Rozdział 22

115 35 7
                                    

-Nie...- wyszeptała cicho, po raz drugi Leia. Jej ręce drżały, z dzikim spojrzeniem rozglądała się na wszystkie strony. Uwięziona z seryjnym mordercą, żadnej pomocy, żadnego ratunku. Czy był sens się tłumaczyć? Nie znajdowałem żadnego wytłumaczenia na dokładnie ukrytą, zakrwawioną maskę, z którą kojarzono zabójcą. Craven poznała prawdę, a ja nie mogłem nic z tym zrobić. Wróć. Mogłem ją zabić. Oczami wyobraźni widziałem jak ogłuszam ją łokciem, wykręcam kark lub duszę. Moja kreatywność nigdy mnie nie zawodziła, ale tym razem nie była mi potrzebna. Musiałem zrobić jedynie trzy rzeczy. Nie pozwolić jej uciec, pokazać, że nadal nie ma nade mną żadnej władzy, a następnie udowodnić to.

-Przestań Leia. Nie jesteś zaskoczona. Przecież podejrzewałaś mnie od początku. Ciekawość pomaga poznać odpowiedzi na nurtujące pytania, ale ciekawość potrafi być zabójcza. Wiedziałaś o tym?- moje słowa wyraźnie ją ożywiły. Wykorzystując chwilę mojej nieuwagi, dziewczyna kopnęła mnie w kostkę, a kiedy pochyliłem się z bólu Craven wymierzyła mi jeszcze jeden cios w twarz. Kickboxing. Zapomniałem, że chodziła na ten jebany kickboxing. Dwa ciosy, którymi obdarowała mnie Leia dawały jej przewagę czasową. Wyzwoliły jednak we mnie złość, która łamała bariery moich możliwości. Szybko podniosłem się i pobiegłem za dziewczyną Craven usiłowała rzucić we mnie jednym z moich pucharów, jednak uchyliłem się przed lecącym przedmiotem. Kiedy nasze spojrzenia skrzyżowały się, dostrzegłem w jej oczach przerażenie. Dziewczyna puściła się biegiem w stronę schodów. Biegłem jakieś dwa kroki za nią. Wyciągnąłem rękę, by chwycić skrawek jej koszuli, lecz nie udało mi się. Liczyłem na to, że potknie się na schodach, ale Craven najwyraźniej była skoncentrowana na ucieczce tak bardzo, ja ja, na załapaniu jej. Widziałem jak zeskakuje z ostatniego schodka i pełna nadziei rzuca się do drzwi. Zakląłem w myślach i przeskoczyłem trzy ostatnie stopnie. Leia już otwierała drzwi, jednak ja zamknąłem je jedną ręką, drugą wyciągnąłem by chwycić ją za szyję, lecz Craven przewidziała mój ruch i ugięła się przed dłonią. Kiedy dziewczyna nachylała się, by przejść pod moją ręką, ja wykorzystałem chwilę i chwyciłem ją za kostkę. Leia padła na podłogę, po czym szybko przewróciła się na plecy i wymierzyła kopniaka w moją klatkę piersiową. Zatoczyłem się do tyłu, z trudem łapiąc oddech. Craven opierając się o ścianę wstała i po raz kolejny sięgnęła za klamkę. Zanim zdążyła chociażby jej dotknąć, oplotłem ręce wokół jej klatki piersiowej.

-Uwierz mi Leia, żadna z moich ofiar nie dostarczyła mi tylu atrakcji- wyszeptałem do jej ucha, po czym docisnąłem dłonie. Dziewczyna próbowała wyrwać się z uścisku, powoli pozbawiałem jej oddechu. Nie mogła długo walczyć. Nie dałaby rady. Czułem jak pomału słabnie, aż w końcu stała się bezwładnym ciałem w moich ramionach. Taki stan nie miał trwać jednak długo. Po upływie co najmniej 5 minut Craven obudzi się. Spojrzy na mnie wzrokiem pełnym nienawiści, uświadamiając mi, że jestem potworem. Potworem, który lubił nosić to miano.

***

-Budzimy się- powiedziałem włączając laptopa. Już od trzech minut Craven trwała w bezruchu. Z jednej strony nie chciałem widzieć jej furii zaraz po wybudzeniu, z drugiej opóźniała mój plan. Kiedy dostrzegłem jak powieki Leii powoli otwierają się, mogłem odetchnąć z ulgą. Dziewczyna szybko przeszła ze stanu rozkojarzenia, do stadium strachu i złości. Gwałtownie szarpnęła rękoma, które uprzednio przywiązałem do oparcia krzesła. -Mam nadzieję, że nie będziesz próbowała żadnych sztuczek. Twój kickboxing dał się we znaki- powiedziałem wymownie, dotykając napuchniętego policzka.

-Och wybacz. Zapomniałam, że przemoc nie leży w twojej naturze- jej głos ociekał z sarkazmem. Co miała do stracenia? Może była pewna, iż zabiję ją jak pozostałych?

-Naprawdę sądzisz, że sarkazm pomoże ci w twojej sytuacji?

-W tej chwili myślę tylko nad tym, w jaki sposób zamierasz mnie zabić- wycedziła przez zęby nie patrząc mi w oczy. Przyciągnąłem drugie krzesło i usiadłem na nim okrakiem, tak byśmy siedzieli twarzą do siebie.

-Tak się składa, że nie muszę- powiedziałem, wprawiając dziewczynę w osłupienie. Jej źrenice rozszerzyły się. Skrępowana, a jednak gotowa do ucieczki. Jak zdziczały lew, któremu nagle otworzono klatkę. -Sama zapewniłaś sobie, pewnego rodzaju immunitet. Rzecz jasna od początku wiedziałem,że stanowisz dla mnie dosyć spore zagrożenie. Mogłem cię zabić. Oczywiście, kilka razy przeszło mi to przez myśl. Jednak nie mogłem z powodów, jakkolwiek komicznie zabrzmiałoby to w moich ustach, moralnych. I wtedy spadłaś mi z nieba. Sama rozwiązałaś mój problem!- podszedłem do Leii, a następnie przysunąłem jej krzesełko do biurka. -Zamierzam cię wypuścić Leia- nastąpiła chwila milczenia. Craven lustrowała mnie wzrokiem, jakby doszukiwała się potwierdzenia moich słów.

-I oczekujesz, że nikomu nic nie powiem?- spytała niepewnie.

-Nie. Oczekuję, że od teraz będziesz mi pomagała- powiedziałem i zanim dziewczyna zdążyła parsknąć śmiechem, odtworzyłem filmik. Patrzyłem jak Craven powoli blednie. Na nagraniu była ona i Tiffany. Leia zrywająca plakat, kopiąca drzwi, zakazująca dzwonienia na policję, mówiąca o konsekwencjach, a następnie szybko oddalająca się spod szkoły. To było nagranie z nocy, podczas której zamordowałem Gregga. -Nie jestem detektywem ani nic w tym stylu, ale pozwól, że spojrzę na to nagranie ze swojej strony. Poszłyście w środku nocy pod szkołę, na nagraniu widać jak kręcicie się przy plakatach. Może je ściągacie, może naklejacie. Oczywiście mogłyście znaleźć się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie, ale muszę się mylić, bo przecież zadzwoniłybyście po policję. Tiffany siada i płacze. Może uświadomiła sobie, co zrobiła? Zabiła niewiernego chłopaka i dziewczynę, z którą ją zdradzał. Do wariatkowa nie doprowadziła jej więc strata, lecz wyrzuty sumienia- blade policzki Craven powoli stawały się czerwone. Popatrzyłem na nią chwilę z nieskrywaną satysfakcją. -Kontynuując, słaba odpada. Ty natomiast śmiało zabraniasz dzwonić po policję, mówiąc o jakiś konsekwencjach. Łatwo można wyciągnąć jeden wniosek. Tiffany wyjeżdża, ty wciąż mordujesz. Kiedy to nagranie trafi w ręce policji , ojciec ci nie pomoże, ponieważ automatycznie zostanie odsunięty od sprawy- Leia zacisnęła ręce w pięści i zamknęła oczy. -Jest jeszcze jedna ważna kwestia. Na tej masce są teraz tylko twoje odciski palców.

-Pieprz się- wyszeptała Craven.

-Zabawne, że o tym mówisz- wyłączyłem laptopa, dając Leii chwilę na przyswojenie wszelkich informacji.

-Wystarczyło pójść tym na policję... Oni wszyscy ponieśliby konsekwencje.

-Konsekwencje?- spytałem ze śmiechem. -Najsprawiedliwiej mogę osądzić ich sam. Jak widzisz, idzie mi to całkiem dobrze.

-Czemu po prostu mnie nie zabijesz? Nie robisz mi żadnej łaski, oszczędzając mnie i wciągając w te zabójstwa- powiedziała zrezygnowana. Jak mogłem jej odpowiedzieć. Miałem przyznać przed nią i przed sobą, że potrzebuję pomocy, by nie zatracić się całkowicie w tym co robię?

-Nie chcę cię zabijać. Nie zasługujesz na to, ale ta sytuacja jest głównie twoją winą. Za dużo węszyłaś- opadłem na krzesło i zamknąłem oczy. -Powiedz mi jak to jest, tak uciążliwie szukać pytań, a znalazłszy je, nie móc nic z nimi zrobić?- dziewczyna odchyliła się do przodu i spojrzała na mój napuchnięty policzek.

-Na razie będę z tego czerpała jedyną satysfakcję, ale prędzej czy później złamię cię, Dylanie O'Brienie.


***

Od razu przepraszam za pogrubioną czcionkę. Wattpad dzisiaj ze mną nie współpracuje.

EVERYBODY GETS CRAZY SOMETIMES // Dylan O'BrienOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz