Rozdział 16

212 19 0
                                    

Bestia wypluła na ziemię pianę i krew, w której było trochę czarnej mazi. Następnie zwierz pobiegł w głąb lasu, pozostawiając mnie, Luna i wampiry samym sobie. Te zniknęły w mgnieniu oka, zapewne obawiając się kolejnego ataku ze strony wilka. Mój przyjaciel wrócił do formy człowieka.

W głowie wciąż miałam obraz Robina. Owszem, wyglądał potwornie, ale w głębi serca czułam, że cierpi, ogromnie cierpi i że trzeba mu pomóc. On mi pomógł. Może nie wrócił mi rodziców, może czasem pozwalał sobie na zbyt wiele, ale zawdzięczałam mu fakt, że wciąż byłam w pewnym sensie wolna.

- Wracaj do domu, idę za nim.

- Zwariowałaś? - chłopak złapał mnie za ramię. Spojrzałam mu w oczy. - Gdyby Robin tu był, sam nie pozwoliłby Ci na coś takiego. Tam jest niebezpiecznie!

Niestety starania Luna na nic się zdały. Byłam zbyt uparta. Wyrwałam się z jego rąk i pobiegłam w ślad za Alfą. Wtedy nie liczyło się dla mnie nic więcej, nawet jeśli miał mnie zabić. Nie wiedziałam, czy cieszyć się, że Luno nie biegł za mną, czy martwić. Jednak szybko przestałam o tym myśleć. Podążałam za śladami krwi.

Dotarłam do rzeki, która przecinała las. Musiała to być ta sama, do której poprzedniego dnia o mało nie wrzucił mnie Robin. Jednak w miejscu, do którego dotarłam, była ona głęboka i rwąca, a na drugą stronę prowadziła tylko jedna droga. Po powalonym drzewie. Nigdy nie byłam dobra w sporcie, a tym bardziej w spinaniu się po drzewach. Tamtego pnia musiałam użyć jako kładki, ale bałam się, że przez moją niezdarność wpadnę do wody. Wiedziałam tylko, że muszę przejść.

- Dasz radę - pocieszyłam się i zaczęłam ostrożnie wchodzić na pień.

Zamknęłam oczy i szłam. Rękami starałam się balansować i złapać równowagę, ale nie było to łatwe. Pień był wąski. Pomyślałam, że dla Robina to jeden mały skok. Wreszcie poczułam pod nogami twardą ziemię, a wtedy głośno wypuściłam powietrze z ust. Musiałam ochłonąć, chociaż byłam z siebie dumna. Gorączkowo szukałam tropu ciężkiego zwierza lub krwi, którą wypluwał.

Przykucnęłam i poszukałam w błocie. Niedaleko dostrzegłam wgniecenie w kształcie wilczej łapy. Sporej wilczej łapy. Wiedziałam, że jest niedaleko, ale nurtowało mnie pytanie, czemu nie używa skrzydeł. Poszłam w stronę, w którą miałam nadzieję, udał się również demon. Im bardziej szłam w las, tym roślinność stawała się wyższa, co utrudniało mi poruszanie się. 

W końcu usłyszałam coś. Dźwięk bardzo blisko mnie. Serce mocniej mi zabiło. To był kaszel, a po chwili jakby ktoś zwymiotował. Bardzo powoli odgarnęłam krzaki, które dzieliły mnie od mojego celu. Uniosłam wzrok nieco wyżej. Około dwóch metrów nad ziemią, na gałęzi siedział Robin w postaci człowieka. Jego dłonie były całe we krwi. Chciałam podejść, szczęśliwa, że widzę go w ludzkiej postaci. Bo skoro się przemienił, to wszystko musiało być w porządku. Tak sądziłam.

- Nie podchodź - warknął. Jego oczy były złote jak u wilka. Znów zaczął zwracać. Zakrył usta dłonią, a po chwili było na niej jeszcze więcej krwi w połączeniu z czarną mazią.

- Chcę Ci pomóc - wytłumaczyłam mu z nadzieją, że pozwoli mi się zbliżyć.

- Nie chcę Ci zrobić krzywdy. Nie kontroluję się - spojrzenie miał dzikie, niczym spłoszone zwierzę. Trząsł się spazmatycznie za każdym razem, gdy wypluwał zawartość swojego żołądka.

Serce mi się ściskało z żalu, ale nie wiedziałam jak mu pomóc. Mogłam tylko patrzeć, jak cierpi. Trudno mi było powiedzieć coś więcej. Tym razem to nie ja przerwałam ciszę. Ja tylko zrozumiałam, że podałam się wampirom na tacy.

CualiaWhere stories live. Discover now