Pozycja 26 - Eichen

498 72 74
                                    

„Niezdecydowanie zdecydowanie kradnie szczęście"

Nie do końca przemyślane

        Kiedy ostatni dzwonek rozbrzmiał w moich uszach, natychmiast podniosłam się z ławki, w biegu żegnając się ze swoimi przyjaciółkami. Dzisiaj po raz pierwszy po krótkiej przerwie miałam pojechać do Artem, więc bardzo chciałam zdążyć na wcześniejsze metro. W takich chwilach żałowałam, że nie mam prawa jazdy i własnego samochodu, bo dotarcie do domu niestety trochę się przedłużyło.

        Kiedy tylko wpadłam do środka, szybko ściągnęłam z siebie trencz, a potem powiesiłam go na wieszaku. Dzisiejszy dzień był zdecydowanie zbyt ciepły na taki strój, chociaż jeszcze rankiem myślałam, że będzie mi zimno.

        Pobiegłam do kuchni, by zjeść szybki obiad, ale w progu natknęłam się na swoją mamę. Wchodziła do domu obładowana siatkami, więc rzuciłam się, by jej pomóc. Rozpierała mnie energia na myśl, że znów będę mogła tańczyć. Do tego wszystkiego był jeszcze Roscoe...

        Byłam niemalże pewna, że jestem w nim zakochana, więc właściwie... Pomimo tego bałaganu ostatnich dni, cieszyłam się, że spędzę z nim trochę czasu. Tak jak dawniej. Tylko we dwoje, śmiejąc się i tańcząc. Wprawdzie nie miałam pewności, czy Roscoe przyjdzie dziś na trening, ale w ten dzień mieliśmy zaplanowane spotkanie, więc miałam nadzieję, że uda nam się spotkać.

— Co tak wcześnie? — zapytała mama, kiedy odebrałam jedną z jej papierowych toreb.

— Jadę do Chicago, zapomniałaś? — Uśmiechnęłam się promiennie.

— Trochę — przyznała kobieta, odsuwając ciemne włosy za ucho. — Nie zdążyłam zrobić obiadu.

        Skrzywiłam się lekko. Zdążyłam zgłodnieć, ale teraz machnęłam na to ręką. Może dzięki temu mogłam zdążyć na jeszcze wcześniejsze metro. Spodziewałam się, że w akademii czeka mnie mnóstwo roboty. Musiałam nadrobić zaległości, możliwe, że i pokazać Alexis choreografię, którą tworzyłam jakiś czas temu. Jeśli w ogóle jeszcze ją pamiętałam.

— Kupię coś po drodze — rzuciłam w końcu, stawiając torbę na kuchennym blacie. — Lecę się przebrać.

— Przyjechać po ciebie?! — zawołała mama, kiedy byłam już na korytarzu.

        Zaprzeczyłam, dziękując szybko, bo mimo wszystko nie miałam pojęcia, o której skończę zajęcia. Pobiegłam do pokoju i przebrałam się, a potem dokładnie sprawdziłam, czy w mojej sportowej torbie wszystko jest na miejscu. Kiedy byłam przekonana, że mam przy sobie każdą rzecz, wzięłam tobołek i wyszłam z pokoju. Miałam nadzieję, że pogoda nagle się nie zmieni, ponieważ ubrałam tylko cienkie legginsy i zwiewną tunikę.

        Nie należałam do dziewczyn, które narzekały na temat swojego wyglądu. No dobrze, moje włosy, nos i piersi mogły być lepsze, ale reszta była całkiem w porządku. Lata ćwiczeń sprawiły, że miałam wysportowane ciało, co sprawiało, że w obciślejszych spodniach wyglądałam dość dobrze.

        Szybko zahaczyłam jeszcze o łazienkę, by zmyć makijaż, a potem wreszcie skorzystałam z toalety, czując, że mój pęcherz już umiera. Wreszcie byłam gotowa i do następnego metra zostało mi ponad piętnaście minut, więc spokojnie zdążyłam pożegnać się z mamą i wyjść na dworzec.

        Wyciągnęłam z kieszeni torby swoją komórkę, sprawdzając, czy znajdę tam jakąś wiadomość od Roscoe. Nie wiem, dlaczego liczyłam, że do mnie napisze, ale kiedy nie znalazłam tam nic nowego, po prostu zablokowałam ekran.

Zrobione z papieru: ich kłamstwa | TOM 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz