Rozdział 2

151 23 6
                                    


Przez chwilę wydawało mi się, że słyszę najcichszy odgłos wydawany przez każdą komórkę mojego ciała. Krew płynącą w żyłach. Czasami również płuca, które wciągały zapas powietrza, by chwilę później zwrócić go z absorbującym bólem. Myślenie o tym w kontekście, czy powinienem w ogóle tu być, albo wręcz przeciwnie, czy to, co działo się w tym konkretnym momencie jest karą i powinienem ją na siebie przyjąć, było tak samo bezsensowne jak mój wzrok, który błądził po wszystkim, co tylko odwracało moją uwagę od niego.

Dopóki nie chodziło przecież o moje własne uczucia, mogłem dokonać wszystkiego. Podnieść się i ruszyć dalej, a nie oglądać się za nieistniejącym biegiem czasu.

Obudziłem się nad ranem i właściwie jedyną anomalią, której wcale się nie spodziewałem, był brak... czegokolwiek. Nie przyszedł do mnie we śnie, nie słyszałem go za sobą, nie pojawiał się znikąd i gdybym tylko określił to mianem ulgi, byłoby to karygodne niedopowiedzenie. Byłem tutaj bezpieczny. Zamknięty w swoich czterech ścianach i tylko one przypominały mi o szaleństwach, w które wpadałem za każdym razem, kiedy otrząsałem się z całonocnego transu. Momentami nawet brakowało mi szczypty normalności, teraz okazja, którą złapałem we własne dłonie zdawała się nie odpuszczać, a jedynie prowadzić mnie w odmęt prawdopodobnego urlopu od monotonii.

Podniosłem się z łóżka i nie krępując się nagością, powoli ruszyłem do kuchni, gdzie od razu wstawiłem wodę na kawę. Była chyba tylko jedna rzecz lepsza od niej i śmiało mógłbym nazwać ją napojem bogów, a uwierzcie, rzadko robiłem coś podobnego w kwestii smaków. W międzyczasie przygotowałem kubek i gdy tylko rozprawiłem się z nużącą czynnością, jaką było czekanie na wrzątek, ruszyłem wraz z naczyniem na kanapę i opadłem na nią swobodnie, podciągając kolana niemal pod brodę.

Powiedziałeś mi kiedyś we śnie, że nieważne, gdzie będę, odnajdziesz mnie, prawda? Dlaczego nie możesz najpierw dać mi jakiegokolwiek znaku, czy nie zwariowałem..?

Ciężkie westchnienie przecięło powietrze i kiedy tylko odzyskałem zdolność do samodzielnej egzystencji, pozbyłem się aromatycznego naparu w trybie natychmiastowym. Może nawet słusznie, bo powoli robiła się zimna i czasami naprawdę miałem dosyć wiecznego rozpraszania swojej uwagi przez piękne i ponętne sny.

Cholera jasna, czułem się jak dziecko, które po omacku szukało ręki swojej matki, która wyprowadzi je z ciemnego korytarza. Ja tego potrzebowałem. Chciałem, by ta dłoń złapała mnie i pokazała, gdzie jest moje miejsce, bo jeśli zostałbym teraz sam, wiecznie chowałbym się pod łóżkiem, byle tylko nie zostać skrzywdzonym. Najpierw oczekiwałem wyjaśnienia, przełomu. Teraz wystarczyłby mi tylko jeden, maleńki znak i delikatna zagrywka, w której chociaż raz mógłbym nazwać siebie zwycięzcą.

Nie wiem, jakim cudem przygotowanie śniadania zajęło mi tyle i dlaczego z takim opóźnieniem wyszedłem z domu, a ostatecznym gestem odgarnąłem nieco przydługie włosy z czoła i powoli udałem się w stronę centrum miasta. Phichit miał powiedzieć mi coś ważnego i chyba tylko to mogło być w stanie odwrócić moja onieśmieloną wiecznym bombardowaniem emocjonalnym uwagę od całokształtu sytuacji.

Niejednokrotnie uważałem, że to, co się działo, było po prostu podłym żartem kogoś kryjącego się pod imieniem Przeznaczenie i właściwie moja teoria miałaby sens, bo kiedy tylko stawiłem się we wskazanym miejscu, moje ciało niemal momentalnie spotkało się z twardym gruntem pod nami.

-Yuuuuuri, jak dobrze, że jesteś. Mam ci tyle do powiedzenia, że po prostu nie uwierzysz.- Phichit patrzył na mnie swoimi wielkimi, błyszczącymi oczami i gdyby nie fakt, że doskonale wiedziałem, czym się zajmuje, uznałbym go za uczniaka, który kompletnie nie zna się na życiu. Był naiwny, czasami nawet i prostacki, ale ostatecznie był moim przyjacielem i nigdy nie przyszłoby mi do głowy, by go zamienić na kogokolwiek innego. Jakby tego było mało, chyba jako jedyny opierał się przed pomocą doraźną i nie wtykał nosa w nieswoje sprawy, kiedy tylko zwróciłem mu na to uwagę.

Because of you (Yuri!!! on ice)Where stories live. Discover now