Pozycja 21 - Roscoe

596 77 101
                                    

„Żaden człowiek nie jest dostatecznie mądry, żeby rządzić innymi." 

Słowa i obietnice rzucone na wiatr

        Mniej więcej od wczorajszego popołudnia nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca we własnym mieszkaniu. Kiedy kilka lat temu przeprowadziłem się tutaj, byłem zbyt podekscytowany, by przejąć się tym, że jestem tu zupełnie sam. Że jestem z dala od domu i to już się nie zmieni. Ale w drugą noc to wszystko we mnie uderzyło i zdałem sobie sprawę, że właśnie zacząłem nowe życie, a w salonie nie siedzą moi rodzice, którzy rozmawiają ze sobą o pracy.

        I pewnym sensie czułem się tutaj obco i dziwnie. Trochę zajęło mi przywyknięcie do tego mieszkania, a teraz... Czułem się podobnie. Dochodziła pierwsza w nocy, a ja siedziałem na swoim łóżku i myślałem. Analizowałem ostatnie dni wzdłuż i wszerz, chcąc po prostu zrozumieć. I poniekąd rozumiałem, ale w pewien sposób wmawiałem sobie, że Eichen jeszcze zmieni zdanie.

        Doceniałem to, że chciała spróbować. Kiedy mi o tym mówiła, czułem się, jakbym miał po prostu wszystko. Moje życie zaczęło być ustatkowane. A potem... Od początku mówiłem, że nie będę na nią naciskać i zmuszać jej do czegoś, czego nie chce. I naprawdę nie zamierzałem tego robić, ale nie spodziewałem się, że Eichen jednak wycofa się z tego, co nas łączyło. Może nie łączyło nas oficjalne uczucie, ale... Przez te kilka dni naprawdę miałem nadzieję, że damy radę. Wiedziałem, co ryzykujemy, ale w końcu podjąłem decyzję. Chciałem tego.

        Eichen dała mi kosza. Czułem się po prostu zmiażdżony przez siedemnastoletnią smarkulę, do której czułem miętę. A jakby tego było mało, Morgan powiedziała mi przecież, że "tu nie chodzi o strach", a o uczucie, dla którego nie warto się poświęcać. Nie wiedziałem, co jest gorsze. To, że nie czuła tego samego, czy to, że kłamała, iż się nie boi. Byłem przekonany, że w rzeczywistości naprawdę się bała. Miałem tylko nadzieję, że zgodzi się na przyjaźń, bo tyle mogłem jej zaoferować.

        Wystarczyło niewiele spotkań, żebym w jakiś sposób stracił dla niej głowę. Eichen nie była tak niesamowita, że aż nierealna. Nie miała idealnej cery, czasem narzekała na swoje włosy, była, jaka była, ale to mi się w niej podobało. Ja przecież także nie byłem jakimś greckim bogiem, bo miałem w domu lustra i potrafiłem się jakoś ocenić. Eichen nie była jak dziewczyny z wyższych półek, przez co stawiałem ją jeszcze wyżej. Jej charakter na pewno miał swoje mankamenty, których nie zdążyłem jeszcze poznać, ale to wszystko...

         Złapałem się za głowę, powoli wpełzając pod kołdrę. Nie mogłem wiecznie o niej myśleć, ale nie mogłem też przestać. Byłem w kropce. Powiedziałem Eichen, że mi się podoba. Nie było to tylko "lubię cię", ale "podobasz mi się". W moim słowniku brzmiało to mniej więcej jak... Nie zostawiaj mnie. Niestety Eichen poszła w zupełnie innym kierunku, niż oczekiwałem.

        Robiło mi się gorąco od nadmiaru myśli, do tego sen powoli mnie zmagał. Musiałem dać sobie spokój na dziś i po prostu pójść spać, ponieważ miałem wstać dość wcześnie. O Eichen musiałem pomyśleć następnego dnia. Musiałem... Przekonać ją do przyjaźni. To brzmiało tak bezsensownie. Musiałem prosić ją, by chciała być moją przyjaciółką. To nie było w moim stylu, ale ja ciągle traciłem głowę. Ale... Może, wbrew pozorom, Eichen nie chciała tylko zapewnień, że będzie dobrze? Może chciała, by ktoś o nią powalczył?

        Nie wiedziałem, czy nadawałem się na księcia z bajki. Nigdy nie zamierzałem nim być, ja chciałem tylko pokrzyżować jej plany i znaleźć jakąś metodę w tym całym szaleństwie.

        Zamierzałem ryzykować.

~*~*~

        Nie lubiłem, gdy moją brodę pokrywał zarost. Lepiej czułem się bez niego, ale już drugi dzień z kolei nie zdążyłem się ogolić. Obudziłem się o siódmej piętnaście, o całe pół godziny za późno, by w spokoju przygotować się do pracy. Zasnąłem naprawdę późno, wciąż rzucając się na łóżku, jak ryba wyrzucona na brzeg. Kiedy w końcu zadzwonił budzik, wciąż włączałem kolejne drzemki, nie sądząc, że czas tak szybko mi gdzieś ucieknie. Kiedy w końcu zerknąłem na zegarek, wyskoczyłem z łóżka, jakby się paliło. Poranna toaleta nie trwała nawet pięciu minut, ogarnąłem się w tak szybkim tempie, że dwukrotnie upuściłem na podłogę szczoteczkę do zębów, więc musiałem ją dodatkowo szorować. Nie zjadłem śniadania, chociaż bardzo chciałem, a mój żołądek z każdą chwilą dopominał się jedzenia.

Zrobione z papieru: ich kłamstwa | TOM 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz