- Ale ty nie chcesz ze mną rozmawiać.

Wzdycham i siadam na jedną z ławek, na przeciwko siedzącej dziewczyny.

- Nie wiem czy jeszcze jest o czym tu rozmawiać - mamroczę. - Wszystko jest jasne i...

Dziewczyna kręci gwałtownie głową i spogląda na mnie swoimi niebieskimi tęczówkami.

- Nic nie jest jasne - odpowiada. - Mówisz mi te wszystkie rzeczy, później słyszę jak Lily płacze przez to, że przeżyła z tobą swój pierwszy raz, a ty... - wzdycha. - Przecież nie jesteś taki.

Przeczesuję swoje włosy i ciągnę za ich końce, bo to wszystko jest bardziej skomplikowane niż ktokolwiek mógłby pomyśleć. Nie wiem czy umiem i chcę jej to wyjaśniać.

- Nie wiedziałem, że jest dziewicą - jęczę, mając dosyć tego, że muszę powtarzać to już setny raz.

Czemu każdy posądza mnie o jakieś bezduszne odebranie niewinności, dobrej i poukładanej dziewczynie? Ona sama tego chciała i śmiem nawet stwierdzić, że bardziej niż ja.

Libby unosi brwi, a ja mam wrażenie, że zaraz zacznie się jej wylewna przemowa, w której powie mi, że tak nie wolno i blah, blah, blah. Ale ona zamiast tego zaczyna chichotać. Przykłada dłoń do ust i próbuje jakoś to ukryć zapewne twierdząc, że to nieodpowiedne śmiać się z takich rzeczy, ale jej klatka piersiowa i tak lekko się unosi co całkowicie ją zdradza. A co ja mogę zrobić w takim momencie? Jestem bezradny na jej cholernie uroczy śmiech i nie mogę się nie uśmiechnąć. Nie umiem.

- Jak... - zaczyna rozbawiona i macha dłonią na znak, że nie wie jak to ująć w słowa - mogłeś nie wiedzieć. To znaczy, matko, nie powinnam się śmiać, ale mimo wszystko twoja niewiedza jest...

Unoszę ręce w obronnym geście.

- Gdybym wiedział nigdy bym tego nie zrobił - mamroczę. - To znaczy, dziewice mnie nie interesują i... - milknę widząc jak unosi brwi, a na jej twarzy pojawia się jeszcze bardziej rozbawiony uśmiech.

O kurwa, co ja właśnie powiedziałem.

- Uh, dzięki? - mamrocze prychając i znowu się śmiejąc, a ja nie mogę uwierzyć jakim debilem jestem.

- To znaczy... nie o to... Bo ty... - wzdycham bezradny na to, że jąkam się jak jakaś ciota. - Nie odzywam się więcej.

Libby uspokaja się po jakimś czasie, a jej twarz znowu przybiera spokojny wyraz twarzy. Ta dziewczyna zawsze była cholernie wybuchowa, a teraz nagle coś się w niej zmieniło... To znaczy, nie jest już taka wredna i nie odpycha od siebie ludzi. To dziwne i nie rozumiem do końca jej zmiany.

- Ale nadal nie wiem... - zaczyna niepewnie. - Dlaczego powiedziałeś mi to dopiero teraz? - mamrocze cicho, nawiązując do mojego wczorajszego wyznania. Spinam się gdy o tym wspomina. - To znaczy, spotykałeś się z Lily... Dlaczego?

- Miałaś tego swojego Charliego za którym tak szalałaś, więc stwierdziłem, że nie mogę tylko stać i się przyglądać - mamroczę.

Przytakuje głową na znak, że rozumie.

- Charlie to nie było to. To znaczy, podobał mi się, ale cholera, naprawdę nie lubię Lily - wyznaje i zaczyna chichotać, a ja jej zawtórowuje.

Wstaję z ławki i podchodzę do miejsca, w którym siedzi blondynka. Kładę jedną rękę w miejscu obok jej nogi i przegryzam wnętrze policzka, gdy łapiemy ze sobą kontakt wzrokowy. Dziewczyna głośno przełyka ślinę, a gdy wyciągam wolną dłoń i dotykam jej policzka, mogę poczuć jak cała się trzęsie.

- Drżysz - zauważam z uśmiechem. - Dlaczego, Libby? - mruczę zmniejszając między nami odległość.

W zdenerwowaniu przegryza dolną wargę i wzrokiem zjeżdża na moje usta, co wygląda cholernie zajebiście.

- Boję się - szepcze. - A jeśli to się nie uda?

- Uda się - odpowiadam dotykając kciukiem jej dolnej wargi i wyciągając ją spod nacisku jej zębów.

- A jeśli nie? - nie daje za wygraną.

- To wrócimy do przyjaźni.

- Tak się nie da - mówi dalej, a ja przewracam oczami na jej słowotok.

- Zamknij się już - mamroczę przymykając oczy i przysuwając się tak, że nasze nosy się już stykają.

Czuję na sobie jej oddech i przybliżam się z zamiarem pocałowania jej, gdy ona znowu się odzywa.

- Ale--

Ignoruje to i przerywam jej łącząc nasze usta. Dziewczyna automatycznie się zamyka, a ja zadowolony z tego nic już nie mówi, delektuję się pocałunkiem. Czuję jak sunie dłońmi po moich ramionach i łapiąc za skrawek materiału mojego garnituru przyciąga mnie do siebie jeszcze bardziej. Pochylam się nad nią jeszcze bardziej przez co musi jedną dłoń położyć na biurku, aby nie upaść. W efekcie zrzuca z niego jakieś rzeczy, które z trzaskiem lądują na ziemi.

- To chyba sala Pani Pomfrey - sapie pomiędzy pocałunkami, a ja uśmiecham się, bo wiem, że później będziemy mieli przejebane.

Chociaż przejebane to zbyt mało powiedziane.

Przechodzę pocałunkami na zarys jej szczęki, a później na szyję, a Libby wzdycha cicho. Czuję jak zaciska dłoń na końcach moich włosów i porusza się niespokojnie. Jej sukienka jest na tyle obcisła, że ogranicza jej ruch, co niemiłosiernie mnie wkurwia. Przegryzam delikatnie skórę na jej szyi co najwyraźniej bardzo jej się podoba, bo zaciska dłoń jeszcze mocniej.

Nagle wpadam na pomysł i nie myśląc nad nim zbyt wiele wprowadzam go w czyn. Dwoma rękami sunę po jej nodze w poszukiwaniu końca sukienki i jednym mocniejszym ruchem rozrywam materiał aż do połowy jej uda. Libby wypuszcza głośno powietrze z ust.

- To była moja ulubiona - warczy na co zaczynam cicho się śmiać.

- Ups - mruczę tylko i dotykam ręką jej wolnej od materiału nogi.

Wracam pocałunkami do jej ust, a ona zaczyna oddawać je bardziej zawzięcie co oznacza, że jest nieźle wkurzona za zniszczoną sukienkę. Ale to nakręca mnie jeszcze bardziej. Zaciskam dłoń na jej udzie i przekręcam nas tak, że teraz to ja siedzę na biurku, a ona na mnie. Kolejne rzeczy spadają z biurka.

Pani Pomfrey naprawdę nas zabije.

Przenoszę dłonie z jej pleców na jej tyłek i zastanawiam się, w którym momencie stało się to co się stało. Jeszcze pół godziny temu byłem na nią cholernie zły.

Nic nie mogę poradzić na moje podniecenie, które wzrasta, z każdą jedną sekundą. Ta dziewczyna siedzi na mnie okrakiem, w tej zajebiście seksownej sukience, którą właśnie porwałem i zaczyna całować moją szyję, co jest, kurwa, idealne. Zaciskam ręce na jej tyłku i warczę cicho, gdy ona zaczyna ssać miejsce na mojej skórze.

Powinniśmy zatrzymać się w tym momencie zanim zrobimy coś czego nie powinniśmy w stali matematycznej, ale oczywiście to Carter jest specem od niszczenia takich momentów. Dlatego też sekundę później słyszę głośne uderzanie w drzwi. Libby się wzdryga i ze zdezorientowaniem spogląda w stronę drzwi.

- Nie chcę wam przeszkadzać - dociera do nas stłumiony przez drzwi krzyk Cartera.

- Nienawidzę go - sapię przymykając oczy.

- ALE PANI POMFREY ZAUWAŻYŁA, ŻE NIE MA KLUCZA OD JEJ SALI - dodaje jeszcze głośniej Matt.

- A my go zgubiliśmy - dodaje spanikowany Carter.

- I ONA IDZIE TU Z DYRKIEM! - drze się Matt.

I RememberOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz