Rozdział IV - "Hej, jestem Josh, a ty?"

180 28 33
                                    

Po całym tygodniu wyszłam ze szpitala. Idealnie w dzień przed powrotem do szkoły po feriach. Wraz z mamą poleciałam samolotem do nowego domu i ostatni dzień ferii spędziłam na przygotowaniach do szkoły. Spakowałam książki potrzebne na najbliższy dzień do białego plecaka. Miałam już dosyć szpitali. Serdecznie dosyć. Miałam nadzieję, że wreszcie skończą się moje przygody z kroplówkami i białymi salami. Następnego dnia, na pierwszej godzinie lekcyjnej, miał odbyć się apel z okazji dnia naszej szkoły na co trzeba było ubrać się elegancko. Przyszykowałam sobie białą bluzkę na długim rękawie oraz piękną czarną spódnicę. Po chwili udałam się na łóżko. Byłam już ubrana w moje onesie przypominające Sticha. Teraz wystarczyło tylko zamknąć oczy i zasnąć, ale jakoś mi nie szło. Ręka, na której był wenflon jeszcze trochę mnie bolała, co również odsuwało mnie od udania się w Objęcia Morfeusza. Mimo wszystko zaczęłam gładzić miekką tkaninę w postaci mojego onesia i po chwili, ku mojemu zdziwieniu usnęłam.

***

Gdy się obudziłam usłyszałam okropnie głośne pikanie mojego budzika. Pacnęłam ręką przycisk i zsunęłam się bezwładnie na podłogę. Uchyliłam jedną powiekę i zerknęłam w kierunku wyświetlacza. Była ósma pięćdziesiąt .

— O shit, spóźnię się — warknęłam.

Szybko ubrałam się i zbiegłam na dół, w jakimś amoku porwałam kanapki i pobiegłam na autobus. Przystanek był jakieś trzysta metrów od mojego domu, więc stwierdziłam iż zdążę. Gdy wybiegłam zza zakrętu oddzielającego widok na przystanek ujrzałam żółto-czarny autobus. Powoli wchodzili do niego  uczniowie mojego liceum. W pełnym szoku ustałam za ostatnim pasażerem, który właśnie miał wsiadać do pojazdu gdy poczułam wibrację w kieszeni. To pewnie mama. Zignorowałam połączenie i usadowiłam się na jednym z siedzeń. Droga do szkoły trwała jakieś dziesięć minut, po drodze zaliczyliśmy jeszcze kilka przystanków. Na jednym z nich dosiadł się do mnie przystojny blondyn.

— Hej, jestem Josh. A ty? — Próbował rozkręcić rozmowę.

— Grace — odparłam lakonicznie.

— Do której klasy chodzisz? —zagadnął.

— Do pierwszej e. —Przeglądałam facebooka. — A ty? — zapytałam aby nie było mu przykro.

—No wygląda na to, że do tej samej. — Uśmiechnął się.

Spojrzałam na niego zszokowana.

— To miło — odpowiedziałam wracając do czytania posta znajomej.

W tym momencie nasza rozmowa się zakończyła.

***

Gdy dojechaliśmy do szkoły większość uczniów zbierała się tuż pod wielką halą. Przebiłam się przez tłum i czekałam na rozpoczęcie uroczystości. Ustałam gdzieś na uboczu, tam gdzie nie było aż tak wielu ludzi. Na tego typu uroczystościach łatwo było o to abym zemdlała. Wystarczyło aby było tylko trochę duszno, a ja już odpływałam. Miałam nadzieję, że tym razem nie spotka mnie podobny incydent. Po dłuższej chwili zaczęła się paplanina dyrektora Smitha. Mężczyzna opowiadał o historii naszej szkoły i zagalopował się tak, że sięgnął osiemnastego wieku. Dopiero w tym momencie zauważyłam, że przede mną stoi Josh. Byłam już wystarczająco zmęczona tą nudą i stwierdziłam, że czas przerwać tę okropną ciszę wśród uczniów. Zdążyłam dotknąć chłopaka za ramię gdy mnie zamroczyło. Gwałtownie osunęłam się na ziemię. Po chwili słyszałam już tylko dudniące głosy nauczycieli.

— Drodzy uczniowie, prosimy zachować spokój i rozejść się do klas. — Głos dyrektora słychać było przez wszystkie głośniki.

— Boże, czemu ona ma jakieś drgawki!? — Usłyszałam krzyk Josha.

Mimo wszystko, po chwili, straciłam świadomość całkowicie.


_________

Bardzo przepraszam, że rozdział taki krótki ale w końcu musiałam dojść do tego momentu, inaczej ciągnęłoby się to w nieskończoność. Serdecznie dziękuję sheispati za to, że tak cudownie pisze, dzięki niej dostałam dużo weny.


Jeśli zapomnę. [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz