Ferie cz.1

2.6K 248 75
                                    

Miliarderzy cechują się tym, że jedzą kawior na śniadanie, piją najdroższego szampana, urządzają wystawne przyjęcia dla klas wyższych i zapraszają swoich przyjaciół do Niemiec na ferie.

Ciężko było oprzeć się kuszącej ofercie spędzenia dwóch tygodni jeżdżąc na desce w Alpach.

Gdy tylko Dafne dostała zaproszenie zaczęła błagać mamę o pozwolenie.

Rodzice zwykle nie zgadzają się na wyjazd swoich pociech z koleżkami ze szkoły na inny kontynent. W zasadzie taka prośba od razu kończy się ja szybkim "nie" ze strony rodzica. Dlatego też Martha Adler nie miała pojęcia dlaczego z jej ust wyrwało się "tak". Niemniej dokonała już wyboru, więc w pierwszy dzień ferii zawiozła swoją starszą córkę na lotnisko JFK.

Dafne miała pewne obawy. Na przykład: czy Clint weźmie ze sobą Pingwina?

****

Clint nie wziął ze sobą Pingwina. Dzięki Bogu, bo to oznaczało, że posiada śladowe ilości inteligencji.

Nie można było powiedzieć tego samego o Pietrze, który stwierdził, że szybciej będzie jeśli POBIEGNIE do Niemiec.

— Pietro, ostatni raz ci mówię, że nie przebiegniesz Oceanu Atlantyckiego.

Wanda była na skraju załamania nerwowego.

— Siostra, ja nie zrobię? Ja nie zrobię? — Maximoff tylko się uśmiechnął.

Bez dalszych konwersacji na temat wędrówek międzykontynentalnych wszyscy weszli na pokład prywatnego odrzutowca Starka.

Jego samolot był... No cóż. To był samolot miliardera. Wyobraźcie sobie najbardziej wygodny i wypasiony prywatny odrzutowiec i w zasadzie macie pełen obraz.

Wszyscy zajęli miejsca.

Zapowiadała się wspaniała podróż i niesamowite 2 tygodnie.

****

Dafne stała na szycie stoku. Wdychała rześkie, górskie powietrze. Czekała na swoich przyjaciół, by oficjalnie rozpocząć wyścig. Kto dojedzie ostatni ten stawia czekoladę. Każdy miał równe szanse, gdyż każdy miał deskę snowboardową.

Gdy Pietro już ogarnął, że jeśli będzie próbował biegać ze stopami przywiązanymi do deski czekać na niego będzie twarda ziemia, wszyscy ustawili się na równej linii i na znak pomknęli przed siebie.

Adler z każdym pokonanym metrem miała coraz większy uśmiech na twarzy. Wiatr szczypał jej skórę, ale nic nie robiła sobie z zimna. Jedyne co się liczyło, to wygrana. Ale niestety, jazda w trakcie myślenia jest jak jazda po pijaku. Stłuczka gwarantowana. Dafne wpadła z impetem na Steve'a i razem przeturlali się przez resztę stoku, zostając jednocześnie niekwestinowanymi zwycięscami turnieju.

Gdy tylko zatrzymali się wpadając w zaspę, Dafne wybuchła niekontrolowanym śmiechem. Rogers też zaczął się śmiać. Pietro natomiast miał naburmuszoną minę, bo przegrał. No nie ma bata, że wytłumaczysz mu, że jeśli zacznie ruszać nogami z nadludzką szybkością, które są wpiete w wiązania to się wywali. Ale marudzić i tak będzie. Niemniej, gdy tylko usiedli w kafejce, białowłosy chłopak poszedł "zamawiać" napoje.

Zamawianie Pietra wyglądało mniej więcej tak, jakby niewidomy próbował głuchemu opowiedzieć o niezwykłych widokach jakie zobaczył będąc w górach. No nie dogadasz się.

Maximoff podszedł do barku i zaczął coś paplać. Mężczyzna za ladą był barczysty i wręcz ogromny. Miał blond włosy ścięte na żołnierza i stalowe, szare oczy. Co więcej, w ogle nie ogarniał po angielsku. Pietro dość szybko to zrozumiał. Zaczął więc tłumaczyć barmanowi na swój własny sposób.

Avengers AcademyWhere stories live. Discover now