Pozycja 14 - Eichen

725 94 107
                                    

„Pocałuj mnie, a zobaczysz, jak ważna jestem" 

Skradzione pocałunki

        Kiedy Roscoe wmówił mi, że nie dostał swojej wymarzonej posady, zasmuciłam się. Wierzyłam w niego i doskonale widziałam jego postępy. Z dnia na dzień nabierał pewności siebie i nie mylił prostych kroków. Widziałam, jak się stara; determinacja w jego oczach tylko mnie o tym przekonywała. Zazdrościłam mu tego samozaparcia, bo zapomniałam, jak to jest o coś walczyć. Od lat nie czułam już tej adrenaliny i pragnienia... Osiągnięcia czegoś.

        Dowiadując się, że ta zła wiadomość była jedynie żartem, kamień spadł mi z serca. Oczy Rossa lśniły jak u małego dziecka, a uśmiech sięgał tak wysoko, że wokół jego zielonych oczu pojawiły się niewielkie zmarszczki. Skłamałabym, mówiąc, że w tamtym momencie moje serce nie biło kilka razy szybciej. Coś mnie tknęło, że rzuciłam mu się na szyję jak ostatnia idiotka, gratulując mu.

        Kiedy odsunęłam się zaledwie na milimetr, z zamiarem odejścia na kilka kroków, by nie zaburzać jego przestrzeni osobistej, jego duże dłonie zsunęły się na moją talię, przytrzymując mnie w miejscu. Spojrzałam mu prosto w oczy, szukając w nich jakiegoś wytłumaczenia. Blondyn po prostu stał jak kołek, wpatrując się we mnie, ale potem wreszcie coś w nim drgnęło. Uśmiechnęłam się lekko, a on przygryzł wargi i niemal w zwolnionym tempie położył jedną dłoń na moim policzku.

        Przypuszczam, że już wtedy powinnam zareagować, ale zamarłam. Nie wiedziałam, czy to zmierza do tego, o czym pomyślałam, ale nie protestowałam. Ba, nawet przysunęłam się bliżej. Czy chciałam go pocałować? Znałam Rossa dość krótko, ale traktowałam go jak dobrego znajomego. Poza tym w ciągu ostatnich dwóch tygodni zdawałam sobie sprawę, że coś mnie do niego ciągnie. Roscoe Walker miał być moim pierwszym pocałunkiem i zgodziłam się na to.

        Nie wiedziałam, co robię, ale kiedy chłopak złączył nasze usta, odwzajemniłam pocałunek. W tamtej chwili to była najlepsza decyzja, jaką mogłam podjąć, nawet jeśli robiłam to trochę nieudolnie. Ross nie naciskał, nie był, jak ci chłopcy z książek, którzy wpychali głównej bohaterce język do ust. Nasze wargi były złączone, ale to tyle. Moje ręce wisiały bezczynnie po obu stronach tułowia, ale w końcu zarzuciłam mu je za szyję.

        Kiedy Roscoe odsunął się lekko, opierając czoło na moim, myślałam, że jestem w niebie. Zalała mnie fala pozytywnych uczuć, czułam, że latam. Wiedziałam, że jestem czerwona jak burak, a nogi uginają mi się w kolanach. Nadal obejmowałam chłopaka, a on nadal trzymał mnie w talii. Uczucie wstydu ustępowało miejsca przyjemności. Nie wiedziałam, że pocałunki są czymś tak pięknym. Że nawet takie spontaniczne, zawarte w sali baletowej, mając za oknem widok cudownego Chicago, potrafią rozbudzać wszystkie zmysły.

— Ja... — Ross odchrząknął cicho, puszczając mnie. Nagle wpadł w zakłopotanie, chociaż nie wiedziałam dlaczego. Przecież było tak cudownie. — Chyba nie powinienem był tego robić, co nie? — wymamrotał, spuszczając wzrok.

— Żartujesz? Ross, to... — Brakowało mi słów.

        Chciałam powiedzieć mu, że był moim pierwszym pocałunkiem. Pomyślałam, że powinien o tym wiedzieć, w końcu dlatego byłam tak zszokowana. Nie mogłam jednak powiedzieć, że to mi się nie podobało. Nagle zapomniałam, jak wyobrażałam go sobie dotychczas, bo ten był idealny. Jego usta na moich... Ilekroć o tym myślałam, czułam, że robi mi się słabo z emocji.

— Lubię cię, Eichen. Nie znamy się przesadnie długo, ale... Masz coś w sobie — przyznał nagle, uśmiechając się do mnie kącikiem ust.

Zrobione z papieru: ich kłamstwa | TOM 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz