Rozdział 4 Plan doskonały

16.6K 836 62
                                    



W trakcie drogi powrotnej do swojego pokoju spotkałam dwójkę mężczyzn na korytarzu. Z ciekawości zatrzymałam się za rogiem, by odrobinę podsłuchać, o czym rozmawiają.

-Pachnie inaczej od poprzedniczek, lepiej - powiedział jeden z nich.

-Król nigdy nie brał byle czego. Ciekawe ilu lat dożyje w pałacu? Nie wróże jej długiego żywotu - podsumował ze śmiechem drugi z nich, po czym ruszyli przed siebie.

Ciężko, jakkolwiek zareagować mi na zaistniałą sytuację. Mam rozumieć, że jestem kolejnym pożywieniem? Nie napawa mnie optymizmem ta myśl. Jasne było, że zostałam porwana z pewnych pobudek, mając posłużyć w jednym celu. W tym przypadku - zabawka Króla. Jednakże usłyszeć na własne uszy, jaki czeka Cię los, jest gorszym, niż życie w nieświadomości i jedynie domyślanie się naszej przyszłości.

Odnoszę wrażenie, że to czas najwyższy obmyślić plan ucieczki. Zakładam, iż wymknięcie się ze strzeżonego przez wampiry pałacu nie będzie prostym. Ich wyczulony słuch utrudnia nieco moje zadanie. Lecz nie lubię się podporządkowywać, zatem nie dam sobą dyrygować i grzecznie czekać w pokoju na stracenie.

Po dotarciu do pokoju, od razu wyszłam na taras w celu przeanalizowania możliwych dróg ucieczki oraz zorientowaniu się ilu ochroniarzy krążących po posesji, mogę się mniej więcej spodziewać.
Mury były zbyt wysokie, by je ot, tak sobie przeskoczyć, ale jeśli znalazłabym alternatywną trasę, lub choćby najmniejszą szparkę w płocie, mogłoby się to udać.
W obecnej sytuacji warto próbować wszystkiego, skoro me dni są policzone, nie boję się ryzykować.

Po wstępnych oględzinach dostrzegłam, że mężczyźni poruszają się grupkami po terenie pałacu. Zazwyczaj liczą sobie one po trzy, cztery osoby. Ciężko będzie ich wyminąć. Mogłabym połaszczyć się na opcję drugą - uśpienie czujności Króla. Jednakże wątpię, aby był na tyle naiwny. Gdyby zaściankowość przeważała w jego cecha, nie objąłby stanowiska władcy. Lecz mogę być odrobinę milsza dla niego. Niech pomyśli, że pogodziłam się ze swoim losem. Będę musiała mocno zacisnąć język między zębami, jeśli pragnę uniknąć wścibskich uwag. Niestety podejrzewam, że mogę nie podołać temu zadaniu. Okażę się w praniu.
W czasie moich rozmyślań do głowy wpadł mi jeszcze plan C. A jakby poprosić Króla o parogodzinne opuszczenie wiktoriańskiej posiadłości? W końcu jeśli mam tutaj żyć, potrzebuję stosownych rzeczy, czyż nie? 
Pozbycie się jednego z towarzysza, bądź dwóch wydaję się łatwiejszym, niż konfrontacja z kilkoma grupami patrolującymi oraz protekcjonalnym ważniakiem w garniaku. 

Spróbujmy...Kto nie próbuje, ten nie pije szampana, jak to mówią. Lecz nim wdrążę w życie mój plan, odwiedzę wnet krainę Morfeusza.

Nocą śniła mi się rodzina. Zwyczajne niedzielne, wspólne wyjście. Każdy uśmiechnięty i zadowolony. Tradycyjnie z moim przyszywanym bratem spieraliśmy się po drodze, która drużyna football'owa wygrany tegoroczny sezon, a Miguel Ángel'o starał się uspokoić naszą dwójkę.
Tata nie dawał za wygraną, póki nie zawarliśmy rozejmu i nie poszliśmy wspólnie oglądać filmów. Wszyscy w domu śmieli się, że to już taka nasza mała tradycja. Całkiem możliwe, że coś w tym było, bo kłóciliśmy się tak praktycznie codziennie do momentu, póki mój brat nie usamodzielnił się i wyprowadził z domu.

Brakuje mi tego wszystkiego.

Po chwili sen zaczął przeinaczać się w istny koszmar, obraz rozmazywał się, tracił przyjazne barwy, a przybierać ponure, złowrogie. Niebie pociemniało, słońce zniknęło jak i cała radość, zaczęły tworzyć się gęste, granatowe chmury z oddali nieubłagania nachodziła mgła. Z niej wolny krokiem wyłaniała się mroczna postać o gniewnym spojrzeniu, bezlitosnym, żądnym zemsty. Oczy koloru szkarłatu przepełnione złem, bólem, a przede wszystkim krzywdą ludzką.
Słyszałam krzyki, płacz, szlochanie. Żal przepełniał osoby w mym śnie. Opary ustawały, aż koniec końców zniknęły kompletnie. Natomiast mi dane było dostrzec swój grób, a nad nim zapłakanych najbliższych. Umarłam. Ciekawe, jak do tego doszło? Czy sprawcą był Król, a może jednak ja?
Jednakże najgorszy w tym śnie był fakt mojej obecności na cmentarzu. Stałam za ich plecami, niestety gdy otwierałam usta, by powiadomić ich, że nic mi nie jest, z mego gardła nie wydobyłam się dźwięk.

Przerażona z krzykiem natychmiast się obudziłam.

-Koszmar? - Spytał siedzący na fotelu pod ścianą mężczyzna.

Przetarłam twarz dłońmi, po czym z grymasem niezadowolenia spojrzałam na najwidoczniej rozbawionego sytuacją bruneta. 

-A wtargnąłeś tu w celu?  - Uniosłam lewą brew ku górze.

-Jestem u siebie, zapomniałaś? - Wstał, kierując się w moim kierunku. Wyskoczyłam szybko z łóżka, po czym zrobiłam krok w przód. Staliśmy nieruchomo naprzeciw siebie, czułam bijący od niego chłód.

-Dlatego się poczuwasz? - Parsknęłam.

-Poczuwam się, bo jesteś na mojej łasce - nachylił się nieco nade mną. 

-Zostałam uprowadzona z własnego domu! Gdzieś mam na czyjej łasce jestem! Porwani zwykle nie kończą dobrze, zatem z jakiej racji mam być dla ciebie uprzejma?! Jesteś zwykłym dupkiem - odwróciłam się, po czym skierowałam do łazienki.

Gdy odświeżona opuściłam pomieszczenie, zastałam zamyślonego na tarasie mężczyznę. Najchętniej wyszłabym z pokoju, by go nie oglądać, ale nie wiedzieć czemu coś kazało mi podejść bliżej.

-Co tu jeszcze robisz?- Stanęłam obok władcy, opierając się o betonową barierkę oraz wpatrując w ciemny, tajemniczy las przed nami.

-Całkiem ładnie wyglądasz - Odezwał się zerkając na mnie kątem oka.

Nie podziękowałam. Jedynie kiwnęłam ledwo zauważalnie głową.

-Powiedz mi coś o sobie - Wpatrywał się w gwiazdy.

-Jestem Isabella, kilka dni temu skończyłam 19 lat. Mieszkałam na przedmieściach Nowego Yorku. Obecnie przebywam - rozejrzałam się dookoła siebie. -Ciężko określić. Moja rodzina zapewne niedługo pomyśli, że nie żyję. Aktualnie stoją obok zadufanego w sobie dupka, którego kaprysem się stałam. Jak zakończę żywot? Tego nie wiedzą najstarsi indnianie - westchnęłam, kręcąc przy tym głową. -A co u ciebie słychać? - dodałam z nutą złośliwości w głosie.

-To się nazywa życie - Skwintował moją wypowiedź.

-Życie, powiadasz? Bycie twoją zabawką mam nazwać życiem? - zaśmiałam się z bezsilności. Atrakcje dla zabawki jakieś przewidziane? - spytałam sarkastycznie.

-Jak zasłużysz - Puścił mi oczko, po czym skierował się w stronę wyjścia.

-Czekaj! - Zawołałam. -Poznam, chociaż imię swojego nowego właściciela?

-Nie igraj ze mną - Odwrócił się, mierząc moją osobę wzrokiem. -Aaron jestem - Odpowiedział po chwili.

-Dziękuje panie, że zdradziłeś mi swe imię - Delikatnie się ukłoniłam z łobuzerskim uśmieszkiem na twarzy.

-Będę tego żałował - wymamrotał pod nosem, zamykając za sobą drzwi z drugiej strony.

,,To obca ziemia, jesteś jak wróg. Najchętniej by cię zamknęli, wyrzucili klucz. Zaciśnij zęby, sam niczego nie zmienisz. Uśmiechnij się ,ręce schowaj do kieszeni"


Arcymistrz NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz