Rozdział 9

224 35 23
                                    

Strumienie deszczu spływały po przedniej szybie samochodu Craven. Ograniczały widoczność nie tylko mnie, ale też czekającej na mój podjazd Sary. Zastanawiałem się czy kiedy w końcu mnie dostrzeże, odważy się wsiąść do auta. Wciąż niepewny zjechałem na pobocze. Sara Paxter bez zawahania otworzyła drzwi. Diametralnie uderzyła mnie fala zimna. Odruchowo włączyłem ogrzewanie. Podniosłem wzrok na dziewczynę i kiedy nasze spojrzenia w końcu się skrzyżowały, na jej twarz wkradło się zakłopotanie.

-Myślałam, że to samochód Leii- powiedziała cicho z lekkim zażenowaniem.

-W zasadzie to jest jej samochód. Byliśmy na imprezie i kompletnie się upiła. Ktoś musiał odwieźć ją do domu- przez chwilę myślałem, że mój dżentelmeński czyn wzbudzi w Sarze zaufanie, lecz ta wciąż się wahała. –Słuchaj Saro.... Słyszałem o Edwardzie. Wiem, że to nic nie warte, ale przykro mi. Nawet nie wiesz jak źle czuję się z tym, że kiedy ten psychol torturował Edwarda, ja bawiłem się na imprezie- pochwaliłem w myślach swoje zgrabne usprawiedliwienie. Dziewczyna spuściła wzrok i wzięła głęboki wdech.

-Znalazłam na wycieraczce przed domem naszyjnik. Naszyjnik z jego palców... -uf! Przez chwilę bałem się, że jednak go nie znalazła i cała moja robota poszła na darmo. Posłałem jej pokrzepiające spojrzenie. Od zabicia Melody wyćwiczyłem je do perfekcji.

-A co robisz tutaj? Nie powinnaś być sama- i to zdecydowanie!

-Przesłuchiwali mnie. Kiedy skończyli powiedziałam, że przyjadą po mnie rodzice. Nie wiem czy do nich dzwonili, ale ja tego nie zrobiłam. Wolałam być sama. Zresztą są poza miastem. Minęłyby godziny zanim by dotarli- pochłaniałem każde kolejne słowo wypowiedziane przez Paxter. Nawet nie wiedziała, jak bardzo działała mi na rękę.

-Wsiadaj. Nie będziesz tu mokła- dziewczyna wciąż stała nieruchomo. Wpadałem w coraz większą frustrację. Nie dość, że przez otwarte drzwi wdzierało się zimne powietrze, to jeszcze ryzykowałem pojawieniem się świadków. W końcu Sara przełamała się i wsiadła do samochodu.

-Nie chcę ryzykować, że ten świr dopadnie i mnie- rzuciła zapinając pasy.

-Dobry wybór- odpowiedziałem powstrzymując śmiech.

***

Jechaliśmy w całkowitym milczeniu. Sara trzęsła się i wlepiała nieobecne spojrzenie na drogę. Zastanawiałem się czy zauważy, jeżeli ominę jej zjazd. Zerkając na nią kątem oka, postanowiłem wykonać ten manewr. Dziewczyna ani drgnęła. Odetchnąłem, lecz był to dopiero pierwszy zły zakręt, w drodze do mojego celu. Miejsca wymarzonego do zbrodni. Zbliżaliśmy się do kolejnego skrzyżowania i po raz kolejny obrałem złą drogę. W końcu dziewczyna ocuciła się i rozkojarzonym wzrokiem spojrzała na nieznane jej tereny.

-Dylan gdzie my jesteśmy? Miałeś mnie odwieźć do domu- widziałem jak nerwowo zacisnęła palce na krańcach fotela. Musiałem grać na zwłokę i nie dać się rozszyfrować.

-Przecież to skrót na stare osiedle. Tam mieliśmy jechać, prawda?

-Nie Dylan, nie mieszkam na starym osiedlu- powiedziała cicho, przeciągając samogłoski.

-W takim razie zgubiliśmy się- oczy Sary gwałtownie się rozszerzyły, niemal słyszałem przyśpieszone bicie jej serca. –Spokojnie, może Leia ma schowku jakieś mapy okolicy- Paxter jak na komendę pochyliła się, by to sprawdzić. Wykorzystałem chwilę. Lewą ręką gwałtownie złapałem ją za włosy i z impetem uderzyłem jej głową o schowek. Usłyszałem cichy jęk po chwili dziewczyna nieprzytomna padła na fotel. Położyłem obie ręce na kierownicy, nad którą przez moment straciłem panowanie. Poszło lepiej niż mogłem się spodziewać, a nie miałem w zanadrzu żadnego planu. Spojrzałem na nieprzytomną Paxter. Z boku jej głowy spływała strużka krwi.

-O nie koleżanko, nie potrzebujemy żadnych dowodów w samochodzie córki detektywa- rzekłem przecierając ręką ranę dziewczyny.

***

Nie mogłem mieć żadnej pewności, że dom Sary będzie pusty. W końcu jej rodzice mogli już wrócić. Ta niepewność zawsze będzie skutkiem ubocznym niezaplanowanych morderstw. Na szczęście miałem coś w zanadrzu. Dwa kilometry za naszym miasteczkiem znajdowało się jezioro. Oblegane w czasie wakacji, o tej porze roku rzadko uczęszczane. Rzecz jasna utopienie dziewczyny byłoby zbyt klasyczne i całkowicie do mnie niepodobne. Nad jeziorem jednak znajdował się dom i szopka z narzędziami. Byłem pewny, że mogłem znaleźć tam coś pomocnego. Wjeżdżałem właśnie na parking obok jeziorka. Przejście prowadzące dalej było zablokowane. Wspaniale. Nie bardzo uśmiechało mi się dźwiganie Sary przez kolejne 600 metrów. Wściekły wyszedłem z samochodu trzaskając drzwiami.

-Jakbyś nie mogła się teraz ocucić- syknąłem zerkając na nieruchomą Sarę. –Rozpieszczone szmaty. To ostatni raz kiedy ktoś będzie nosił cię na rękach Paxter! –niezbyt delikatnie wyciągnąłem ją z samochodu i przerzuciłem przez ramię. Ugiąłem się pod jej ciężarem, lecz szybko powróciłem do wyprostowanej postawy. Początek marszu nie męczył mnie. Naiwnie myślałem, że może cała droga minie mi bez większych komplikacji. Pod koniec wędrówki ledwo poruszałem nogami. Nie dość, że przedzierałem się przez najgorsze zarośla, to jeszcze poczułem delikatny ruch palców Paxter. Przyśpieszyłem kroku. Gdyby zwiała mi tutaj, ciężko byłoby ją znaleźć. Nagle dostrzegłem szopkę. Odetchnąłem z ulgą. Będąc u celu zauważyłem zamek blokujący drzwi. Wcale mnie to nie zaskoczyło, wręcz przeciwnie, spodziewałem się tego. Upuściłem dziewczynę na ziemię i zacząłem rozglądać się w poszukiwaniu jakiegoś większego kamienia. Noc była zimna jak cholera. Chciałem załatwić to jak najszybciej i uwinąć się do Leii. W końcu znalazłem kamień odpowiednich rozmiarów. Zanim wziąłem go do ręki nałożyłem rękawiczki. Nie zamierzałem pozwolić ćwokom z policji na szybkie zidentyfikowanie mnie. Tak też po uprzednim zabezpieczeniu się, pochwyciłem kamień i wybiłem nim szybę. Usłyszałem trzask i już po chwili przeszkoda została pokonana.

-Panie przodem- powiedziałem do nieruchomej Sary, po czym wrzuciłem ją przez otwór do szopki. Wszedłem za nią. Szopka była zaskakująco mała i ciemna. Dawała niewielką przestrzeń do pracy. Przyświecając sobie latarką zacząłem rozglądać się za najpraktyczniejszym narzędziem. Piła, motyka, siekiera. Każda z tych rzeczy bez wątpienia okazałaby się pomocna, ale ja szukałem czegoś okazalszego. Nieco bardziej wyszukanego, jeśli można tak powiedzieć. Wtedy ujrzałem młot. Nadawał się idealnie. Klasyczna, bolesna zbrodnia. Podniosłem go, był ciężki. Zrobiłem kilka ślepych zamachów, by sprawdzić jak sprawnie mogę nim operować. Najwidoczniej nie przysparzał mi większych problemów.

-Wspaniale- powiedziałem z satysfakcją patrząc na Paxter. Musiałem ją związać, dziewczyna bowiem pomału otwierała oczy. Szybko przeszukałem szafki rozglądając się za sznurem. Znalazłem go za paczką gwoździ. Pociągnąłem Sarę do półki i przywiązałem jej ręce do metalowego pręta. Zniecierpliwiony sprawdziłem węzeł. Nie było mowy o ucieczce. Z dziką satysfakcją uniosłem młot do góry i szybko upuściłem go na nogę dziewczyny. Usłyszałem chrzęst łamanej kości. Dziewczyna, przed chwilą jeszcze oniemiała, teraz wybuchła głośnym krzykiem. Kochałem ten dźwięk. Pokazywał mi jak wielką władzę mam nad ludźmi, którzy mieli się za lepszych. Po raz kolejny powtórzyłem cios.

-Błagam przestań!!- Paxter krzyczała przez łzy. Żałosne. Naprawdę wierzyła, że ją oszczędzę? Jej błagania robiły się jednak coraz bardziej uciążliwe, więc standardowo postanowiłem urozmaicić sobie czas dobrą muzyką. Tym razem wybór padł na Pink Floyd ,,Comfortably Numb''.

-Nie zagłuszaj wirtuozów- warknąłem przenosząc ciosy na drugą nogę. Nie wiem po jakim czasie skończyłem swoje dzieło. Sara nie miała już siły nawet na krzyk. Postanowiłem dopełnić formalności. –Wiesz Saro, nie byłbym sobą, gdybym nie nagrał czegoś na pożegnanie-mówiąc to wyjąłem z kieszeni jej telefon i włączyłem Snapchata. Postanowiłem nakręcić dla jej przyjaciół mały filmik. Skierowałem kamerę na jej nogi, a następnie na twarz. Wolną ręką zamachnąłem się i zadałem jej cios młotem w głowę. Paxter przechyliła się do przodu, lecz wciąż oddychała. Poprawiłem uderzenie i tym razem miałem pewność, że uśmierciłem tą jędzę. Usiadłem zasapany. Już dawno zabójstwo mnie tak nie zmęczyło. Ciężko dysząc obejrzałem nagranego snapa.

-Idealnie- uśmiechnąłem się do siebie wrzucając filmik na My Story. Położyłem telefon przy ręce Paxter. –Wybacz Saro, ale mam spotkanie i naprawdę nie chciałbym się spóźnić- wyszeptałem jej do ucha i pośpiesznie opuściłem szopkę.


EVERYBODY GETS CRAZY SOMETIMES // Dylan O'BrienOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz