Prolog

553 28 28
                                    

Moje życie jest niczym kwiat, dosłownie. Najbardziej nie lubie gdy jest moment, że więdnie. Nikt tego chyba nie lubi...

Mimo, że mam dopiero 15-naście lat, wiem więcej niż muszę. Za bardzo ufałam ludziom z czego już wiem że nie mogę ufać od tak. Jestem nieśmiała, zamknięta w sobie. Inaczej nie umiem. W szkole mi dokuczają, zawsze znajdą okazję. Zawsze.

Był pochmurny zimny dzień i byłam zmuszona ubrać kurtkę. Była czarna co idealnie oddawała mój humor. Weszłam do szkoły.

-Oj Ana jaka kurtka fajna. Ze śmietnika zawaliłaś?- powiedział Norbert. (mój były przyjaciel)

-Przestań proszę.- odpowiedziałam cicho tak żeby nikt mnie nie usłyszał.

-Nasza koleżanka się odzywać nauczyła. Trzeba to uczcić.- powiedział drwiącym głosem ktoś z grupki.

Potem pamiętam, że miałam połamaną rękę, i musiałam mieć gips. Nikomu z rodziny o tym nie mówiłam. I tak by nic nie zrobili. Zaczęłam się ciąć. Któregoś dnia wszystko wyszło na jaw.

-Ana zetrzyj kurze w swoim pokoju. Goście mają przyjechać. - powiedziała mama

-Dobrze mamo. - odpowiedziałam

Oderwałam się od komputera i poszłam po płyn do kurzy i ścierkę. Nie założyłam bluzy i to był błąd. Zapomniałam kompletnie o tych swoich ranach. Weszłam, a mama spojrzała się na moje mocno pokaleczone ręce.

-Dziecko! Co ty robisz?! Pokaż mi. - krzykneła

-Nie, to nic poważnego. - odpowiedziałam, nie widząc co dalej.

To był błąd, podeszła do mnie i na siłę chciała zobaczyć. I zobaczyła. Musiałam po tym zdarzeniu przez całe dwa miesiące chodzić do psychologa. I tak mi nie pomagał. A ja to dalej robiłam.

To jest mój proces więdnięcia, ale więdne po to by zakwitnąć. Zakwitam w wakacje. Gdy wszystko jest piękne. Jest ciepło, kwiaty już widać. I można się cieszyć latem. Bez tych idotów w szkole. Najczęściej w wakacje wyjeżdzam z rodzicami nad morze, do cioci Aurelii....

-Cześć ciociu - powiedziałam uśmiechając się.

-Witaj Ana. - odpowiedziała mi moja ciocia

-Co u Ciebie się działo? - zapytałam.

Zawsze lubiłam gdy ciocia mi opowiadała. Lubiłam jej słuchać. Mogłam tak siedzieć i jej słuchać w nieskończoność..

-U mnie nie działo się nic ciekawego. A u Ciebie Aniulko? Nadal Ci dokuczają? - powiedziała

-No w sumie.. Tak.. - przypomniałam sobie wszystko. Miałam już łzy w oczach, ale do salonu wszedł tata z bratem Henrym.

-Oj nie martw się kochana. Pamiętaj, zawsze możesz na mnie liczyć.- uśmiechnęła się do mnie.

Ona wiedziała wszystko, mogłam jej bezgranicznie ufać. Dzięki niej żyje. Daje mi nadzieje na lepsze jutro. No nie dokońca dzięki niej...

-Jessica ogląda jakichś chłopców co nagrywają jakieś filmiki. Idź i zobacz. - powiedziała ciotka.

Poszłam do pokoju Jess. Jessica to córka Aureli jest ode mnie strasza o dwa lata.

-Hej Jess, co robisz? - zapytałam uśmiechając się.

-Oglądam Naruciaka, a co? - odpowiedziała oschle. Jak zawsze.

-Kto to?

-Siadaj. Muszę Cię wiele nauczyć. - odpowiedziała. I tak właśnie spędziłam całe okrągle trzy godziny siedząc i słuchając o nim. Potem obejrzałam jego filmy.

Oglądam go do dziś. Jego filmiki dają mi siłe. Tą siłe której nikt mi nie potrafi do końca zapewnić. Dogłębnie. Nawet mój chłopak, Olaf. Poznałam go rok temu. Zobaczyłam go i moje serce zaczeło bić mocniej, uganiałam się za nim rok. Nie żałuję. Kocham go. Kłócimy się, ale potem godzimy. Na tym się przecież związek opiera.

Z jednej strony jestem z siebie dumna. Z drugiej żałuję że tu jestem.

Jestem niczym kwiat. Raz mnie nie ma. Raz jestem i wywołuje zachwyt.

-------------------------------------------------------------------------------------------------

Hejka kochani! To jest moja pierwsza książka. Mam nadzieję że się przyjmie. Zapraszam.

~AR


Dzisiaj już mnie nie ma | NARUCIAKWhere stories live. Discover now