>>>Rozdział 14<<<

3.2K 267 25
                                    

Oficjalnie potwierdzone!
"Do you still love me?" zakończy się wraz z 20 rozdziałem!
Powoli więc zbliżamy się do końca..
A, a, a! I zanim zacznę! Chcielibyście jakiś walentynkowy specjał? Piszcie propozycje, czy ma on nawiązywać do fabuły, czy być kompletnie wyrwany (jeśli oczywiście chcecie), lub cokolwiek co wam przyjdzie do głowy. A i piszcie również jak wam się podoba rozdział! Osobiście jestem z niego tak średnio dumna; mogłam go napisać lepiej.
~Autorka


-A-ale jak to mamy wolne? - spytałam. Wydawało mi się mało prawdopodobne, że nagle nasz szef wspaniałomyślnie postanowił nam dać urlop od Środy aż do końca tygodnia.
-Boże mam Ci to powtórzyć po raz piąty? Sprawdź swojego e-mail'a.. - fuknął poirytowany głos Kate w słuchawce. Wywróciłam oczami i posłusznie uruchomiłam na laptopie swojego firmowego maila. Na początku myślałam, że przyjaciółka najzwyczajniej w świecie mnie wrabia, ale gdy przeczytałam wiadomość, która głośno i wyraźnie głosiła, że Matthew Parker nie zdoła pojawić się w Journal Company z powodu "spraw rodzinnych" wiedziałam, że czarnowłosa miała racje. Mail jednoznacznie mówił, że my również nie musimy iść do pracy. Zamrugałam zaskoczona.
-Sprawy rodzinne, huh? - mruknęłam pod nosem poirytowana zapominając na chwilę o tym, że nie rozłączyłam się. Na odpowiedź nie musiałam długo oczekiwać.
-Co? O co Ci chodzi Mary?
-Nie ważne, muszę iść Kat.. Papa!
Niech go cholera weźmie, ale jeśli ucieknie od odpowiedzialności osobiście wytargam mu wszystkie włosy.
~~~~
Zanim się spostrzegłam co w ogóle robię byłam już w drodze do miejsca zamieszkania mojego byłego. Spytacie się pewnie skąd mam jego adres? Cóż.. Tak całkowicie przypadkiem byłam kiedyś ulubienicą swoich niedoszłych teściów, którzy tak okropnie obawiali się o swojego syna, że gdy ich powiadomiłam o nieobecności Matthew w pracy przejęli się aż tak ogromnie i po prostu podali mi adres bym "doprowadziła go do porządku, bo tylko ja to potrafię". Całkowity przypadek nieprawdaż? Nieważne jednak przyczyny, ważne jakie będą tego skutki. Musiałam go powiadomić o swoich warunkach, bo w przeciwnym razie najprawdopodobniej nie będzie chciał mieć z własną córką nic wspólnego. Po dojechaniu na miejsce dostrzegłam bramę wielkości co najmniej jednego piętra mojego domu, zrobioną z bliżej nieokreślonego mi materiału, który ślnił w promieniach popołudniowego słońca jak onyks. Kto bogatemu zabroni.. Wysiadłam z gulą w gardle i niepewnie podeszłam do tego wielkiego stwora, co najmniej jakby miał mnie za chwilę pożreć. Odetchnęłam by się uspokoić i zadzwoniłam na domofon. Kolejny raz i kolejny. W końcu gdy już miałam się poddać usłyszałam damski głos przez małą zamontowaną słuchawkę
-Dzień dobry w czym mogę służyć? 
-Umm.. J-ja do pana Matthew Parkera - powiedziałam siląc się na to by nie załamać się psychicznie. Nie obchodziło mnie przecież jego życie towarzyskie. To czemu więc aż tak bardzo zabolała mnie świadomość, że jednak kogoś sobie znalazł?
-Muszę jednak zawieść panią gdyż pana Parkera nie ma w domu. Mam mu coś przekazać?
-Nie.. nie, dziękuję - odpowiedziałam najgrzeczniej jak potrafiłam w tamtej chwili i natychmiast ruszyłam do samochodu, by tylko trzasnąć małymi drzwiami, po czym odjechać z piskiem opon.

~~~

Przekazałam państwu Parker, że wciąż nie otrzymałam żadnych wieści od ich potomka i położyłam się na wygodnej kanapie wgapiając w sufit. Po dość ciężkim dniu z córką czułam się jeszcze bardziej zmordowana niż po dniu spędzonym w pracy. Nie wiem skąd młode dzieci biorą aż tyle siły by biegać wszędzie gdzie popadnie. Zaczęło się na placu zabaw gdzie mogłam chociaż chwilkę odsapnąć, ponieważ Lucy znalazła sobie jakąś przyjaciółkę, a skończyło na stłuczonym kolanie, płaczu obcej dziewczynki, oskarżeniach nieznanej mi matki i  spalonych naleśnikach, które próbowałam usmażyć na rozweselenie mojego blond Aniołka. Doceniłam więc jak mogłam tę chwilę ciszy by zająć się sama sobą, ale brakło mi energii by chociaż podnieść się z sofy. Córka spała w pokoju, dom został porządnie wysprzątany, a do tego uszczęśliwiłam chociaż jedną osobę tego dnia, bo opiekunka otrzymała wolne. Gdy powieki stawały się coraz cięższe, a ja powoli odpływałam w krainę Morfeusza wystraszył mnie irytujący dzwonek do drzwi. Zignorowałam go i zakopałam się wygodniej pod cieplutkim kocem, ale najwyraźniej gość nie dawał spokoju bo zaczynał coraz natarczywie dzwonić. Wkurzona wstałam okrywając się kocykiem, po czym pomaszerowałam do korytarza by wyjrzeć przez wizjer. Kogo tam zastałam zaskoczyło mnie bardziej niż to gdyby Kate sobie nagle kogoś znalazła. Po zabawie z kluczami w końcu udało mi się otworzyć szeroko drzwi wejściowe, ale natychmiast skrzywiłam się gdy do moich nozdrzy doszedł zapach alkoholu. Osoba śmierdząca nim wyglądała jak wrak człowieka : roztrzepane na każdą stronę włosy, piwne oczy mrużące się od zbyt jaskrawego dla osobnika światła, oraz zgarbiona postawa przypominały mi meneli pod każdym monopolowym. Dodatkowo rozpięta kurtka pod której nie było nic niż licha koszula nie dawała zbyt dużo ciepła wiosennego wieczoru. Mężczyzna zatoczył się lekko, opierając tym samym o framugę drzwi. Dla bezpieczeństwa cofnęłam się i spojrzałam na niego z góry.
-Czego tu szukasz Matthew? - prychnęłam z wyższością. Obraz swojego szefa w takim stanie dawał mi wiele chorej satysfakcji.
-Prze..przeprosić Mary 
-Na to już za późno - warknęłam chcąc zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, ale nawet pijany był o wiele silniejszy ode mnie.
-Mary proszę.. Posłuchaj mnie. Proszę.
Wywróciłam oczami i pociągnęłam zbyt gwałtownie mężczyznę by wszedł do środka. Takie rozmowy nie powinny odbywać się na zewnątrz pod czujnym okiem babć monitorujących.
-Bądź cicho, Lucy śpi - upomniałam go gdy potknął się o stojący nieopodal wieszak. 
-Lu-Lucy? - powtórzył jak echo. Przytaknęłam nie kłopocząc się nawet z tym by zaprowadzić go do salonu by sobie przysiadł jednak najwyraźniej po sporej dawce alkoholu nie robiło mu to jakieś wyraźnej różnicy: klęknął przede mną na kolana chwytając moje dłonie.
-Słuchaj Mary wiem, że spieprzyłem sprawę i..
-I zdajesz sobie z tego sprawę dopiero gdy napijesz się kilkanaście kieliszków wódki? 
-Mary, kocham Cię. Zawsze kochałem, proszę wróć do mnie, będziemy szczęśliwą rodziną : ty, ja i Lucy..
Zaśmiałam się chłodno i kucnęłam by zrównać się twarzą z pijanym mężczyzną.
-Ze wszystkich kłamstw jakie usłyszałam od Ciebie, to jest najobrzydliwsze.

Do you still love me?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz