Pozycja 22 - Eichen

583 80 139
                                    

„Kłamstwo nie staje się prawdą dlatego, że wierzy w nie więcej osób" 

Ważne papiery w kwieciste wzory

        Choroba rozłożyła mnie na łopatki i już drugi dzień siedziałam w domu. Wiedziałam, że czym prędzej muszę się pozbierać i zwyczajnie wrócić do szkoły. Już za parę tygodni czekała mnie przerwa świąteczna, a później rozpoczynałam fakultety przed egzaminami. Koniec roku zbliżał się wielkimi krokami, ostatnia klasa musiała zakończyć się pomyślnie, zwieńczona balem maturalnym i wszystkimi ceremoniami, które się z tym wiązały. Poza tym nie mogłam opuszczać też zajęć w Artem, co ostatnio mi się zdarzało. Szkoła, to szkoła, musiałam napisać egzamin tak, by dostać wystarczającą ilość punktów do przyjęcia na uniwersytet stanowy w Chicago, a dzięki akademii może mogłam liczyć na jakieś stypendium. Do tego wszystkiego naprawdę tęskniłam za tańcem. Ucząc Roscoe, rzadziej ćwiczyłam z grupą i...

        Jeśli o nim mowa. Ross nie odzywał się do mnie od tamtego dnia, gdy powiedziałam mu, że jednak zmieniłam zdanie. Ja wielokrotnie sięgałam po telefon, chcąc do niego napisać. Stukałam krótkie wiadomości jak "co u ciebie?", "jesteś zły?" lub "wszystko gra?", które nie miały sensu, bo wyszedł ode mnie z taką miną, że wątpiłam w pozytywną odpowiedź. Nie wysłałam ich, a nic innego nie mogłam napisać. Na dobrą sprawę nie wiedziałam, czy powinnam. Miałam tylko dwie opcje, kiedy przekreśliłam trzecią, która miała wplątać mnie w związek z nim. Albo być jego przyjaciółką, albo nikim i nigdy się do niego nie odzywać.

        Z czym miałam problem? Sarah była ze mnie dumna. Pisała, że postąpiłam dobrze i niedługo wszystko się ułoży. Chciałam jej wierzyć, ale w jakiś sposób nie potrafiłam przestać myśleć o Roscoe jako o kimś... Bliższym. Nie mogłam pogodzić się z myślą, że będę musiała traktować go jak powietrze. Nie mówiłam o tym nikomu, a już przede wszystkim Sarah, która pewnie nagadałaby mi, co o tym myśli. Nie chciałam pogarszać naszej sytuacji, więc trzymałam język za zębami. Miałam nadzieję, że jakoś sobie z tym poradzę.

        Westchnęłam, a potem wreszcie wstałam z łóżka. Miałam już dość leżenia, a jutro i tak musiałam wracać już do szkoły. Czułam się o niebo lepiej, chociaż katar wciąż mi doskwierał. Nie miałam jednak zawrotów głowy, więc postanowiłam, że doprowadzę się do porządku i wyjdę się przewietrzyć. Rodziców nie było w domu – tata od dawna był na uniwersytecie, a mama musiała być na zakupach albo także pracowała. Nie byłam tego pewna, bo kiedy się obudziłam, już ich nie było.

        Powędrowałam do łazienki, a potem stanęłam przy zlewie, kontrolnie zerkając w lustro. Na mojej twarzy pojawiło się kilka czerwonych plam. Miałam nadzieję, że wszystko szybko stamtąd zniknie, bo dopiero co, chodząc na wiele wizyt do dermatologa, moja skóra miała się trochę lepiej. Wyszczotkowałam zęby, a potem zabrałam się za rozczesywanie włosów. Miałam do nich jakąś awersję i chociaż częściej spływały rozpuszczone, ciągle miałam wrażenie, że wyglądają jak słoma. Spięłam je w warkocz, wiedząc, że i tak ukryję tę szopę pod czapką, a potem opuściłam łazienkę, rezygnując z makijażu, by jeszcze bardziej nie przemęczać cery.

        Zerkając przez okno, widziałam, że ludzie, szwendający się po ulicach, są ubrani dość lekko. Chciałam wskoczyć w jakąś zwyczajną koszulkę, ale nie mogłam ryzykować przyszpileniem do łóżka na kolejnych kilka dni. Byłam już po śniadaniu, kiedy ubierałam buty, a potem jeszcze raz poprawiłam na sobie puchową kamizelkę. Jeszcze raz naciągnęłam na głowę czapkę, a potem wyszłam z domu, dokładnie zamykając za sobą drzwi.

         Udałam się w dół ulicy, rozglądając się wokół. Okolica zaczynała się robić kolorowa, a ja nie mogłam doczekać się prawdziwej wiosny. Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł, więc szybko wygrzebałam komórkę ze swojej kieszeni, a potem wybrałam odpowiedni numer.

Zrobione z papieru: ich kłamstwa | TOM 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz