9. Ucieczka czy romantycznie porwanie?

713 90 8
                                    

- Myślałam, że postanowiłeś mnie tak po prostu zostawić - warknęłam kiedy ciągnął mnie z powrotem do naszego domu.

- I porzucić moją jedyną kartę przetargową? Tylko dzięki tobie będę mógł w świetle prawa chodzić po ulicach... Po za tym masz mi jeszcze zapłacić, pamiętasz? 

- Oczywiście, że tak. Przypominasz mi o tym w każdym możliwym momencie! Nawet pośród ludzi uważających nas za małżeństwo - powiedziałam wściekłym szeptem.

- Przestań krzyczeć, bo jeszcze pomyślą, że coś jest z nami nie tak - syknął. - Żadna para po ślubie się nie kłóci, bo jest zbyt zajęta baraszkowaniem albo deklaracjami swej jakże wielkiej miłości.

- Jesteś po prostu niemożliwy! Czy ty myślisz jedynie o jednym?

- Wolisz nie wiedzieć - rzucił w zamyśleniu, spoglądając to na mnie to na drogę.

   Tak wolałam nie wiedzieć. Wiedza zapewne wbiłaby mnie w ziemie, a tego korzystniej byłoby uniknąć. Lepiej nie być skazanym na uzyskanie kolejnej pomocy od strony tego... Tego idioty! Czemu, och czemu musiałam go wybrać? Przecież od razu widać, że jest z nim coś nie tak. Kto normalny myśli jedynie o tym, by samemu wyjść z tarapatów nie zważając na innych? Nie odpowiadajcie! Sama tak dotąd robiłam. Cóż za przerażająca wiedza.

    Niespodziewanie Emil zamarł, po czym rozejrzał się pospiesznie wokoło. Wydawał się przerażony i wystraszony czymś czego ja nie byłam w stanie zauważyć. Nagle przyparł mnie do drewnianej ściany jednego z budynków, który zamierzaliśmy minąć, aby dojść do naszego domu.

   Wróćmy do momentu, w którym zostałam przyparta do ściany. Trafiłam na nią plecami z głośnym stuknięciem. Emil swoje ciężkie stopy położył na moje co wywołało mój sprzeciw w postaci jęknięcia i próby zepchnięcia go ze mnie.

- To na wypadek, gdybyś zechciała mnie uderzyć. A to, żeby nie wykryto naszego szwindla...

   Nim zdołałam zapytać o co mu do cholery chodzi, Ratero mnie pocałował, przytrzymując moje ręce swoimi. Na początku się szarpałam jak jakiś opętaniec, ale po zaledwie kilku sekundach usłyszałam kroki, a mój wzrok trafił na matronę w otoczeniu młodocianych chłopaków, którzy wyglądali jakby kogoś szukali, dość dyskretnie szukali. Wobec tego pospiesznie zamknęłam oczy i oddałam Emilowi pocałunek.

    Jedyne czego nigdy przed nikim nie przyznam to tego, że wspaniale całował. Lecz czego się tu dziwić? Miał dużo praktyki pod tym względem, właściwie to nawet więcej niż dużo. Nie zdziwiłbym się, gdybym usłyszała, że w każdym mieście miał przynajmniej po dwie kochanki.

    Kiedy tylko matrona wraz z jej obstawą przeszła, wypchnęłam przed siebie biodra i odepchnęłam, zakończonego takim rozwojem wydarzeń, chłopaka. Następnie zakryłam usta dłonią. Starałam się wyglądać na przynajmniej oburzoną, bo siłą rzeczy wiedział jak całować, by kobiecie się to spodobało.

   Ruszyłam pośpiesznie w stronę domu, nie oglądając się za siebie. Tak przecież postąpiłaby osoba oburzona tym, że została pocałowana przez nieznajomego... dobra, znajomego, ale jednak nie do końca.

    Emil dogonił mnie ekspresowo. Od razu stanął przede mną i wbił we mnie wzrok jakby oczekiwał, że rzucę się na niego błagając, by znów mnie pocałował. Co to to nie! Założyłam ręce na piersi czekając na jego ruch. Niech tylko spróbuje - pomyślałam - a oberwie w krocze. Już ja się postaram, żeby zabolało!

- Dobra muszę wiedzieć - jego spojrzenie stało się płomienne, wbił mnie nim ponownie w ziemię. To dziwne, ale zapomniałam jak się chodzi i wprost nie byłam wstanie oderwać od niego wzroku. - Całuję lepiej czy gorzej od tej twojej Wiki?

Odważysz się?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz