46

686 56 24
                                    

W mieszkaniu rozległ się donośny dźwięk drzwi trzaskanych za mną, które o dziwo nie uległy uszkodzeniu przy tak mocnym uderzeniu. Torba z moimi rzeczami została rzucona byle jak przede mnie, a kurtka zamiast wisieć na haczyku- walała się przy podłodze. Nie miałam ani siły, ani tym bardziej ochoty na robienie czegokolwiek innego prócz ryczenia do wieczora.

Jednym słowem- straciłam chęć do życia. Wszystko się posypało w tak diametralnie szybkim tempie, choć jeszcze tydzień temu byłam szczęśliwa jak nigdy dotąd.

Dziś miałam go zamiar wysłuchać, postarać się zrozumieć bo jednak Martin to najbliższa mi osoba, której nie chciałam tak po prostu usunąć z mojego życia.

A tymczasem dowiaduję się tej potwornej rzeczy- że on to wszystko zrobił dla zakładu z Julianem. Wolałabym go już nie poznać po tym pieprzonym koncercie niż się dowiedzieć, że najważniejsza osoba mojego życia zaczęła się ze mną spotykać tylko dla wygranej.

Czuję się oszukana. Wiem, że szczerze się pokochaliśmy, ale jakim to było kosztem? Mógł mi do cholery jasnej powiedzieć, szczerze i otwarcie. Zdecydowanie wolałabym usłyszeć to z jego strony, a nie przy okazji takiego cyrku, jaki się ostatnim czasem odstawił. 

Przecież.. Ja się o tym dowiedziałam przez przypadek. Tak trudno było mu po prostu zebrać się na odwagę? Na prawdę wybrał opcję długotrwałego konfliktu na którym było ogromne ryzyko niż kilka minut rozmowy?

Wysnułam wniosek- on nie jest wobec mnie szczery. Ma na mnie rzecz ujmując wyjebane po całości i choć liczy się z tym, że ja bardzo na tym cierpię- odpuścił i już nie ma zamiaru nic zrobić w dobrym kierunku. Pieprzony cham, dupek i egoista.

Wybaczyć? Jak ja mogę wybaczyć i ponownie zaufać temu człowiekowi? Posunął się do zdrady, a później dowiaduję się jaki miał do mnie stosunek. Dlaczego on to tak kurwa mać ukrywał? Bał się, lecz czego?

Za rozpad naszej miłości obwiniam tylko i wyłącznie jego. On to tego doprowadził swoim zakłamaniem i ukrywaniem przede mną istotnych faktów, a przecież związek powinien opierać się głównie na zaufaniu.

Nie chcę go już znać. Przestał dla mnie istnieć, wszystko między nami bezpowrotnie się skończyło. Miałam być najszczęśliwszą w świecie Panią Garritsen, a tymczasem powracam do starej Oli, lecz jedyne co mnie od niej różni to mniejsza chęć do czegokolwiek. Straciłam wszystko, co było dla mnie najcenniejsze..

Usadowiłam się na kanapie, po drodze zabierając cały kartonik z chusteczkami w środku. Przykryłam się kocem, a kolana przyciągnęłam do klatki piersiowej, opierając na nich brodę. Bez sensu byłoby hamowanie słonych łez wypływających strumyczkami z kącików moich oczu, więc pozwoliłam im na swobodne spływanie po mojej twarzy.

Czas przestał dla mnie istnieć i kompletnie straciłam jego rachubę. Dla mnie było to jak chwila bezsensownego wylewania z siebie łez, a patrząc na zegar wywnioskowałam, że ryczę od prawie godziny. Jedyne, na co miałam siłę to wysunięcie chustki z pudełka i mozolne otarcie nią mokrych policzków, które dodatkowo były umazane tuszem do rzęs.

Nie usłyszałam nawet, kiedy ktoś wszedł do domu. Drgnęłam z lekkiego zdenerwowania czując, jak czyjaś dłoń lekko dotyka mojego karku.

  -Ola, co jest?- spytał Louis z ogromną troską w głosie, po czym szybko przemieścił się i zamiast być za mną- siedział przy moim boku, obejmując mnie.
  -Mam już tego dosyć..- wychlipałam, przybliżając się do blondyna.
  -Byłaś u niego, tak?

W milczeniu pokręciłam potwierdzająco głową. Wtuliłam się w Louisa, dając upust swoim emocjom. Byłam załamana i przybita, a jedyną rzeczą jaką teraz bardzo potrzebowałam było zwykłe wsparcie. 

[✔] He loves me || Martin GarrixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz