Epilog cz. I

8K 316 22
                                    

Natalie

-Kochanie, mogę wejść?- zawołał pan młody z korytarza.

-Ben, idź stąd! Nie możesz widzieć panny młodej przed ślubem!- odkrzyknęłam z udawaną złością, a na mojej twarzy zagościł uśmiech. Mężczyzna jeszcze kilka minut prosił mnie o wpuszczenie do pokoju, w którym przebywałam z Rose, ale byłam nieugięta. Musiał poczekać jeszcze godzinke, aż ceremonia ślubna się rozpocznie. Właśnie pomagałam dopracować szczegóły w wyglądzie kuzynki i dopilnować, czy wszystko z nią w porządku. Często się słyszy, że panny młode mdleją przed ślubem, źle się czują i tak dalej, więc czekalam razem z nią na najważniejszy moment w jej życiu.
U Rose jestem od wtorku i od tego czasu przebywam z nią 24 godziny na dobę. Pomagałam jej ogarnąć wszystkie szczegóły i upewnić się, że wszystko jest gotowe.
Mimo to, przez te kilka dni także wypoczelam, uspokoilam się i ostatecznie zakończyłam sprawę z Chrisem. Postanowiłam, że po powrocie do LA będę zachowywała się jakby nic się nie stało, a Jego traktowała jak zwykłego kolegę i nie będę się nad sobą uzalac. Nie tylko moja miłość na świecie nie została odwzajemnionia, ale jest to też znak, że gdzieś na świecie czeka na mnie moja druga połówka, z którą będę do końca życia. A to silne uczucie do Chrisa w końcu przeminie. Musi przeminąć...

- A gdzie twój partner? Ciocia Kylie mówiła, że przyjdziesz z jakimś super chłopakiem? Hmm?- Rose podniosła jedna brew do góry i usmiechnela się zadziornie. No właśnie. Miał być tu razem ze mną, w tych cudownych chwilach, cieszyć się. Tyle wspólnych przygotowań na nic... Myślałam nad tym jeszcze przed wyjazdem, bo domyslalam się, że po tym wszystkim i tak ze mną nie pojedzie i planowałam zaprosic nawet Zach'a, ale byłoby to głupie zaprosić go kilka dni przed. I miałam jeszcze jakieś nadzieje, że wszystko się ułoży i ten piękny dzień spedzimy razem. Jak to mówią: ,,Nadzieja matką głupich"...

- Eh, wiesz... - I co mam powiedzieć? Że mój partner, w którym się zakochałam nie przyjdzie, bo kocha kogoś innego? Brzmi jak z taniej, brazylijskiej telenoweli. Nienawidzę kłamać, ale niestety teraz nie mam wyjścia. - Coś wypadło mu w ostatniej chwili, sprawy rodzinne i niestety nie zdąży. Ale nie martw się, jakoś dam radę.- zmusiłam się na lekki uśmiech w jej stronę. Ta z początku posmutniała, a po chwili ożywiona powiedziała:

-Ale kiedyś go poznam, tak?- jej oczy, aż świeciły się z radości. Nie mogę jej tego zepsuć.

-Na pewno, Ros.- i wzrok skupiłam w widok za oknem. - Może już powoli się zbierajmy? Goście nie mogą czekać. Pan młody przede wszystkim.- Dziewczyna zachichotała, po czym wstała i podeszła do wielkiego lustra stojącego pod ścianą. Zrobilam to samo, po czym przy takich rozmiarach lustra mogłam ogladnac siebie z każdej możliwej strony. Otworzylam usta ze zdziwienia i szoku. Zobaczyłam dość wysoką blondynkę, której parę centymetrów dodają białe szpilki na lekkiej platformie, które dodatkowo wydłużają nogi. Była ubrana w kremową, rozkloszowaną sukienkę, której plecy zasłaniają tylko fragmenty kwiecistej, delikatnej koronki. Włosy ułożone w luźne upięcie, przy którym jeden zakręcony kosmyk opadał na twarz. Lekki makijaż składający się z jasnorozowej pomadki, różu, jasnych cieni, tuszu i odrobiny rozwietlacza nadawał tej dziewczynie delikatności, niewinności, ale zarazem kobiecości.
Tą osobą byłam ja. Nie mogłam w to uwierzyć, że JA tak potrafię wyglądać! Jeszcze nigdy nie widziałam siebie w takiej wersji. Ale bardzo mi się podobała. Niby przegladalam się w lustrze, kiedy makijazystka Ros robiła mi makijaż, ale teraz widziałam jak wygladam w calej okazałości. Dalej nie wierzę, że to ja!...

