>>>Rozdział 5<<<

5.9K 351 11
                                    

~ Kilka dni później ~

-A-ale jak to nie może pani przyjść? - spytałam lekko spanikowana do słuchawki telefonu ciągnąc się za blond kosmyk, który wypuścił się z mocnego kucyka
-Przepraszam bardzo pani Lannox, moja mama trafiła do szpitala, chyba rozumie pani, że muszę przy niej być?  - usłyszałam ciepły babciny głos przeszyty wyrzutami sumienia. Cicho westchnęłam i starałam się spojrzeć na sprawę obiektywnie. Uśmiechnęłam się lekko choć wiedziałam, że kobieta tego i tak nie zauważy.
-Nic się nie stało, oczywiście, że rozumiem - powiedziałam. Na szczęście była Sobota, a Sylvia miała zostać u matki  2 dni więc w Poniedziałek już mogła się zająć moim małym aniołkiem. To nie tak, że nie chcę spędzać z córką czasu, po prostu.. ja go nie mam. I to mnie najbardziej martwi, że Lucy nie ma tyle matczynej miłości na którą zasługuję. Obdzwoniłam jeszcze kilku przyjaciół, ale kto spontanicznie przyjmie Ci małą 7 dziewczynkę na cały dzisiejszy dzień bez wczesnego uprzedzenia? Nikt. Z resztą za dużo tych znajomych również nie miałam. Spojrzałam na zegarek, już był czas wyjścia do pracy. Cholera, chyba muszę ją ze sobą wziąć...

*** 

Okazało się jednak, że nie było, aż tak źle.. Po wytłumaczeniu blondynce, że nie musi być grzeczna pokazałam jej firmę i moje biuro w którym spędziłyśmy resztę czasu. Oczywiście jak to siedmiolatka musiała się trochę wygonić więc wychodziła na korytarz, rozmawiała z sekretarkami i sprzątaczkami, które bardzo ciepło i miło ją przyjęły. Idealny dzień. Właśnie kończyłam pisać artykuł o jakieś wschodzącej nastoletniej gwieździe i podrapałam się po karku, sprawdzając godzinę. Pora się zbierać. Poukładałam wszystkie papiery i wycinki z gazet, po czym podniosłam się z cichym stęknięciem. Godziny siedzenia za biurkem robią swoje. Ściągnęłam okulary do pisania, wzięłam torebkę, gdy nagle zobaczyłam, że nie ma obok mnie Aniołka. Westchnęłam stwierdzając, że zapewne zagadała się z panią Rosę - naszą sprzątaczką po 50. Powolnym krokiem wyszłam z biura gdy nagle coś przykuło mnie do ziemi, a dokładniej czyjeś głosy.
-Wie pan co? Jest pan bardzo miły ! Na pewno pana dzieci się cieszą z tak fajnego tatusia - usłyszałam głos Lucy i czym prędzej ruszyłam w tamtą stronę gdzie przeżyłam kolejny szok. Mała tak po prostu rozmawiała z moim szefem, a co najdziwniejsze... On się uśmiechał!
-Cóż tak się składa, że nie mam dzieci... - zaśmiał się z zakłopotaniem, a ja podeszłam w ich stronę i wzięłam dziewczynkę za rączkę.
-O tu się schowałaś, aniołku - uśmiechnęłam się do niej kompletnie ignorując zaskoczonego mężczyznę stojącego przed nami i udając, że nic się nie stało.
-Mamusia! - rozpromieniła się i przytuliła do moich nóg. Zachichotałam cicho czochrając ją po jej blond włoskach zawiązanych w warkocz, żeby potem usłyszeć 4 słowa.
-To..To pani córka? - spytał jeszcze bardziej zaskoczony szef. Miałam ochotę wywrócić oczami, krzyknąć, że nie tylko moja, ale też i jego, jednak powstrzymałam się. Przez te kilka dni starałam się oswoić z faktem, że rządzić będzie mną mój były, więc nie chciałam tego zaburzyć.
-Tak, a jest jakiś problem?
Gdy czekałam na jego odpowiedź, która nie nastąpiła westchnęłam i pociągnęłam córeczkę do wyjścia z budynku bo robiło się późno, gdy nagle za sobą usłyszałam coś czego się nie spodziewałam, coś co wypowiedziane było tak cicho, że myślałam iż się przesłyszałam :
-Jest podobna do mnie ...



***

I jak wam się podoba rozdział? ^^ W mediach znajdziecie zdjęcie Lucy! ~Autorka

Do you still love me?Where stories live. Discover now