Chapter XX

464 29 21
                                    


Justin POV

Biegłem do swojego samochodu ile sił w nogach. Stał niedaleko na podjeździe. Umyślnie otworzyłem go dopiero, gdy dopadłem drzwi od strony kierowcy. Spojrzałem za siebie i z satysfakcją wślizgnąłem się na fotel.

- Ha! Dzisiaj ja prowadzę – powiedziałem dumnie, gdy blondyn niechętnie zajął miejsce pasażera. Kiedy to zrobił, wycofałem z miejsca parkingowego i wyjechałem przez dużą bramę, która była już otwarta. Wjechaliśmy na ulice Stratford kierując się do centrum. Niestety Smith długo nie rozpaczał po przegranej walce o fotel kierowcy i upodobał sobie zabawę radiem. Skakał ze stacji na stację aż w końcu włączył jedną z moich pierwszych piosenek i ranił mój słuch wysokim głosem, który ani razu nie trafił w odpowiedni ton.

- Boże, brzmisz jak wysterylizowana fretka! – wybuchnął śmiechem, ręką uderzał w udo i prawie popłakał się z rozbawienia. Naprawdę, w jego oczach pierwszy raz zauważyłem łzy.

- Powiedziałbym, że mi przykro, iż nie wiem jak brzmi wysterylizowana fretka, ale byłoby to kłamstwo.

- NEEEEVEEEEER SAAAAAAY NEVEEEEER – wył coś co chyba miało przypominać tekst mojej piosenki. Boże, dlaczego ja? Za jakie cholerne grzechy w moim życiu?

- Ci od Grammy dali je tej wysterylizowanej fretce – odpowiedziałem zirytowany. Cholera, Smith w dobrym humorze jest jeszcze gorszy niż ten w złym. W końcu zaparkowałem pod wysokim budynkiem wytwórni i od razu wysiadłem z samochodu nie czekając na rechoczącego za mną chłopaka.

- Ej no! Księżniczko, nie obrażaj się! – krzyknął za mną. Wdech wydech, wdech wydech. Justin, jesteś pieprzoną oazą spokoju. Teraz czułem się jakbym siedział w maju nad jeziorem – rechot miliona żab, ale niestety... to nie były żaby. To nadal tylko mój zjebany towarzysz i paparazzi.

- Zachowuj się! – syknąłem, gdy weszliśmy do budynku. Posłałem uśmiech w stronę recepcjonistki, jednak po chwili przeniosłem wzrok na Smitha ciskając w niego piorunami. Ten tylko rozłożył ramiona jakby chciał powiedzieć „co złego to nie ja". Otworzyłem drzwi na końcu korytarza nawet nie pukając w nie. Wszyscy na sporej sali konferencyjnej byli już zebrani. Zająłem swoje miejsce, a ostatnie wolne, po mojej lewej stronie, należało do Jonathana. Zerknąłem w jego stronę i muszę przyznać, że byłem zdumiony jak w jednej chwili ten facet potrafi się zmienić. Przed chwilą zachowywał się jak rozbawiony szczeniak, a teraz na jego twarzy królowała pełna powaga. Zero emocji i czysty profesjonalizm. Nieźle.

- Dobrze, że jesteście – powiedział Scooter na nasze przywitanie. Skinąłem do niego, tak jak do reszty.

- Zaczynajmy – poprosiłem spokojnie.

- Więc, jak się spodziewasz, nie mam najlepszych wieści. Musimy odwołać część trasy po Stanach. Nie możemy sobie dłużej pozwolić na zwlekanie z tym. Tak, wiem, będzie to spora strata dla naszych portfeli, gdyż musimy oddać pieniądze za bilety. Może powinieneś...

- Scooter, doskonale wiesz, że nie chodzi o hajs. Rozczaruję tym wielu fanów – odpowiedziałem sfrustrowany pociągając za moją długą blond grzywkę – Naprawdę nie da się nic zrobić? – zapytałem z cieniem nadziei w głosie.

- Na razie nie. Musimy odwołać Stany i dodać kilkanaście koncertów na inne kontynenty. Pomyśl o przyspieszeniu trasy w Europie i dodaniu kilku koncertów może w Indiach? Albo Japonia. W Australii już mamy po dwa i jest ryzyko, że nie wyprzedamy kolejnych. Ale w Europie masz duży popyt. Jakbyś dodał po koncercie w kluczowych miastach... - Scooter wymachiwał mi przed oczami swoimi ulubionymi wykresami, tabelkami i innymi ekonomicznymi wartościami. Starałem się skupić głównie na tym co mówi – Justin, wiem, że odwołałeś M&G z konkretnych powodów, ale w tej sytuacji może powinieneś pomyśleć o nich? – westchnąłem ciężko. Miał racje. Miałem powody do odwołania spotkań. Wiedziałem, że przekonuje mnie do nich z powodu kasy. Są więcej warte niż zwykłe bilety.

I know you Noraजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें