[6] Szkieletowe uczucia i zbyt dużo zemsty

6.9K 676 215
                                    

Wyścig rydwanów zbliżał się wielkimi krokami. 

W zasadzie wszyscy w obozie chodzili poddenerwowani, za wszelką cenę chcąc zobaczyć wyposażenie rydwanów mieszkańców innych domków. Jedynie Nico stawiał na chillout przez cały tydzień, w związku z czym, jeśli chciał w ogóle wystartować, musiał się spiąć. Warto dodać - był piątek. Za domkiem numer trzynaście odbywało się dość nietypowe zgromadzenie. Brał w nim udział jedyny syn Hadesa obecny w obozie i wezwane przez niego szkielety. W sumie w takim widoku nie było nic zadziwiającego. 

Do pełnego składu brakowało jedynie Willa Solace'a, który swoją słonecznością i tak popsułby cały złowrogi imidż tego spotkania. A tak naprawdę Nico kazał mu iść wypełniać wzywające obowiązki w infirmerii mówiąc, że wszystkim się zajmie. Trzynastka była jedynym domkiem, który jeszcze nawet nie zaczął roboty. 

Nico ze środka przytargał czarne krzesło i postawił je na trawie. Wszystkie szkielety stały dumnie w rzędach, gawędząc ze sobą beztrosko. Di Angelo obrzucił je  spojrzeniem, po czym wspiął się na krzesło. To taki gest podbudowania. Trochę przytłaczał go fakt, że nawet głupie szkielety były od niego wyższe. 

 - Dobra, szanowni zmarli! - czarnowłosy pomachał rękami, a zebrane szkielety natychmiast się uciszyły, zwracając ku swojemu panu puste oczodoły. - Plan przedstawia się następująco: budujecie rydwan.

Nico zaczekał chwilę, wyobrażając sobie, że emocje wśród zebranych powoli opadają, a potem dodał: 

- Zwykły, najzwyklejszy w świecie rydwan. 

Jakiś szkielet z pierwszego rzędu podniósł kościstą rękę, ale Di Angelo umiejętnie ją zignorował. 

- Ma być czarny, to oczywista oczywistość.

Ręka szkieletu opadła w dół. 

- To jest więc wasze zadanie na... dajmy na to, najbliższe pół godziny. Wiecie jak wygląda rydwan, matoły? - na te słowa czaszki wszystkich szkieletów zachybotały się na kręgosłupach w gestach potwierdzenia. - No to na co czekacie? Materiały macie tam - czarnowłosy wskazał na miejsce pod ścianą domku, gdzie w pokaźnej stercie leżały deski, koła, metalowe pręty i narzędzia (większość rzeczy podebrana była z bunkru 9, do którego teoretycznie nie miał wstępu (ale mimo wszystko opłacało się mieć korzystne znajomości wśród wielkiej siódemki)).

Sam Nico zeskoczył z krzesła, i udawał, że wcale nie wylądował krzywo na stopie i prawie się przewrócił. Grunt to zachować królewską postawę. Od tygodnia myślał nad sposobem, w jaki mogliby z Willem podrasować ich wspólny rydwan, jednak dopiero przed chwilą, stojąc przed szkieletami, wpadł na świetny pomysł, który z powodzeniem mógłby zapewnić im zwycięstwo.

Pognał więc w kierunku infirmerii, brudną robotę zostawiając swoim podwładnym. Przed budynkiem zawahał się - nie chciał wbijać Willowi w sam środek badań czy czegoś, co aktualnie tam robił. Nie mógł jednak powstrzymać myśli, że jeśli lekarz obmacuje sobie teraz blizny innych osób, to może warto byłoby mu w tym przeszkodzić.

Nico naprawdę nienawidził tego kłucia w sercu, które kazało mu to zrobić. Ale cóż mógł na to poradzić? Podkradł się pod okno budynku i mocno w nie zapukał.

Po chwili zostało otwarte i stanął twarzą w twarz z synem Apollina, którego dorysowane cienie pod oczami znowu pragnął zobaczyć. Musiał stawać na palcach, aby widać go było przez framugę. 

- Cześć Solace - powiedział, starając się zajrzeć do środka. - Mam sprawę. 

- I nie mogłeś tego załatwić jak cywilizowany człowiek? - spytał Will patrząc na piegowatego Nica zerkającego na niego z dołu.

without sunglasses | solangeloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz