Rozdział 7 Niechybna próba

12.1K 612 29
                                    


Czas płynął, a my skrupulatnie się mijaliśmy na zamkowych korytarzach. Pogrążeni we własnych myślach, przekonani o swej nieobecności.

Marzyłam o wolności, pragnęłam wyjść poza królewskie mury. Ponownie ujrzeć świat, który brutalnie mi odebrano. Poczuć znów ciepłe promienie słoneczne na swej delikatniej, jak płatek śniegu skórze. Żyć i zrzucić z siebie ciężkie łańcuchy mej niewoli. Lecz tu o zdanie nikt nie pyta. Wydają rozkazy, czekając na posłuszne ich wykonanie. Mam milczeć, grzecznie słuchać, nie potępiać oraz trwać u boku tyrana wypranego z uczuć, którego serce umarło wieki temu.
Tęsknota, ból, zwątpienie towarzyszą na każdym moim kroku. Gdy co noc pogrążam się we śnie, widzę w nim bliskie osoby, rodzinę, przyjaciół wszyscy zatroskani mym losem, a ja stoję w oddali przed nimi. Widzę łzy oraz nędzne się wzajemne pocieszania. Jedni wątpią w dalszą możliwość mojego życia, inni zaś wciąż łudzą się nadzieją, trzymając tej małej iskierki w głębi duszy, w którą sami powoli zaczynają powątpiewać. Dostrzegam to wszystko, pragnę poinformować, że nic poważnego mi nie dolega, lecz gdy tylko otwieram usta, z nich wydobywa się niemy krzyk.
Król nie pozwoli odstąpić swojej ofierze od jego boku. Toż to ujma na honorze by była. Na takową pozwolić sobie nie może. Zatem jak powinnam postąpić? Wyjście nasuwa się jedno z patowej sytuacji. Ucieczka.

W murach pałacu Króla Wampirów czas płynie inaczej. Tu rzeczywistość różni się od tej, którą znamy. Świat mroku rządzi się własnymi prawami. Prawami nie dla śmiertelników. 
Dzień, tydzień, miesiąc, a może rok? Sama nie wiem, ile czasu już tutaj spędziłam. Nie liczę minut, ani godzin tej przeklętej melancholii.
Dlatego zebrałam się w sobie, po czym uznałam, że nadeszła pora wizyty w gabinecie władcy ciemności. Grzecznie zapukałam do drzwi, cierpliwie oraz posłusznie wyczekując pozwolenia na wejście, niczym czekający, spragniony widoku swego pana piesek. 

-Proszę - dobiegło do mych uszu po chwili.

Pewnym krokiem weszłam do pomieszczenia, uprzednio zamykając za sobą dębowe drzwi.

-Przyszłam z pewnym zapytaniem - zbliżyłam się do biurka mężczyzny.

-Doprawdy? - odłożył papiery na ciemny blat, które dzierżył w dłoni, po czym wlepił swój przeszywający na wskroś, zimny, jak lód wzrok.

-Pragnęłabym zażyć odrobinę świeżego powietrze - rzekłam spokojnym głosem.

-Nic nie stoi na przeszkodzie, abyś udała się do ogrodu - powrócił do wcześniej przerwanej przeze mnie czynności. 

-Za pałacowe mury - dodałam pół szeptem.

Brunet nagle cisnął w kąty zapisane strony, gwałtownie podniósł się z biurowego fotela, po czym z całym impetem uderzył dłońmi o drewniany blat. Nie spodziewałam się takiej reakcji, aż mi oko lekko drgnęło, ale przełknęłam głośno ślinę i wróciłam do siebie.

-Nie ma mowy! - krzyknął, zbliżając się do mnie.

-Raz, więcej nie poproszę - nasze spojrzenia się skrzyżowały. -Nie prosiłam o nic, odkąd tu jestem. Zdecydowałaś się sprowadzić mnie tutaj, przemilczę już fakt, że wbrew mojej woli - zacisnął pięść, lecz ja dzielnie kontynuowałam swą wypowiedź. -Zatem powinieneś liczyć się z faktem, jak trudne w utrzymaniu są kobiety - przewróciłam oczami, wzdychając. -Nie wystarczą nam pałace, biżuteria i inne złota. Potrzebujemy uwagi, zaufania, poczucia bezpieczeństwa i nuty wolności. W przeciwnym razie stajemy się kapryśnie i nieznośne. Nie lubimy, jak się nas ogranicza, zarzuca swoje zdania, zakłada nam smycze, potem kagańce, a na koniec zamyka w złotych klatkach - westchnęłam, spuszczając wzrok oraz kręcąc głową na boki.

-Zgoda - odrzekł chłodnie. -Potrzebujesz atencji? Dostaniesz jej - zrobił krok w przód. -Jednakże wywiń jakiś numer - poczułam zimną dłoń mężczyzny na moim karku. -Poniesiesz tego konsekwencje - niespodziewanie z premedytacją chwycił moje włosy, by szarpnąć za z całej siły. Odruchowo odchyliłam głowę w tył, na mojej twarzy pojawił się delikatny grymas. -Pokaże ci jak bezwzględny i okrutny potrafię być naprawdę, a po wszystkim sama przyznasz mi rację, iż do tej pory byłem dla ciebie jeszcze stosunkowo miły - rozluźnił uścisk, przez zachwianą równowagę upadłam na ziemię. - niechętnie przytaknęłam, podnosząc się i poprawiając potargane nieco włoski. 

Bramy pałacowe opuściłam w towarzystwie dwóch ponurych troglodytów. Zawieźli mnie do miasta. Miałam ponoć udać się na drobne zakupy, a oni mieli opłacić moje wybory. Wszystko po to, żebym zaspokoiła swoje zachcianki materialnymi rzeczami i nie próbowała przypadkiem w przyszłość ponownie prosić o opuszczenie zamku. Jakie to płytkie, a zarazem naiwne ze strony króla. Naprawdę uważa, że sprawienie kobiecie kilku niepotrzebnych pierdółek zaspokoi jej faktyczne potrzeby, wyciszając przy tym jej emocje? Brak słów moje drogie panie. Brak...

Z dumą oraz niepokojem stąpałam po brukowanych uliczkach, odwiedzając co parę metrów kolejne sklepy z zupełnie niepotrzebnymi do mojego życia bibelotami, które kupowałam dla niepoznaki, pozwalając moim osiłkom płacić za nie. Gdyby nie towarzyszące temu wszystkiemu okoliczność w przeciwnym razie byłabym nawet zadowolona z takowego obrotu spraw. Jednakże w tym momencie ni to mi w smak. 
Po dłuższej wędrówce pozwoliłam sobie odwiedzić maluteńki butik na końcu ulicy z odzieżą wierzchnią oraz bielizną. 

-Zapłacicie? -wystawiłam rękę z rzeczami z przymierzalni. -Ja w tym czasie ubiorę się do końca.

-Poczekamy - odrzekł, odbierając ubrania.

-To potrwa. Chyba że mam wyjść nago? Lecz nie wiem, czy król byłby dumny z faktu, że widzieliście jego własność w takim wydaniu. Czy przypadkiem nie byłaby to plama na jego honorze? Nie dbacie o swojego władcę? - zapadła cisza.

-Pośpiesz się! - odeszli, gdy kroki całkowicie ucichły, uchyliłam rąbka materiału, zerkając ostrożnie. Mężczyźni posłusznie stali przy kasie, opłacają produkty. Wykorzystałam chwilę nie uwagi.

W tamtym momencie nie pomyślałam o jednym szczególe. Adrenalina wymieszana ze strachem uderzyła mi do głowy, przez co zapomniałam, iż uciekam właśnie pod osłoną nocy przez prawie sam środek miasteczka, wypełnionego po brzegi krwiożerczymi istotami. Biegłam przed siebie ile sił. Prosiłam boga w myślach, aby nikt nie napatoczył się na mej drodze. O niczym innym nie marzyłam tak mocno wtedy, jak o tym. I popełniłam błąd. Ponowna wizja zobaczenia rodziny rozproszyłam mnie tyle, że wbiegłam na podziemny parking. 
Parking, który w jednej minucie stał się moją zgubą na długie tygodnie. Ponoć, jak uciekać, to wyłącznie nie zauważonym, a jednak czasem bezpieczniejszą drogą ucieczki, okazać się może ta, którą potencjalnie uznaliśmy za niebezpieczną. Czyli przeciskanie się przerażonym między tłumem i bieg na ślepo. I prawie przebiegłam betonową konstrukcję względnie bezpiecznie, gdyby nie nieznajomy, który zaprzepaścił mój nędzny już wtedy żywot.

-Gdzie ci śpieszno dziewojo? - zostałam chwycona od tyłu za włosy, po czym rzucona na zimne, cementowe ściany. Przygwożdżona przez ciało mężczyzny, ograniczone ruchy miała. Zresztą był silniejszy, ale to nie wyczyn w tym świecie. -Smakowicie pachniesz - obliżał się, okazując przy okazji śnieżnobiałe kły.

Krzyczeć? Szarpać się? Błagać, czy płakać? Jak postąpić w sytuacji, w której z góry skazana jesteś na klęskę? Jak walczyć z osobnikiem o nadludzkiej sile? Nie da się. Dlatego nie bez powodu świat wampirów zamknięty jest na ludzkie istnienia. Nie licząc tych, kiedy stają się ofiarami, bądź osobistymi zabaweczkami. Tak zwanymi zwierzaczkami do towarzystwa pod ludzką postacią.
Nie zostałam ugryziona, jak pierwotnie przewidywałam. Wręcz przeciwnie. Wędrowiec zadał mi silny cios na skutek, którego straciłam równowagę. Uprzednio puszczona przez niego, opadłam na ziemie. Leżąc zamroczona, otrzymałam kilka solidnych kopnięć przyjętych na brzuch oraz żebra. Ostatnie kopnięcie - w twarz. Spowodowało moje omdlenia. Wydawać by się mogło, że koniec nadszedł szybciej, niż myślałam. Lecz nic bardziej mylnego, ponieważ prawdopodobnie czekało na mnie coś gorszego. Po obudzeniu się skrępowaną na podłodze ponurego pomieszczenia z kłębiącym w powietrzu zapachem stęchlizny nie może wróżyć nic dobrego. Zważywszy na fakt dwójki rozbawionych stojących nad Twoim półprzytomnym ciałem obcych mężczyzn.


Arcymistrz NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz