Rozdział 3

134 20 7
                                    

Myślałem przez chwilę, że w ciągu tych kilku krótkich chwil, moje serce stanie i bynajmniej nie chodziło o dziwną aurę, jaka panowała między nami, od kiedy tylko Phichit dostrzegł, kim jest mój tajemniczy towarzysz. Nie spodziewałem się zresztą niczego, co przybliżyłoby mój tok myślenia do rozwiązania tej dziwnej zagadki, więc jedyne, co mogłem zrobić w tym momencie, to czekać na jakąkolwiek wskazówkę.

Viktor uśmiechnął się jedynie do chłopaka, który machinalnie otrzepał swoje ubrania i ostrożnie wycofał się za mnie, ciągnąc mnie za ramię, ale skoro już przy tym byliśmy... to nie widziałem powodu, dla którego miałbym stresować się tym, co właśnie się zadziało. Jeśli miałby mi coś ważnego do powiedzenia, zrobiłby to tak czy inaczej, a nie zachowywałby się jak przerażone dziecko, któremu ktoś w nocy zgasił światełko bezpieczeństwa.

-Yuuri, ile razy mówiłem ci, żebyś nie zaczepiał nieznajomych? Wiem, że to od ciebie silniejsze, ale nawet ty możesz się na tym przejechać. -uśmiechnął się delikatnie, maskując swoje poprzednie zakłopotanie, na co pokiwałem do niego głową w ramach odpowiedzi. Fakt, nic nie było jasne, ale nie przeszkadzało mi siedzenie z nim tutaj... W dodatku nie działo się między nami nic podejrzanego, więc jednocześnie mogłem śmiało wytknąć mu, że jestem duży i potrafię sobie poradzić, a najwidoczniej jedynym tchórzem jest tutaj właśnie Chulanont.

-Przecież nie dzieje się nic, czym musiałbyś się martwić. Przestań być taki przewrażliwiony na moim punkcie, bo Seung naprawdę kiedyś zarzuci mi, że pieprzymy się po kątach.

Chłopak wywrócił oczami, starając się nie wybuchnąć śmiechem i chyba w tym wszystkim była jakaś metoda. Ostatecznie nawet on nie był nadętym bufonem, który usilnie starałby się doprowadzić do jakiejś zagłady swoim dziwnym zachowaniem.

Ostrożnie wróciliśmy na swoje miejsca, a Viktor wyciągnął rękę do nagłego przerywnika naszej rozmowy.

-Prosiaczek i Chomik. Robi się coraz ciekawiej i chyba powinienem wpadać tutaj częściej.

Nie wiem, czemu uśmiechnąłem się szeroko na słowa mężczyzny i nawet pomijając fakt, że nie przepadałem za tym dziwnym pseudonimem, który mi nadał, wszystko było w najlepszym porządku. Mogłem przyznać rację samemu sobie; życie nie szczędziło nam zwrotów akcji, bo w świecie zdeterminowanym przez filozofię, we wszystkim kryło się ziarenko prawdy.

-Nie jestem chomikiem!- naburmuszył się Phichit i gdy tylko nadął policzki, chyba zrozumiałem, o co chodziło białowłosemu. Musiałem mu przyznać, że oko wyobraźni miał absolutnie sprawne.

Przesiedzieliśmy w ten sposób naprawdę długo i tylko mnożące się na ladzie szklaneczki podkreślały upływ czasu. Przynajmniej do chwili, w której Celestino nie zgarnął ich wszystkich ze strachu, że przypadkiem któraś się nie zbije, a przecież żaden z nas tego nie chciał. Myślami chyba wszyscy byliśmy daleko, bo rozmowa, która się między nami toczyła, dotyczyła jednocześnie wszystkiego i niczego, ale nikomu to nie przeszkadzało. Czułem się dobrze, moje serce biło równym rytmem i tylko kiedy na chwilę nasze spojrzenia się spotykały, miałem ochotę go dotknąć.

Nie chodziło mi o czysto fizyczny dotyk, wyjątkowo chodziło mi o coś zupełnie nienamacalnego. Coś, co potrafiłoby mi wyjaśnić, dlaczego Viktor roztaczał wokół siebie tę ciepłą atmosferę i tylko jedno mi to uniemożliwiało.


-"-Yuuri, kocham Cię.

-Ja też Cię kocham."


Nie wiedziałem, czy ma to coś wspólnego z moimi snami, ale jednocześnie chcąc się od nich wyzwolić, wiedziałem, że jest to naprawdę ważna część mnie samego. Dawała mi ból i jednocześnie paliła mnie od środka, ale każda decyzja ma swoją cenę i zamierzałem ponieść jej konsekwencje z nadzieją, że kiedyś zrozumiem, co miało miejsce w mojej głowie.

Because of you (Yuri!!! on ice)Where stories live. Discover now