Rozdział 10

3.9K 230 73
                                    

Justin

- Co masz teraz? - pyta Lily opierając się o jedną z szafek.

Wyjmuję książki i zatrzaskuje drzwiczki od swojej. Uśmiecham się do niej, co dziewczyna od razu odwzajemnia.

- Matematykę - odpowiadam krzywiąc się na samą myśl o tej nudnej godzinie jaka mnie czeka.

Nachylam się nad ciemnowłosą i opieram jedną rękę o szafkę przy jej głowie. Przysuwam się do niej. Dziewczyna chichocze.

- Co ty robisz? - mruczy i kładąc dłoń na mojej klatce piersiowej lekko mnie od siebie odpycha.

Unoszę brwi, gdy odchodzi od szafek i z rozbawieniem wypisanym na twarzy odsuwa się ode mnie.

- Oh, poważnie? - mówię wyciągając do niej dłoń. - Zaraz idę do piekła. Należy mi się jakaś przyjemność.

Lily wzrusza ramionami, ale i tak się do mnie nie przysuwa. Po korytarzu rozbrzmiewa dźwięk dzwonka i ludzie na korytarzach zaczynają iść w stronę swoich klas. Ciemnowłosa wzdycha i łapie moją dłoń. Sekundę później przyciąga mnie do siebie i rozbija swoje usta o moje. Pocałunek jest krótki, ale wystarczający żeby poprawić mi humor.

- Powodzenia - mamrocze, po czym odwraca się na pięcie i nie mówiąc nic więcej, odchodzi.

Z uśmiechem odprowadzam ją wzrokiem aż do momentu, w którym znika razem z tłumem innych uczniów. Nie jesteśmy parą i nie będziemy. Ale jak na razie szczerze mogę stwierdzić, że Lily podoba mi się jak cholera. Jest tak cholernie seksowna.

Na szczęście klasa matematyczna nie znajduje się daleko od mojej szafki toteż udaje mi się usiąść w ławce dosłownie sekundę przed tym jak Pani Pomfrey wchodzi do klasy i zamyka za sobą drzwi.

- Dzień dobry - mówi i siada na swoim czarnym fotelu.

- Dzień dobry - odpowiada jej chórem cała klasa.

Zaczyna mówić coś o tym jak poszły nam sprawdziany, ale nie bardzo przywiązuję do tego uwagę. Rozglądam się po sali i marszczę brwi, gdy zauważam, że Carter siedzi już w swojej ławce obok Matta. Nie spóźnił się. Gdzie więc w takim razie jest Libby?

Carter, gdy wyczuwa, że na niego patrzę przekręca głowę w moją stronę.

- Gdzie Libby? - pytam bezgłośnie.

Carter kręci głową na znak, że nie ma pojęcia. Marszczę brwi i w tym samym momencie drzwi od sali się otwierają. Drobna blondynka wchodzi przez nie z głową opuszczoną w dół. Pierwsze co zauważam to podkrążone oczy i zmęczenie wypisane na jej twarzy.

- Panno Martin? - atakuje ją od razu Pomfrey przerywając swoje dotychczasowy monolog.

Dziewczyna staje plecami do mnie i unosi głowę, aby spojrzeć na naszą nauczycielkę.

- Czy tym razem też poczęstujesz mnie jakąś wymówką uzasadniającą swoje spóźnienie? - pyta krzyżując ręce na piersiach.

Jej wyraz twarzy jest chłodny i zacięty. Moja przyjaciółka zamiast odpowiedzieć ciętą ripostą tak jak ma w zwyczaju jedynie kręci lekko głową. Jestem bardziej niż zdziwiony i pani Pomfrey najwyraźniej też, bo wyraz jej twarzy nagle się zmienia. Wzdycha i wskazuje na ławki.

- Proszę usiądź i daj mi prowadzić lekcje - mówi o dziwo o pół tonu milszym głosem.

Dziewczyna mamrocze pod nosem podziękowania i odwraca się twarzą do mnie. Bez słowa zajmuje miejsce obok i wyjmuje wszystkie książki. Pani Pomfrey znowu zaczyna mówić o sprawdzianie, a Libby nawet na mnie nie patrząc, udaje, że słucha.

I RememberWhere stories live. Discover now