencie mi to nie przeszkadzało.
Nick tylko zacisnął pięści i odszedł w szybkim tempie. Nawet na mnie nie spojrzał. Dupek!

- Ja pierdolę... - westchnęłam.
- Kochanie, jak tak bardzo chcesz to... Dla ciebie wszystko - wyszeptał mi do ucha Will.
- Palant - skwitowałam go i walnęłam w policzek, po czym wstałam z piasku.
- Ej no. Nie gniewaj się...
- Chodźmy stąd - rozkazałam, na co tylko pokiwał głową.
- OK. Cześć chłopaki! - pożegnał się i złapał mnie za rękę, spacerkiem ruszyliśmy przed siebie.

Kiedy dotarliśmy na parking, zmęczona opadłam na zimną kostkę brukową. William popatrzył na mnie współczująco.

- Ta rutyna mnie dobija... Brakuje mi jakiejś adrenalinki - powiedziałam smutno i spojrzałam na zachodzące już słońce.

Niebo było takie piękne... Mieniło się prześlicznymi kolorami fioletu, błękitu, różu i żółci. Słońce nad horyzontem mocno oświetlało okolicę. Wyjęłam telefon z kieszeni i zrobiłam kilka zdjęć.

- Oj Rosie... - westchnął William, po czym klapnął obok mnie.

Po raz ostatni błysnęło słońce i znikło. Zapanowała ciemność. Na drogach zaczęły się włączać latarnie.

- Zimno mi - oznajmiłam i otuliłam odkryte ramiona dłońmi.

Will podał mi swoją bluzę. Nałożyłam ją, oczywiście była o dużo za duża...

- Chodź tu do mnie - powiedział z delikatnym uśmiechem i rozłożył zachęcajaco ramiona.

Przytuliłam się do jego seksownej i idealnej klaty. Pachniał tak cudownie...
Przymknęłam oczy i w ciszy rozkoszowałam się jego zapachem, oddechem i dotykiem... Zaraz, zaraz! Dotykiem?!
William delikatnie jeździł dłońmi po moich plecach. Było to tak przyjemne...
W pewnym momencie poczułam jak moje ciało zostaje podniesione. Otworzyłam gwałtownie oczy i zobaczyłam, że zbliżamy się do czarnego Nissan'a Qashqai'a, a wiem to stąd, że interesuje się trochę motoryzacją.

- Co ty chcesz zrobić? - zapytałam zdezorientowana.
- Uprowadzić i zgwałcić - odpowiedział całkiem poważnie.

A co jeśli na prawdę to zrobi?! Zaczęłam niepotrzebnie panikować, bo William zaczął się głośno śmiać.

- Ale ty jesteś głupi! - krzyknęłam, po czym walnęłam go w ramię na co wybuchnął jeszcze większym śmiechem.
- Powtarzasz się Myszko - powiedział gdy się opanował, po czym postawił mnie na nogi oraz otworzył drzwi od strony pasażera i dodał - Wsiadaj.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam i zajęłam wskazane miejsce.
- Do ciebie - oznajmił i uśmiechnął się chytrze.
- OK. - wzruszyłam tylko ramionami, a samochód ruszył.

Jechaliśmy w ciszy, jedynie radio odtwarzało jakieś melodie. Znużona zamknęłam powieki i oparłam głowę o szybę. Czułam, że powolutku odpływałam, jeszcze do tego Will położył dłoń na moim kolanie i kciukiem delikatnie je masował.

- William... - wyszeptałam.
- Tak Kochanie? - zapytał również szeptem.
- Rozpraszasz mnie! - powiedziałam o wiele głośniej.
- Dobrze wiedzieć - stwierdził i zabrał rękę.
- Przez ciebie teraz nie usnę... - bąknęłam z wyrzutem, na co parsknął śmiechem.
- Jesteśmy - oznajmił dziesięć minut później.
- Dzięki?
- Mogę iść z tobą? - zapytał i dla podkreślenia swoich słów, zrobił usta w podkówkę.
- Pod jednym warunkiem. Będziesz grzeczny.
- Oj, uwierz będę grzeczny - zaśmiał się wysiedliśmy z auta.

Szłam pierwsza, więc William miał idealny widok na mój, nie powiem, bo jędry tyłek. Z czego oczywiście skorzystał.
Próbowałam się jakoś zakryć. Z pomocą przyszła mi jego bluza, którą miałam na sobie. Była długa, więc bardzo dobrze kryła to co trzeba...

