[8.1] Niebo, którego nie ma

6.3K 649 275
                                    

Nico nie potrafił zapanować nad swoimi emocjami. Nie przeniósł się cieniem celowo. To było jak bodziec, po tym jak dotarło do niego to, co usłyszał. Nie spodziewał się tego. Nie spodziewał się, że wszystko co działo się przez ostatni czas mogło być jedynie, dość skuteczną, grą aktorską. Znowu to samo, znowu to okropne uczucie powracające do niego dotychczas jedynie w koszmarach. Znowu poczucie samotności.

Nie zdążył nawet pomyśleć o tym, gdzie się przenosi..

Lał deszcz. Nico poznawał okolicę, w której się znalazł, zdecydowanie już kiedyś tam był. Ale określić miejsce swojego położenia mógł dopiero, gdy zobaczył budynek znajdujący się przed nim. Niechcący musiał przenieść się do Las Vegas. Serce zabiło mu mocniej, gdy stanął przed kasynem Lotos. Dziwny był fakt, że to tutaj przeniosła go podświadomość. Mógł spodziewać się wielu miejsc, ale to... Opadł na ławkę przed pamiętnym kasynem. Miał jeszcze urywki wspomnień stamtąd. Szczególne miejsce w jego umyśle zajmowały chwile z Biancą. Pamiętał na przykład, jak poznawali grę Magia i Mit. Te wspomnienia były bardzo wyraźne, mimo tak sporego upływu lat.

Jego włosy zrobiły się wilgotne od deszczu, a na rękach miał gęsią skórkę, więc nałożył na głowę kaptur. Cieszył się, że miał na sobie za dużą bluzę. One zawsze pozwalały się ukryć przed światem, czego niezmiernie potrzebował teraz Nico.

Nadal okropnie go bolało. I nawet we własnych myślach nie potrafił znaleźć określenia na to, jak bardzo. Wszystko co działo się między nim i Willem... a raczej wszystko, co wydawało mu się, że miało miejsce, wszystkie te wspomnienia plątały się teraz po jego głowie. Bo w takim razie... jak można być tak dobrym aktorem? Czy naprawdę nic między nimi nie było? Nawet w przyjacielskim stopniu? Nico włożył dłonie głęboko do kieszeni bluzy. Przypomniał sobie ich pierwsze spotkanie, po którym nigdy w życiu nie spodziewałby się, że zaprzyjaźni się z synem Apolla. Że tak się przez niego zmieni. I że cokolwiek do niego poczuje.

Jak na trzynastolatka Nico Di Angelo biegał dość szybko. Minął właśnie Empire State Building. Na Manhatanie szalała wojna, a on dopiero opuścił Podziemie. Musiał pomóc. Z oddali słyszał bojowe okrzyki obozowiczów. Odruchowo sprawdził czy ma na palcu sygnet z czaszką. Chwila nieuwagi i nagle ktoś na niego wpadł. Przewrócił się, przeklinając pod nosem. Wtem ktoś stanął przed nim z wyciągniętą dłonią. Blondyn w obozowej koszulce. Z tego co Nicowi udało się skojarzyć, był uzdrowicielem z domku Apollina. Ignorując dłoń wstał o własnych siłach.

- Nic ci nie jest? - zapytał tamten.

Jego włosy były w nieładzie, na plecach miał kołczan, a przez ramię przewiesił łuk. W dłoni trzymał apteczkę. Cała jego twarz była pokryta piegami. Wyglądał na zdenerwowanego. 

- Gdzie idziesz? - zapytał, gdy Nico miał zamiar znów zacząć biec. - Chyba nie masz zamiaru dołączać do bitwy?

- Muszę - mruknął Di Angelo. 

- To niebezpieczne. Jesteś za młody i...

- I jestem synem Hadesa - odparł. - Potrzebują mnie.

- To poważne. Może ci się coś stać... eee....

- Nico.

- Nico. Możesz pomóc nam przy uzdrawianiu. Nie mogę znaleźć brata. Zawsze to lepiej, gdy pomaga więcej osób, a Michaela nigdzie nie ma - jego nerwowy ton głosu tknął coś w Nicu.

- Poradzisz sobie. Słuchaj, naprawdę mogę im pomóc. Muszę iść.

Postarał się uśmiechnąć, po czym odwrócił się i znów zaczął biec w kierunku bitwy.

without sunglasses | solangeloWhere stories live. Discover now