"Co ty tu do cholery robisz?!"

110K 4.9K 4.1K
                                    

Wyszłyśmy z kawiarni i zaczęłyśmy kierować się do domu. Po drodze wstąpiłyśmy jeszcze do galerii, ponieważ Vanessa musiała kupić prezent urodzinowy dla swojego taty. Chodziłyśmy od sklepu do sklepu. Byłyśmy już chyba w piątym sklepie, ale nic nie było warte uwagi. 

Po kolejnej godzinie, spędzonej tak naprawdę na niczym, zrezygnowane zaczęłyśmy kierować się w stronę miejsca, gdzie zawsze się rozstajemy. Nagle jednak przypomniał mi się jeszcze jeden sklep ze starociami niedaleko mojego domu. Jeśli tam nic nie znajdziemy dla wujka Arthura- poddaję się. 

Zastanawiającym może być, dlaczego wujek, prawda? Cóż... Byłam tak częstym gościem w domu mojej przyjaciółki, że sam kazał mi się tak do siebie zwracać. Mówił, że określenie „Pan" jest dla niego zbyt oficjalne i, że przecież jesteśmy jak rodzina.

- Mam dosyć, nogi mi odpadają - jęknęła, a ja zaśmiałam się cicho. 

- Daj spokój - westchnęłam, wpychając ją do sklepu. - Ostatni na dziś - dodałam, a ta przewróciła oczami. 

- Dlaczego na przykład nie mogę mu dać kasy? - warknęła, rozglądając się po półkach. - Tak byłoby o wiele prościej - jęknęła bezradnie, co chwilę biorąc do ręki jakieś beznadziejne przedmioty.

- Ale wtedy wyszłoby na to, że oddałaś mu jego kasę. - moje usta wykrzywiły się w grymas. - Przecież to tak naprawdę jego kasa, bo od niego dostajesz kieszonkowe. - wzruszyłam ramionami. 

- Twoja dedukcja, jest po prostu zajebista - skwitowała sarkastycznie, ze śmiertelnie poważną miną - Na to wychodzi, że teraz też kupuje sobie sam prezent - westchnęła. - Bo to przecież jego kasa - zakreśliła cudzysłów w powietrzu, a ja przewróciłam oczami.

- Cokolwiek.

Po dziesięciu minutach rozglądania się po sklepie zaczęłyśmy kierować się do wyjścia. Oczywiście, zmarnowałyśmy kolejne minuty, które mogłabym poświęcić na cholerne leżenie, na cholernej kanapie w salonie. 

Nagle moja przyjaciółka zobaczyła płytę ulubionego zespołu swojego ojca. Chwytając przedmiot, od razu pobiegła z nim do kasy. 

-Jezu, Jane! Dziękuję! Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła – powiedziała Van, a ja tylko się zaśmiałam i ją przytuliłam. Wyszłyśmy na dwór, gdzie od razu uderzyły we mnie szumy jeżdżących samochodów. 

Ugh... 

-Nie ma za co - mruknęłam, z lekkim uśmiechem na ustach. -  Dobra, ja spadam do domu - pocałowałam ją w policzek i odwróciłam się na pięcie, nie dając dojść dziewczynie do głosu. 

-Cześć! Jutro wpadnę po te ciuchy z imprezy! – Krzyknęła za mną, a ja tylko uniosłam rękę do góry i pokazałam jej podniesiony w górę kciuk.

Po pięciu minutach w końcu weszłam do domu. Od razu pobiegłam do swojego pokoju, zabierając z niego piżamę i poszłam wziąć prysznic. Umyłam ciało żelem, a włosy szamponem kokosowym. 

Odświeżona wróciłam do pokoju, i zajrzałam na facebook'a. Odpisałam na wiadomości mojej kuzynki z Polski. Pytała kiedy w końcu ją odwiedzę. Szczerze? Planowałam zrobić to pod koniec wakacji. Naprawdę, bardzo za nią tęsknie. Niby rozmawiamy przez telefon, piszemy ze sobą, ale to jednak nie to samo co rozmowa w cztery oczy, prawda?

Zdziwiłam się gdy zobaczyłam zaproszenie do znajomych. Jake... Jake, największy dupek tego miasta zaprosił mnie do znajomych. Zawahałam się, ale przyjęłam go do niewielkiego grona moich znajomych. Miałam ich może stu pięćdziesięciu? No bo kurde, gdzie jest sens w tym, żeby przyjmować lub zapraszać ludzi których się nie zna, co najwyżej widziało się ich raz w życiu? 

Mój brat już śpi ✅Where stories live. Discover now