- Oj Skarbie... Nie masz czego się wstydzić, więc nie zakrywaj tej cudownej dupeczki - podszedł do mnie od tyłu i położył dłonie na biodrach.
- Miałeś być grzeczny! - krzyknęłam i odwróciłam się do niego.
- Przecież jestem. To nie moja wina, że mój kutas tak na ciebie reaguje - oznajmił i wskazał na wybrzuszenie w spodniach.
- Lepiej coś z TYM zrób, bo moja mama nie będzie zachwycona - spojrzałam znacząco na jego krocze.
- O kurwa...
- Też kobieta, dobra chodź - powiedziałam i pociągnęłam go w stronę drzwi.

Otworzyłam je i weszliśmy do środka.

- Rosie, gdzieś ty się podzie... - zaczęła moja mama, ale gdy zobaczyła, że nie jestem sama stanęła jak wryta.
- Mamo to jest William, mój kolega. Will to moja mama Anabelle.
- Dobry wieczór proszę pani - przywitał się William, po czym pocałował jej dłoń.

Ja. Co za dżentelmen...

- Dobry wieczór. Miło mi cię poznać- oznajmiła i z uśmiechem zlustrowała go wzrokiem, po czym dodała - Rosalie mogłaś uprzedzić, że przyjdziesz z kolegą. Bym kazała dla was coś przygotować.
- Ależ nic nie trzeba proszę pani - powiedział Will.
- No dobrze, ale chociaż poczęstujesz się ciastem czekoladowym mojej roboty? - zapytała mama.
- Z wielką przyjemnością.
- Dobrze to za jakieś pięć minutek Diana wam wszystko przyniesie.
- To my pójdziemy do mnie - stwierdziłam i pociągnęłam za sobą Will'a.

Kiedy dotarliśmy do mojego pokoju, usadowiłam się w jednej z wiszących kul przy oknie. William zrobił to samo.

- Masz bardzo miła mamę - stwierdził.
- Dzięki? Najwyraźniej się jej spodobałeś, więc na pewno będzie mi truła... - westchnęłam i zrezygnowana zniżyłam się w siedzeniu.
- Mmm... Ciekawe - powiedział zmysłowym tonem.
- Weź... - rzuciłam, po czym dodałam, gdy usłyszałam pukanie - Proszę!

Do pokoju weszła Diana - ładna i wysoka blondyna, a za razem jedna z służących. Postawiła przygotowane przekąski na małym stoliczku. Oczywiście ten głupek, zaczął się ślinić na widok jej dużych piersi. Odwróciłam głowę, aby nie patrzeć na to żałosne przedstawienie. Chwilę potem dziewczyna wyszła, a ja nadal na niego nie patrzyłam. Zaraz, zaraz czy ja jestem zazdrosna?!
Mniejsza... William kucnął przede mną, a ja go zignorowałam.

- Oj Myszko... Nie gniewaj się na mnie - poprosił, a ja dalej milczałam.

Złapał mnie za rękę, po czym przysunął twarz do mojego ucha i wyszeptał:

- Skarbie... Może i ma duże cycki i w ogóle, ale i tak nie dorasta ci do pięt. Mnie kręci tylko i wyłącznie cudowna duperka.
- Ach tak?! Pałuj się! - wstałam i rzuciłam się na łóżko, po czym zakopałam się pod kołdrą, tyłem do niego.

Chwilę później poczułam jak materac obok mnie się ugina, a ten palant mnie obejmuje.

- Spierdalaj - syknęłam, na co się zaśmiał - tak cię to śmieszy? Jesteśmy tylko kumplami, więc idź sobie do Diany! Droga wolna!
- No wiesz... W każdej chwili nasza relacja może się zmienić, a tak a propo to nie sądzę, aby kumple się całowali.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - gwałtownie odwróciłam się w jego stronę.
- To, że nasza relacja nie jest czysto kumpelska.
- I co w związku z tym?
- Co powiesz, abyśmy spróbowali ze sobą? - zapytał z bananem na ustach.
- Boli cię coś? Może pojedziemy do lekarza? - uniosłam wymownie jedną brew.
- Przyznaj, że nie jestem tobie obojętny, tak jak ty mi.

Czy on mi teraz wyznał miłość?! O kurwa...
Miałam w swoim życiu kilku chłopaków i zawsze kończyło się tym, że zaliczyli, pobawili się kilka miesięcy i do widzenia. Nie byłam jakoś strasznie załamana czy coś, ale czy jestem na to gotowa? Może on będzie inny? Nie mam pojęcia. Musze to przemyśleć, ale przecież raz się żyje, nie? Mam nadzieję, że podejmę dobrą decyzję...


I Want YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz