Rozdział 12

235 22 2
                                    

Idąc przed siebie, między drzewami ujrzałam błysk, a właściwie dwa. Skoro potwory istnieją, to to mógł być jeden z nich. Podejrzewałam, jaki to potwór, niemniej ponowne wejście do lasu wywoływało u mnie ciarki na plecach. Nie było ze mną nikogo, a w okolicy kręciły się demony i wampiry. Cudownie. Wkroczyłam w ciemność, z której nie było powrotu. Po dwóch minutach marszu wokół mnie unosiła się gęsta mgła, a zimno mroziło każdy odsłonięty kawałek ciała. Tamten wrzesień był najzimniejszym w moim życiu. 

W pewnym momencie przystanęłam i nie mogłam się poruszać. Pójście dalej nie wchodziło w grę. Ogarnęło mnie to samo uczucie, które czułam, gdy ostatnim razem Robin pokazał mi wypadek.

- Dalej jest już zbyt niebezpiecznie - usłyszałam znajomy głos.

- Dla mnie, czy dla Ciebie? 

Robin zaśmiał się i pojawił tuż obok mnie, a potem stanął ze mną twarzą w twarz. Jego oczy znów były złote, a z bliska widziałam też odcień neonowej pomarańczy i gdzieniegdzie plamki ciemnego brązu. Władza w nogach nagle powróciła.

- Więc? Przemyślałaś sprawę swojego położenia i swojej pamięci?

- Nie chcę tracić wspomnień, chociaż niektóre bym wyrzuciła.

- Raczej nikt nie chce się rozstawać ze swoją pamięcią, nawet jeśli to okropne wspomnienia. To tak jakbyś traciła część siebie. Dobrze zrobiłaś. Ale musisz też zadecydować o kimś innym.

- Alison - wyszeptałam. Domyśliłam się do razu. Ona też znała ich tajemnicę. Musiałam to zrobić dla niej.

- Na razie pilnuję, żeby nic nie wypaplała, ale to od Ciebie zależy, czy ona będzie pamiętać.

- Czemu mi to mówisz?

- Im więcej Ci powiem, tym więcej będziesz chciała wiedzieć, a żeby wiedzieć, musiałabyś się zgodzić. Czy nie? To właśnie manipulacja - zbliżył się do mnie. - Właściwie już zdecydowałaś, ale nadal boisz się tego, czego jeszcze Ci nie powiedziałem, prawda?

Miałam ochotę wykrzyknąć mu w twarz Tak, zgadzam się!, ale wiedziałam, że to poważna decyzja. Ciągłe życie w strachu wcale mi się nie uśmiechało, jednak wydawało się lepsze niż życie w nieświadomości.

Już miałam coś powiedzieć, gdy nagle Robin odsunął się nieco i rozejrzał podejrzliwie wokół. Wyglądał jak pies, który coś zwęszył i instynktownie szuka źródła. Jego źrenice się zwęziły, a mnie serce zabiło mocniej.

- Spadamy - i nie dając mi czasu na odpowiedź, zmienił się w wielką czarną bestię, która patrzyła na mnie z góry. - Wsiadaj i lepiej złap się mocno.

Widząc stwora już po raz trzeci, czułam strach. Bałam się go, bałam się, że jest coś, o czym nie wiem, a co mogłoby wpłynąć na niego w taki sposób, że skończyłabym połamana i rozszarpana z daleka od domu, gdzie nikt nigdy by mnie nie znalazł. Fakt, moi rodzice nie żyli i chciałabym z nimi być, ale jednocześnie śmierć wcale nie była pociągająca.

Oszołomiona, wykonałam polecenie. Podeszłam i przełożyłam nogę przez jego grzbiet, a jednocześnie zacisnęłam palce na sierści. Wilk odbił się od ziemi i zaczął biec głębiej w las. Może nie powinnam była mu ufać, ale sama się zgodziłam na to, nie protestując. Wiatr smagał mnie w policzki, a wszystkie gałązki drzew tylko potęgowały efekt. Zamknęłam oczy i wtuliłam twarz w mojego wierzchowca, którego ciepło mnie ogrzało. Alfa biegł niezmordowany, tak szybko, że wkrótce drzewa zlały się w jedną smugę i już nie mogłam na to patrzeć. Jednak po kilku chwilach przystanął gwałtownie, a mnie aż wbiło w jego ciemną sierść. Uniosłam niepewnie głowę i otworzyłam oczy. Znaleźliśmy się w całkiem innej części lasu. Mgła zniknęła, udostępniając mi widok otaczających mnie drzew i krzewów, liści leżących na ziemi oraz nienaruszonego ludzką nogą błota. Nie cierpiałam jesieni.

CualiaOnde as histórias ganham vida. Descobre agora