- Kuzynka, muszę przyznać, że chyba dzisiaj ty będziesz gwiazdą wieczoru. Wyglądasz pięknie. - uśmiech nie schodził jej z twarzy. Zarumieniłam się na ten komplement i odwzajemniłam uśmiech, dziękując i przytulając się do kuzynki.
Ale Rose i tak wyglądała lepiej, wręcz cudownie. Była wysoką, szczupłą blondynką o pięknej urodzie, a biała suknia dodawała jej jeszcze więcej kobiecości i piękna. Cieszę się, widząc ją tak szczęśliwą. Że w ten cudowny dzień może usłyszeć od swojego narzeczonego obietnicę miłości do końca życia, na dobre i na złe. Tych dwoje zakochanych już nic i nigdy nie rozdzieli.

15 minut przed 15 wyszlysmy z domu po zrobieniu ostatnich poprawek i wsiadłyśmy do czekającej na wjeździe białej limuzyny. Rose nie życzyła sobie jakichkolwiek druhen na ślubie, a (jak powiedziała) chciałaby tylko jedną towarzyszkę, jednocześnie świadka ich przysięgi, czyli mnie. Moim zadaniem było towarzyszenie pani młodej przed uroczystością, a także w trakcie, kiedy ta będzie potrzebowała jakiejś pomocy. I uważam, że na razie szło mi dobrze.

Do kościoła przyjechałyśmy idealnie przed czasem. Gości było dość sporo i złapał mnie stres, ale wzięłam głęboki wdech i wyszłam z limuzyny, pomagając również pani młodej i stając obok niej ruszyłyśmy w stronę kościoła.

~~~~~~~~~~~~~~~~

-Ogłaszam Was mężem i żoną! - powiedział radośnie ksiądz, a wszyscy goście wstali i zaczęli klaskać, na cześć młodej parze. Rose z Ben'em złożyli na swoich ustach pocałunek i cali radośnie udali się czerwonym, obsypanym płatkami białych róż dywanem do wyjścia z budynku. Na ten widok w moim oku pojawiła się łza. Wzruszyłam się tą całą uroczystością oraz tym jaka miłość połączyła tę dwójkę.

Miłość na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie, miłość na całe życie...

Po uroczystym obiedzie i pierwszym tańcu młodej pary, wszyscy goście ruszyli do zabawy. Cały parkiet w ekskluzywnej restauracji zapełnił się gośćmi, którzy cieszyli się radością tych młodych małżonków. Bojąc się, aby żaden z moich wujkow nie wyrwał mnie do tańca, udalam się na zewnątrz aby trochę ochłonąć. To dopiero początek całej zabawy, a ja juz powoli czuje zmęczenie. Chciałabym z całego serca cieszyć się tym dniem wraz z Rose, ale... Nie mogę. On nie daje mi spokoju, cały czas mam w głowie tylko Jego.

Jako że restauracja była położona tuż przy plaży, kiedy wyszłam na taras, miałam przepiękny widok na już kierujące się ku zachodowi słońce nad oceanem. Przepięknie...
Stałam sama, wpatrzona w dal, wsłuchując się w słowa piosenki, które dochodziły do moich uszu:

So honey now
Take me into your loving arms
Kiss me under the light of a thousand stars
Place your head on my beating heart
I'm thinking out loud
And maybe we found love right where we are...

I z moich oczu poleciały łzy, które powoli sunęły po policzkach. Moje serce zabolało, tak bardzo zabolało. Ale nic z tym nie mogę zrobić. To już koniec.

-Natalie?...- nagle usłyszałam męski, poważny, ale zarazem miły dla uszu głos tuż za mną. Serce tym razem zabiło mi sto razy szybciej i momentalnie zrobiło mi się gorąco, a na policzki wstąpiły rumieńce. Obróciłam się szybko, aby upewnić się, czy to aby na pewno ON...

°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°
Druga część epilogu jeszcze dzisiaj.. 😞💘

I Need You, Baby...💕Όπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα