Rozdział 16 Wspomnienia

8.6K 506 8
                                    


-W 1697 roku miała miejsca wielka rzeź. Klany zabijali wszystkich, którzy starali się wesprzeć mnie oraz Mercy. Był to dla nas ciężki czas, ponieważ w tym okresie priorytetem było pozbycie się mnie. Przepowiedziana jasność oraz pokój nie była im na rękę. Istotą nocy, odpowiadał panujący mrok, więc dlaczego mieli go zmieniać? - Aaron kontynuował swoją historię, a ja z zaciekawieniem uważnie słuchałam.

-Twoi rodzice byli ludźmi, dziadkowie wampirami, dlaczego tak? - spytałam lekko zdezorientowana.

-Odpowiedź jest prosta - spojrzał na mnie. -Moi dziadkowie niegdyś również byli ludźmi, lecz pewnego dnia zostali przemienieni. Kto, czemu i dlaczego? Nigdy się nie dowiedziałem. Mowa tutaj o rodzicach mojego taty, ponieważ rodzina mojej matki składała się z samych wilkołaków. Niestety ona jedyna nie wiedzieć czemu, nie doznała przemiany - zamyślił się na chwilę. 

-Czekaj, czekaj! - poderwałam się do góry. -Czyli Twój tata pochodził z wampirzej rodziny, a mama z wilkołaków, dlatego ich uczucie było im nie na rękę? - spytałam, łapiąc się za głowę.

-Zagadka, wojny klanów rozwiązana - puścił mi oczko.

Spodziewałam się wszystkiego, ale nie, że Król wampirów urodził się zwykłym, słabym ludzkim dzieckiem, które przez swoje narodziny, przypadkowo złączyło ze sobą dwa znienawidzone klany. Cóż Aaron staje się coraz bardziej intrygującą postacią. Ciekawe zatem co z przepowiednią skoro nie udało im się go zabić. Lecz przeżył, stając się samemu mroczną postacią, przed którymi miał uchronić niewinnych. 

-Żyłem w ukryciu, często zmieniając miejsce pobytu z powodu Mercy, która nie starzała się, jak normalni ludzie. Nie chcieliśmy wzbudzać podejrzeń, gdyż ja dorastałem, a ona jakby zatrzymała się w czasie. Oni by nie zrozumieli, lepiej było nie ryzykować. Dużo jej zawdzięczam, dzięki niej nie odczuwałem tak bardzo straty rodziców i pomimo ciężkiej sytuacji, w jakiej żyliśmy, starała się zapewnić mi w miarę zwyczajne, szczęśliwe dzieciństwo. Niestety pewnego dnia czar prysł - przybliżyłam się nieco do Aarona. -Wróciłem właśnie z pracy, Mercy czekała na mnie w domu z kolacją, by wspólnie uczcić mój awans w pracy, kiedy do mieszkania wtargnęło kilku oprychów. Wampirzyca starała się z nimi walczyć, lecz było ich za dużo. Została pokonana, a ja porwany. Był to rok 1717 drugiego lutego - objął mnie ramieniem, kiedy przysunęłam się jeszcze bliżej. -Zostałem wywieziony w odludne miejsce. Przetrzymywali mnie skrępowanego w piwnicy bez światła, która finalnie stała się moim grobem. 

-Jak to? - zapytałam z przejęciem w głosie.

-Plan był prosty - odpowiedział z obojętnością. -Mieli mnie zabić, ale skoro już schwytali, dlaczego mieli się wcześniej nie zabawić? - przekręciłam lekko głowę w lewo. -Przez kilka dobrych dni, bili mnie, torturowali, znęcali się do tego stopnia, że czasem potrafiłem zapomnieć, jak się nazywam. Pewnego razu skatowali mnie do takiego stopnia, że czułem, jak powoli zatapiam się we własnej kałuży krwi, dusząc nią. To był dla nich znak, że nadszedł czas. Podcięli mi gardło, po czym zostawili na pewną śmierć w niewyobrażalnych cierpieniach - otworzyłam usta z niedowierzania, po czym położyłam dłonie na jego udzie i uniosłam się nieco do góry na kolach, spoglądając w oczy mężczyzny.

-Więc jak przeżyłeś? - zadałam niemożliwe pytanie.

-Dobre pytanie - pokiwał głową. -Pamiętasz, jak kiedyś wspominałem ci o wariacie, który przemienił mnie dla chorej zachcianki - przytaknęłam. -Po części zawdzięczam mu życie, ponieważ dzięki temu kaprysowi otrzymałem drugą szansę. Co prawda ludzki żywot brutalnie mi odebrano, lecz się przebudziłem. Nieco mniej żywy, niż na przykład Ty - wskazał palcem na moją klatkę piersiową w miejsce, gdzie znajduje się serce.

-A jaką rolę w tej całej historii odegrała kobieta znad jeziora? -dopytywałam.

-Długo po przemianie błąkałem się bez celu po mieście z natłokiem dziwnym myśli w głowie oraz jeszcze dziwniejszych emocji mną szargających. Odczuwałem coś, czego nigdy wcześniej nie miałem, więc nie potrafiłem nawet logicznie sobie tego wytłumaczyć. Gdy spotykałem ludzi na swojej drodze, marzyłem tylko o rozerwaniu im tętnicy. Przegrywałem z pragnienie krwi, które nie potrafiłem opanować, więc krzywdziłem coraz większość ilość osób. Z początku wyrzuty sumienia nie dawały mi żyć, lecz właśnie ta kobieta, była jedyną, która przez swoją dobroć nauczyła mnie wyzbywać się niewygodnych emocji, gdyż odczuwałem je kilkakrotnie silniej, niż zwykły śmiertelnik. Nauczyła mnie panować nad pragnieniem, pokazała inne sposoby pożywiania, niekoniecznie kończące się czyjąś śmiercią, a najlepsze w tym wszystkim, że sama była człowiekiem. Poniekąd z nią wiąże się historia Anastazji - spojrzał na mnie, gładząc delikatnie dłonią po plecach.

-Anastazji? - powtórzyłam zaskoczona.

-Kobieta znad jeziora nosiła imię Elizabeth. Pewnego dnia, gdy już niedomagała, poprosiła mnie o przysługę, która polegała na zapewnieniu bezpieczeństwa jej synowi, a w późniejszym czasie jego dziećmi, czyli jej wnukami. Zgodziłem się bez wahania. Pragnąłem odwdzięczyć się za lata opieki, szczególnie że nie wiedziałem, gdzie podziewa się Mercy. I tak od tamtego momentu, aż po dziś sprawuję pieczę nad każdym kolejnym pokoleniem jej rodziny. Na chwilę obecną Anastazja jest ostatnią z rodu. W przyszłości, gdy dorośnie, zapewne się to zmieni. Jednak na razie ma dopiero 16 lat - uśmiechnął się kącikiem ust, ledwie zauważalnie.

-18?! To ona nie jest wampirem?! - wykrzyczałam zszokowana.

-W wieku 10 lat straciła rodziców, przygarnąłem ją wtedy, by nie musiała tułać się po sierocińcach. Zresztą nie dawno dopiero się usamodzielniła. Uczy się we Francji i przyjeżdża do rezydencji zawsze, kiedy ma przerwę od nauki w szkole - pokiwał głową na boki z politowaniem, spoglądając kątek oka w moim kierunki, widocznie rozbawiony.

-Ale nie zaprzeczysz, że wygląda jak jedna z was - podsumowałem z udającym oburzeniem, krzyżując ręce na piersiach.

-Pozory czasem mylą - puścił mi oczko.

-A jak Ci się udało odnaleźć Mercy? - zmieniłam temat.

-Szukałem ją dniami i nocami. Jednak z kolejnymi miesiącami, coraz bardziej traciłem nadzieję na ponowne spotkanie. Byłem wręcz przekonany, że również już dawno samo poddała się z poszukiwaniami, ponieważ była przekonana, że nie żyje. Jenadak po 15 latach nieprzerwalnych przeze mnie poszukiwań odnalazłem ją w 1732 roku, gdzie ukrywała się na obrzeżach jednego ze Szkockich miast. Gdy pewnego razu zapukałem do jej domu, drzwi mi otworzyła zaniedbana kobieta z nieodstępującym jej twarzy smutkiem oraz wzrokiem przepełnionym rozpaczą. Straciła dawny blask z mojej winy. Lecz, gdy się przedstawiłem, momentalnie zmieniła się o 180 stopni. Rozbiegane oczy, uśmiech od ucha do ucha, to była Mercy, którą pamiętałem, a nie ta kobieta, która otworzyła mi drzwi - uśmiechnął się sam do siebie.

-I co było dalej? - dociekałam.

-Gdy ponownie byliśmy razem, odzyskaliśmy należności, które mi skradziono. Byłem dorosłym, pełnoletnim osobnikiem, więc dziadkowie nie mogli ponownie wydać na mnie wyroku śmierci, gdyż teraz nie obyłby się bez echa. Niewinne dziecko łatwiej uciszyć, niż dorosłego spadkobiercę. Odzyskałem pałac, tron, koronę i wszystkie przywileje, które za nią szły. Nowiny o powrocie prawowitego władcy szybko się rozniosły i nadzieję na spełnienie przepowiedni ponownie powróciły.

-Właśnie a przepowiednia? - ponownie rozemocjonowana poderwałem się ku górze.

-To historia na inną okazję - złożył delikatny, ledwie wyczuwalny pocałunek na moim policzku, po czym wstał, kierując w stronę wyjścia. -To tylko brednie starych czarownic, nie zaprzątaj sobie tym głowy - dodał na odchodne. -Śpij dobrze, Bello - wampir zniknął za drzwiami, pozostawiając mnie samą z milionem myśli w głowie.


Arcymistrz NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz