,,Peter Pan mnie uratuje"

360 25 0
                                    

5 lat wcześniej
Liony
  Biegłam przed siebie szukając kryjówki. Gdzie Peter mnie nie znajdzie? Pobiegłam za jego dom. Akurat byłam w jego domku na wsi.  Przyjeżdżaliśmy tu, do jego babci jak było ciepło. Pan Tatuś zwykle mi pozwalał, chociaż nie przepadał za Peterem Panem. Był zbyt ludzki... Zbyt zwykły... Zbyt dobry...
  Poznałam go kiedyś, gdy byłam razem z Zoe i jej tatą na jednej z opuszczonych uliczek. Tylko na takich mogłam przebywać jeśli byłam bez Jokera. Zawsze z dala od zwykłego świata.. Tak chciał Pan Tatuś... Może to i lepiej.
  Zoe nigdy nie była zwykła. W końcu to córka Deadshota. Ma po nim np. dobre oko. Ale i tak co dzień była świadkiem zwyczajności. Chodziła do szkoły. Bawiła się z rówieśnikami. I wiem o co chodziło Panu Tatusiowi. Zoe jest bardzo odważna, silna i twarda. Ale jest też łagodna. Odpowiedzialna. Miła. I... Dobra. Bardzo dobra. Jestem pewna, że gdyby musiała, umiałaby zabić człowieka. Ale nie sprawiło by jej to przyjemności. Mi miało sprawiać. Tego chciał. Bym była jak on. Jak mamusia. I udawało mu się. Byłam bezwzględna.
  Peter Pan był jedynym spoza złoczyńców, który o mnie wiedział
A i tak wiedzieli o mnie tylko zaprzyjaźnieni złoczyńcy.
  Wtedy gdy go spotkaliśmy, on nas chyba śledził. Pewnie jak zobaczył dwie małe 5-latki z jakimś czarnoskórym mężczyzną, które wchodzą w ciemną uliczkę, coś podkusiło go odejść od mamy i pójść w naszym kierunku. Zawsze był ciekawski. Wtedy jak go zobaczyłam gapiliśmy się na siebie co, jak sądzi Zoe, śmiesznie wyglądało. Zobaczyłam wtedy w jego oczach coś innego. Nie widziałam dokładnie co. Ale było w nim coś innego od reszty ludzi. Coś... Nieludzkiego... Ale nie szalonego, obłąkanego, co często widziałam w oczach Pana Tatusia. Czasem w oczach mamusi. To było coś... Coś magicznego... On miał w sobie magię. I był marzycielem. Tal jak ja. Ale on pokazywał wraz z tym, że jest inny. Magiczny. To, że jest niepoprawnym marzycielem. Ja nie. Ukrywałam to. Nawet przed rodzicami. Zwłaszcza przed nimi. Ale i przed resztą świata. Bo to była pewnego rodzaju wrażliwość. To BYŁA wrażliwość. Byłam wrażliwa. I to właśnie ukrywałam, bo to słabość. A o moich słabościach nikt ma nie widzieć. Po za Zoe i Peterem Panem.
  Po za tym Peter zawsze mówił, że nie chce dorosnąć. Że chciałby być chłopcem na zawsze. To było jednoo z jego dziwacznych marzeń. Ale jakby nie patrzeć to jest cudowne. Bycie wiecznie dzieckiem, bycie wiecznie szczęśliwym. Tak po prostu. To on mi opowiedział bajkę o Nibylandii. Bajkę o jego imienniku. Chłopiec, który nie dorósł. Który walczył z Huckiem. Peter Pan. Od tamtego czasu tak na niego mówię. A on na mnie mówi: zagubiona dziewczynka. Nadal skrycie wierzę, że zabierze mnie do Nibylandii. Kiedyś mnie zabierze. Może... Można mieć nadzieję.
  Teraz biegałam szukając kryjówki i weszłam do jakiejś stodoły. W tym miejscu nikt nie wiedział kim jestem. Chciałam ukryć się po sianem, gdy nagle ktoś wszedł. Jakiś chłopak.
- Co ty tu robisz?!
