37

733 51 11
                                    

Skierowałem się na dół i rozejrzałem dookoła, a chłopaków zauważyłem tam, gdzie tego się spodziewałem- przy dużym, okrągłym stoliku, a na nim trzy butelki wódki i kieliszki dla każdego.

Nie no, nie chcę się najebać jak Olka.
Ale skoro ona złamała obietnicę że nie będzie pić, ja także to zrobię.

  -Marty!- krzyknął Louis i machnął ręką, bym do niego podszedł. Wzruszyłem ramionami i wolnym krokiem kierowałem się w ich stronę.
Wepchnięto mi oczywiście kieliszek wypełniony po brzegi alkoholem, którego po chwili już tam nie było.
Skrzywiłem się bardzo, bo akurat wódka nie należy do moich ulubionych.

  -Dobra, kończymy tylko jedną butelkę, nie chcę was opić- oznajmił Anton.
  -Powiedział wstawiony Zasławski- prychnął Louis, lecz Anton tylko zmierzył go wzrokiem i kontynuował nalewanie alkoholu. Każdy, komu nalał od razu wyzerował zawartość kieliszka.
 
-Nie, ja nie chcę- zaprotestowałem, gdy przyszła moja kolej, a Anton podnosił mój kieliszek.
  -No ty chyba żartujesz- zatrzymał się w miejscu i zmarszczył brwi.
  -Ni...
  -On chce, ale o tym nie wie! Polewaj mu!- przerwał mi Alan Walker, przez którego byłem zmuszony wypić drugą kolejkę.
Tak oto znowu musiałem pić to gówno, ale na szczęście w trzeciej kolejce butelka opróżniła się zanim Anton dotarł z nią do mnie.

+×+×
Za dziesięć minut już żegnamy 2017 rok, więc zaczęliśmy przygotowywać fajerwerki. Tym zajęło się około pięciu osób, a ja natomiast miałem wyjąć butelki z szampanem z lodówki, więc od razu zabrałem się za wykonywanie zadania.

  -Trzy!
  -Dwa!
  -Jeden!- wrzasnęliśmy, po czym ogień poszedł w ruch i odpalał fajerwerki po kolei. Postanowiliśmy, że szampan będzie po odpaleniu wszystkich.

Ja, Robbert, Tim i jeszcze parę osób nagrywaliśmy to wszystko na Snapchata.

Kilka minut po północy, gdy nasz cały dostępny materiał został przemieniony w kolorowe błyski na niebie- przyszła kolej na szampana.
Wszyscy zeszli z tarasu i udaliśmy się do salonu, gdzie na stole stały cztery butelki szampana i lampki dla każdego z nas przygotowane wcześniej przeze mnie.

  -Noo! To gospodarz, otwieraj!- krzyknąłem, ale..
Zaraz zaraz, gdzie był Anton?
Zdziwieni zaczęliśmy go szukać wzrokiem, lecz ani śladu po nim.

  -Dobra Robbert, otwieraj- rozkazał Tijs, a Hardwell na to jedynie przytaknął -Martijn chodź ze mną, poszukamy go- zwrócił się do mnie, po czym oboje odeszliśmy od towarzystwa.

Nigdzie w domu go nie było. Patrzeliśmy prawie wszędzie gdzie tylko się dało, omijając jedynie dwie łazienki w której światło było zgaszone jak i sypialnię w której były dziewczyny by ich nie obudzić.
W ogrodzie to samo- pusto. Tylko jakiś bezpański kot leżał skulony pod płotem obok choinki, przestraszony wcześniejszym hukiem wywołanym dookoła.

  -No kurwa mać, gdzie on jest?- syknąłem, gdy stojąc przed jego domem także nie dostrzegliśmy tego imbecyla, a jego auto stało na wcześniejszym miejscu, więc nie było możliwości, by gdzieś się ruszył.
Opuściliśmy posesję i obeszliśmy chodniki wokół niej.
Nic.

Normalnie byśmy go nie szukali, ale po pierwsze: był pijany; po drugie: jest zjebany i kto wie, co mogło mu strzelić do głowy.
Serio, nie zdziwiłbym się, gdybyśmy dostrzegli go na dachu.

  -Dzwonię do niego- oznajmjł lekko zirytowany Tijs, a następnie wyjął swojego złotego iPhone'a z kieszeni, wybrał numer do Antona i przystawił telefon do ucha.
I jak szybko go przystawił, tak szybko go odłożył sycząc pod nosem jakieś przekleństwa.
  -Poczta głosowa..
  -Gdzie on może być?- warknąłem, po czym bezradnie rozłożyłem ręce.
  -Pewnie sobie elf odfrunął..
  -Tiaa, do dupy chyba.

[✔] He loves me || Martin GarrixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz