Rozdział 10

113 17 3
                                    

Hej! Znowu zajęło mi to tak dużo. .___. Ale wybaczcie, wynagradzam wam to smutem! Tak więc, kto nie przepada za R18, to nie radzę czytać dzisiejszego chaptera. 
Postaram się nadrobić tempa kolejnym chapterem z uwagi, że jadę na Pyrkon i mam nadzieję, że wyrobię się z pisaniem, zwłaszcza, że zaczęłam tworzyć zupełnie coś innego. Ktoś lubi mafia AU? c:

Już nie truję. 

Chuu~~! <3

__________________________________________________________

Nie sądziłem, że kiedykolwiek zacznę marudzić z powodu wyprzedaży w sklepach. Viktor od rana biegał jak szalony z wózkiem sklepowym i wrzucał najpotrzebniejsze artykuły, byle tylko niczego nie zabrakło. Święta zawsze kojarzyły mi się ze spokojem, ale w ostatniej dekadzie wszystko nagle wybuchło i przez chwilę poczułem się jak podczas krucjat. Co chwilę podpytywał mnie, czy mam ochotę na coś konkretnego, czy nie za dużo, czy nie za mało, a ja tylko uśmiechałem się i kiwałem pobłażliwie głową, chcąc po prostu już stąd wyjść. Wielkanoc... Ostatnie, czego w tym momencie potrzebowałem, zważywszy, że żaden z nas jej nie obchodził, ale sklepy i tak oznajmiły nam, że basta z zakupami i powinniśmy zrobić zapasy na te kilka dni, więc zapowiadało się, że spędzimy tutaj całe popołudnie, choć ja już byłem zmęczony tym ciągłym nawoływaniem kasjerek. Widzicie, to nie jest nic przyjemnego. Stać w kolejce, która ciągnie się kilometrami przez sklep i jeszcze wszystko nagle zaczyna się psuć. A to kasa się zacięła, a to kod nie wskakuje... torby się skończyły, a wszyscy zrobili się mili, byle tylko zrobić więcej utargu.

Zapakowani kilkoma obszernymi siatkami musieliśmy zrezygnować z pierwotnych planów. Ostatnimi czasy właściwie na nic nie mieliśmy ochoty, a monotonia, która początkowo wydawała się idylliczna, denerwowała zarówno mnie, jak i Viktora. Nie wiedziałem, że będę musiał pożałować swoich myśli aż nadto i że jeszcze zatęsknię za wszystkim, co się wydarzyło, ale niestety...

Życzenia bywają uciążliwe, więc uważajcie, czego skrycie pragniecie.

-Myślę, że wszystkiego starczy. Przynajmniej mam nadzieję, ale jak wyjdzie w rzeczywistości, pozostawiam już Twojemu żołądkowi.- zwrócił się do mnie, kiedy poległem na kanapie, a ciche westchnienie stało się oznaką coraz to bardziej nasilającego się zmęczenia. Jedyne, czego potrzebowałem w tym momencie to kubek z kawą, kanapa i Viktor obok mnie sprawujący pieczę nad moim zmęczonym ciałem, ale równie dobrze mogliśmy przeleżeć wszystko w łóżku i obudzić się nad ranem. Niestety nie.

Ledwie wczołgaliśmy się po schodach do mojego mieszkania i tylko Makkachin, który siedział tu cały dzień zaskomlał radośnie, słysząc dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Nie zdążyliśmy nawet wejść do środka, nim włochata bestia rzuciła się na nas głodna pieszczot i rozprawiła się skutecznie z moim utrzymywaniem równowagi, a sam razem z zakupami runąłem na podłogę, nie bacząc, że potrzebuję chwili wytchnienia. Właśnie dlatego nie miałem zamiaru ruszać się z miejsca i tylko białowłosy podsunął mi gorący napój praktycznie pod nos, zaraz usadzając się obok mnie, na co przysunąłem się do niego bliżej i lekko podparłem się plecami o jego tors. Nie potrzebowałem już niczego więcej. Kompletnie nie. Nie musieliśmy nawet o tym dyskutować. Obaj wiedzieliśmy, że prędzej czy później dostaniemy świra w odniesieniu do dzisiejszego maratonu i nawet potrawka wieprzowa nie doprowadzi nas do porządku. Jedynym sposobem było przeczekać to wszystko i z równie wyszukanym stylem przerzucić samych siebie dalej.

-Wiesz już, co chcesz robić? Mamy "Śmierć w Wenecji" i w zamrażarce czekają litrowe lody, więc śmiało.- Nikiforov otulił mnie ciasno ramieniem i kiedy tylko odłożyłem kubek na bok, usadziłem się na jego biodrach okrakiem, a ramionami otuliłem go ciasno wokół szyi. Nie pamiętałem, kiedy ostatnio mieliśmy taką sposobność i chyba właśnie dlatego nie byłem w stanie zrobić więcej, jak tylko przystawić czoło do jego czoła z zamiarem spędzenia tak dłuższego okresu. Wyglądało to głupio, może nawet trochę naciąganie, ale nie czułem się dobrze ze świadomością, że ten czas mija tak szybko. W końcu jak można tęsknić za kimś, będąc obok niego..?

Because of you (Yuri!!! on ice)Kde žijí příběhy. Začni objevovat