- Stoję. Ślepy jesteś? - odgryzłam się.
- Nie, ale ty możesz zaraz stracić zęby! - powiedział ściskając pięść.
- No dajesz - podeszłam do niego. Był ode mnie wyższy, ale i tak wiedziałam, że dam mu radę. Biedny, nie miał szans. Chciał mnie walnąć pięścią, ale zrobiłam unik i to ja uderzyłam go nogą od tyłu. Spojrzał na mnie ze strachem w oczach i wyszedł. Poczułam się dziwnie. Jakby... Niespełniona? Mogłam mu bardziej przywalić. Jeszcze nie tak, żeby zabić.. Ale tak, żeby popamiętał. I to bardzo. Ale wtedy mogłoby być o mnie głośno, a tego nie chciałam. Wtedy rodzice zabroniliby mi tu przyjeżdżać. W życiu raz zabiłam człowieka, ale wiem, że jeszcze nie raz kogoś zabiję. Ale muszę robić to w cieniu. Nawet jak już będę gotowa na to by być taka jak Pan Tatuś, wolę zostać w cieniu.
  Siedziałam gdy nagle usłyszałam kroki. To Peter! Skuliłam się i wstrzymałam oddech.
- Nie chowaj się! Co jest, pękasz?! - to zdecydowanie nie był Peter.
Wyszłam z pod siana i ujrzałam nie jednego, lecz sześciu chłopców. Co z tchórz!
- Ojj! Chłopczyk boi się, że oberwie od dziewczynki czy boi się złamać  paznokieć? - powiedziałam robiąc zmartwioną minę.
- Nie umiesz trzymać mordy na kłódkę, co? - powiedział zaciekając zęby.
- Szczycę się tym - posłałam mu szeroki uśmiech. Chyba się wkurzył. Machnął na mnie dając znak swoim elfim pomocnikom. Czterech przyparło mnie do ściany, jeden stanął obok, a tchórz na przeciwko mnie. Serio? N a  p r a w d ę ? Sześciu na jedną? Pora umierać.
- Tchórz... Żal mi takich jak ty...
- Zaraz będzie ci siebie żal.
- Szczerze w to wątpię - po tych słowach dostałam w twarz. Chciałam się wyrwać, ale nie mogłam. Dostałam drugi raz. Poczułam jak z nosa leci mi krew. Nagle usłyszałam znany głos i zobaczyłam jak tchórz dostaje kamykiem w szyje. Aha! Peter Pan mnie uratuję... Wykorzystałam nieuwagę trzymających mnie elfów pomocników i wyrwałam się im. Po czym skopałam im tyłki. Peter tylko patrzył się z uśmiechem na scenę walki. Nie ma nic przeciwko przemocy, mimo, że był dobry. Co więcej, lubił dobre bijatyki. On... Był jak chłopiec. Po prostu. Żądny przygód, bójek i piratów marzyciel. Zawsze miał przy sobie swoją procę..
  Potem poszliśmy do jego babci, która mnie opatrzyła, robiąc oczywiście wykłady, jak to źle się bić. Było to dość zabawne, patrząc na to co zwykle robię. Patrzyliśmy na siebie z Peterem, a jego babcia coś nam opowiadała.
  Wieczorem, już po zgaszeniu lampki, położyłam się do łóżka. To dziwne... To znaczy... To życie. Takie zwyczajne. A ma w sobie pewien urok. Niby chciałabym tak żyć, ale wiem, że to nie jest dla mnie na dłuższą metę. Takie życie szybko by mi się znudziło. Ja potrzebuję rozrywki. Wiecznej zabawy. Mogłabym zamieszkać w Nibylandii, choć wiem, że to tylko marzenia. Ale jest jeszcze moje dziwne, pełne obłędu, szaleństwa i dziwnych, niebezpiecznych rzeczy życie. Nie jestem normalna. I nigdy nie będę. I nigdy nie będę miała normalnego życia. I jakby nie patrzeć... Cieszę się.

Liony - Czyli wasz koniec I Ostatnia nadzieja (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz