Propozycja

246 15 2
                                    

Reszta dnia minęła spokojnie.
Miałam zajęcia z dziewczętami, które wierzcie mi, są najsłodszymi stworzeniami jakie można sobie wyobrazić ze swoimi jeszcze nieporadnymi próbami koncentracji które kończą się zwykle wybuchem zawstydzonego chichotu.
Potem miałam czas dla siebie i Shena.
Czas trwający od wieczora, po kolacji do samego poranka.
Nie spaliśmy. W ogóle, nic. Nie czuliśmy zmęczenia, cały czas rozmawialiśmy, graliśmy w karty i gry planszowe albo jedliśmy przekąski przemycone z kuchni w jego pokoju. Jeśli to ważne, przegrałam we wszystkie partie i rozgrywki jakich się podjęliśmy-bo nie liczę tego, jak jawnie dawał mi wygrać, żebym mogła się ucieszyć jaka jestem dobra.
Był też czas na milczenie, wzdychanie, nucenie naszych ulubionych piosenek i mój śmiech z jego celnych żartów, bo pewnie nikt nie zdaje sobie z tego sprawy, ale Shen potrafi być naprawdę zabawny.
Hm. Dziwnie o tym mówić, wiedząc, jak wyprany potrafi być poza tym pokojem. Wszystko co mówi, robi, szepcze i myśli zostaje tutaj.
Jest jak woda. Spokojny, stały, bezpieczny, jednak przy brzegach tak nagły i porywający, że nikt dopóki sam tego nie doświadczy nie zrozumie tej siły.
Jednak nic nie trwa wiecznie.
~~
-Baw się dobrze.
Wydymam wargi z tęsknym niezadowoleniem, kiedy rano bierze moje dłonie i głaszcze kciukami.
-Bez ciebie będzie średnio, no. Ale dziękuję, postaram się!
Uśmiecham się krzywo, widząc jak jego twarz tężeje i staje się nieprzyjemnie obojętna. Cóż. Da się przyzwyczaić.
Kiwa głową i bez słowa wychodzi. Jak tylko zamyka za sobą drzwi, słychać dzwon nawołujący uczniów do porannych ćwiczeń.
No, czas się zbierać.
-Myślałem, że nigdy sobie nie pójdzie. Pilnuje cię jak złota.
Słysząc za sobą znajomy a jednak obcy głos nagle panikuję.
Obracam się na pięcie.
Zed.
Skąd się tu wziął? Jak wszedł?
Najważniejsze pytanie.
Kiedy?
-Chciałem powiedzieć cześć, spokojnie. Nie zjem cię.
-Zaraz zawołam Shena.
-O nie, jak się boję.
Uszczypliwy jak zwykle. Nic nowego.
Uśmiecha się swoją okropną twarzą, tak zmienioną, że zdaje się, że to inna osoba.
Radosne kiedyś, ciemne oczy są teraz zmęczone, senne, podkrążone. Jedną stronę twarzy przecina mu wielka blizna, nie wiadomo skąd. Poprawia krótkie, czarne włosy.
-Fajnie tu macie.
Dotyka nocnej szafki a ja wstrzymuję oddech, jakby miała się rozlecieć pod jego palcami.
-Zostaw.
Zastyga na chwilę po czym cmoka niezadowolony, zabierając dłoń.
Czuję w uszach szumiącą krew z irytacji i pewnego rodzaju strachu, bo skąd mam wiedzieć, co mu do tego łba strzeli.
Czy jestem zdziwiona? Owszem, ale kiedyś słyszałam, że często się tu kręci więc jego przyjście było kwestią czasu.
-Dobra, słuchaj.
Nagle jakby znormalniał. Siada na łóżku.
-Chcesz do tej Ligii? Pomogę.
No trzymajcie mnie.
-Ty?
-No. Shen jest ostatnio jak takie masło, demotywuje mnie to.
-Masło?
-Masło. Taki nudny, łazi, tęskni, ćwiczy, ani pogadać ani zirytować.
-A Shen po prostu taki nie jest?
-Niee, co ty.
Kładzie się na pościeli, unosząc nogi do góry.
-Jak ciebie nie ma nic mu się jakoś bardzo nie chce i na Summoner's Rift też walczy bez pasji. Pasji, Freya, rozumiesz? Pasji!
Energicznie kiwa głową.
-Ja muszę mieć nemezis a on na razie nie jest żadnym przeciwnikiem.
Patrzy na mnie jakiś podekscytowany.
-Wejdziemy w spółkę? Ty trafisz do Ligii a ja odzyskam mojego Shena.
-Jak to zrobisz, co?
Nie mam zamiaru się zgodzić, ale jakoś przez gardło nie może mi przejść stanowcze 'nie'.
-I dlaczego tak nagle? Przypomniałeś sobie, że żyję?
-Naaah. Musiałem zdobyć trochę wtyków. No i to wymyślić. Myślisz, że to łatwo?
-Nie chcę. Na czym w ogóle miałby ten plan polegać? Pójdziesz i poprosisz?
-A to tu musiałabyś się zdać na mnie. No weź przestań. Dobrze wiem, że chcesz.
-Dam radę sama.
Śmieje się. Czuję jak czerwienią mi się policzki ze złości. Co on sobie myśli?
-Bawi cię to?
-Kicia, ty myślisz, że oni w ogóle biorą cię pod uwagę po tylu latach?
Biorę głęboki wdech. Wszystko się we mnie trzęsie.
-A tobie co do tego? Nie wiem jak wszedłeś, ale wyjdź i więcej mi się na oczy nie pokazuj, znalazł się bohater.
-No dobra, może źle to powiedziałem.
Wstaje z łóżka i robi krok w moją stronę. Konsekwentnie się cofam.
-Nie masz szans. Cały czas przychodzi ktoś nowy.
Zaciskam zęby.
-Nieprawda.
-Ty to wiesz i ja to wiem. On też to wie, ale ci przecież nie powie.
Kręcę głową aż włosy biją mnie po twarzy.
-Wszyscy wierzą, że w końcu mnie przyjmą.
-Nie ma innej opcji.
Jego głos ocieka ironią.
-Daj sobie pomóc no.
-Nie.
-Trzy dni i razem zawalczymy. Zobaczysz.
-Nie.
-Na pewno?
-Tak.
Wzdycha.
-Nie spodziewałem się takiego oporu, uhuh.
-Przykro mi.
Jest wyraźnie zaskoczony moją odmową. Czochra włosy z niezadowoloną miną.
Zaczyna bezwiednie chodzić po pokoju i rozglądać się.
-Umówmy się tak. Jak się namyślisz, daj znać. 
-To sobie poczekasz.
Zachowuje się jak kiedyś. Skacze i krąży po pokoju nieprzyzwyczajony do dłuższej dyskusji między nami. Zwykle zgadzaliśmy się bez słowa.
-Uparciuch, uparciuch, uparciuch. Gdzie moja ruda buba?
Rozmawiamy tylko chwilę a już jestem zmęczona bardziej niż po nieprzespanej nocy.
-Zostaw mnie już.
Chyba daje za wygraną bo rozkłada ręce.
-Jak sobie życzysz. Chcesz coś zobaczyć? Patrz.
Już niech mu będzie, zerkam na niego kątem oka.
-Raz, dwa, trzy~! Jakby co czekam na ciebie~!
Pstryknął palcami i nagle zniknął.
Na podłogę spada tylko delikatny czarny pyłek, przypominający opiłki, który jednak też się rozpływa.
Zostaję sama.

Poczekalnia dla niechcianych || League of LegendsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz