Zamieszanie

334 34 0
                                    

Kiedy stawiają przede mną michę parującego posiłku dopiero czuję jak mocno zassany z głodu mam żołądek.

W Poczekalni nie ma lekko, wszystko załatwić musisz sobie sam. Jedzenie, picie, w zimie jakiś kocyk.
Papierosy i alkohol są towarem luksusowym, poza tym oficjalnie jest zakaz ich posiadania.

Shen za swoje jedzenie zabiera się bardzo spokojnie, rozdziela sobie pałeczki i delikatnie miesza zawartość, sprawdzając co jest w środku, jakby było coś innego niż zawsze.

Gniewnie rozdzielam swoją parę 'sztućców' gwałtownym ruchem, wciągając wielką porcję piekielnie gorących kluch z niezamierzonym siorbnięciem.
Chyba nie zwraca na to uwagi, bo nawet na mnie nie patrzy, zajmując się jedzeniem.

A mógłby.

-Spóźniłeś się.

Mówię to niby mimochodem, tak naprawdę umieram w środku żeby dowiedzieć się czegoś więcej.

Wyczekuję reakcji, która jest bardzo powolna.

-Mhm.

W miarę jak wciąga kluski rośnie moja irytacja.

-Dlaczego?

Biorę soczysty łyk zupy, czuję jak gorąc rozlewa mi się po żołądku.

Shen, mów do mnie.

-Byłem u Ligi.

Patrzy na mnie spode łba a ja topię się pod wpływem jego spojrzenia.

-Po co powiem ci potem, bo nie zjesz.

Uśmiecham się. Chyba nadal ma mnie za siedemnastolatkę, nie dorosłą kobietę.
Nie odpowiadam, wracając do posiłku.

Nie mam się do kogo więcej odezwać. Siedzimy zupełnie sami.
Shen nie ma dużo znajomych. Dziwi mnie to. Podobno w czasie tygodnia snuje się całkiem sam.

Krzywię się i prycham cicho kiedy przez przypadek biorę zbyt gorący kawałek mięsa.
Łezki skapują mi do miski, szukam chusteczki.

-Uważaj.

Luby wyciąga w moją stronę materiałową chustkę w kratę, ale kiedy próbuję ją złapać chyli dłoń.
Kompletnie skupiony wyciera mi okolice oczu, co wzbudza we mnie wszystkie pokłady miłości.
Rozanielona tulę się do jego dłoni, uśmiechając jak cielę.

Sielankę przerywa mi gwałtowne wejście kogoś nowego, które zbudza lekki szmer.
Podnoszę nieprzytomnie oczy, żeby sprawdzić kto przyszedł.

Lekko kulę się w ławce, widząc mojego byłego najlepszego kumpla.

Kiedy Zed dostrzega mnie w środku, lekko przechyla głowę. Peszę się okrutnie, odwracając wzrok.

Shen dopiero teraz obraca się, żeby sprawdzić przyczynę mojej zmiany humoru ale Mistrz Cieni zgrabnie usuwa się z jego pola widzenia, podchodząc cicho od tyłu.

-Dzień dobry Freya.

Wychyla się gwałtownie zza pleców mojego ninji, dokładnie akcentując moje prawdziwe imię.
Widzę jak Shen zaciska palce na belkach stołu, tak mocno ryjąc drewno paznokciami, że boli mnie to w oczy.

-Już się nie przyjaźnimy?

Czuję ironię i nie wiem co robić, czując się osaczona przez spojrzenia połowy osób w pomieszczeniu.

-Hola amigo. Wszystko jest ok.

Nieśmiało salutuję, przez zdenerwowanie wkładając sobie pałeczki we włosy.
Zerkam pospiesznie w miejsce gdzie powinien mieć oczy, dawno wyżarte przez demony z którymi się bratał.

Serce kołacze mi w piersi a policzki pieką jak ogień.
Idź już, proszę.

Chyba rozumie aluzję popartą milczeniem i zgrzytem paznokci Shena, po którym widzę, że mimo spokoju na twarzy jest strasznie pobudzony.

-Jeszcze się zobaczymy.

Odchodzi dosyć zadowolony, dosiadając się do Syndry.
Chwilę milczę w zdenerwowaniu.

-Jedz bo ci stygnie, hej.

Po ochłonięciu zajmuję się lubym, lekko stukając go w ramię palcami.
-Nie mam apetytu.

Strasznie mnie to irytuje, aż ściągam brwi z niesmakiem.
Zed, zepsułeś mi randkę.

Intensywnie myślę, co zrobić, żeby odwrócić jego uwagę.

No i wymyślam.

Łapię soczystą garść klusek z jego talerza i podtykam mu pod buzię.
-Zrób aaa!

Peszy się tak mocno, że czerwienią mu się końcówki uszu.
Ogląda się, czy nikt nie patrzy i lekko hapsa kawałek kluseczek, a ja czuję chmary motylków w podbrzuszu.
Sytuacja opanowana. I to z jaką nawiązką.

Poczekalnia dla niechcianych || League of LegendsWhere stories live. Discover now