Rozdział 4

172 24 18
                                    

Viktor patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami i chyba tylko nerwowy śmiech zdradzał mi, co tak naprawdę myśli

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Viktor patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami i chyba tylko nerwowy śmiech zdradzał mi, co tak naprawdę myśli. "Zwariował, żartuje sobie ze mnie"... bo przecież jakby inaczej.

Jednak dopóki siedział na tyłku i uważnie słuchał moich słów, wiedziałem, że będzie tylko ciężej. Zasługiwać na prawdę i obiecywać, że wszystko powie się drugiej osobie to naprawdę proste pojęcia. Gorzej z ich wykonaniem i trzęsące dłonie były dowodem na to, jak wielkie wymagania względem siebie mamy obaj.

Wyciągnąłem usta w asymetrycznym uśmiechu i kiedy tylko zdołałem wciągnąć w płuca solidny haust powietrza, odsunąłem się nieco od Viktora, szykując samego siebie na to, co się stanie.

Czułem się trochę jak przed ważnym egzaminem... Chociaż może po części tak było, tylko nie do końca wiedziałem, czy testuję samego siebie, czy mężczyznę, który siedział naprzeciwko.

Jego wyraz twarzy nie zmienił się i ciągle patrzył na mnie z takim samym nerwowym uśmiechem, przez co obaj wyglądaliśmy z pewnością zabawnie. Spodziewał się może, że kogoś zabiłem, a Eros jest jedynie przydomkiem seryjnego mordercy, ale czy właśnie w ten sposób nie poszlibyśmy na łatwiznę? Może i poczułby się lepiej, gdyby prawda okazała się mniej skomplikowana, niż była w rzeczywistości i przekreśliłaby idylliczne specyfikacje mojej realnej natury.

Powiedzenie mu wszystkiego było tak samo upierdliwe jak moje pozostałe plany na dzisiejszy wieczór, o ile nie przekreśli ich jakiś zbieżny ciąg wydarzeń, począwszy od ucieczki Viktora.

-Yuuri, nie żartuj sobie ze mnie. Przynajmniej jeśli wchodzi w grę twoje boskie oblicze, wolałbym jednak, żebyś...- przerwałem mu, przykładając palec do jego warg, by następnie przysunąć się bliżej i zastąpić go czymś nieco mniej dyskretnym. Słowa nie działały, a czyny mogły pogorszyć sprawę jeszcze bardziej, ale biorąc pod uwagę, ile mogłem zaryzykować wcześniej, teraz było to najlepszą z możliwości. Dla nas obu, może tylko dla mnie. Kto wie. Może po prostu byłem egoistą i chciałem w ten sposób usprawiedliwić samego siebie przed tym, co zamierzałem zrobić, bo powiedzenie komuś "Kochanie, jestem ucieleśnieniem miłości" raczej nie wchodziło w grę.


"-Ty naprawdę jesteś Miłością."


Początkowo byłem spięty i każdy ruch mojego ciała odznaczał się właśnie w ten sposób, jednak w miarę upływu czasu coraz pewniej posuwałem się z dalszymi czynnościami. Viktor czuł się chyba podobnie, jednak i tym razem wiódł prym w pocałunku, przygarniając mnie do niego, a dłonie, które ułożyły się na moich policzkach i dawały mi jawny sygnał, żebym tego nie kończył, były wystarczającym drogowskazem.

Smakowałem go i równocześnie dawałem mu siebie, a pierwsze, co przyszło mi do głowy to to, że absolutnie nie mam pojęcia, co robić. Viktor był inny. Delikatny i zarazem silny. Czuły i zarazem agresywny w tym, co robi.

Because of you (Yuri!!! on ice)Where stories live. Discover now