Rozdział II

368 16 2
                                    

ELIZABETH

Tuż po śniadaniu udałam się do komnaty ojca.
Szybkim krokiem pokonywałam długie korytarze, aby jak najszybciej znaleźć się w jego komnacie. Będąc pod jego komnatą, zapukałam. Po otrzymaniu pozwolenia przekroczyłam próg.
Kiedy weszłam do ogromnej komnaty, ujrzałam ojca stojącego przy oknie. Stał tyłem do mnie i wpatrywał się gdzieś w dal.
-Wzywałeś mnie ojcze- powiedziałam dość głośno, aby mnie usłyszał.
Słysząc moje słowa, ojciec odwrócił się w moją stronę.
-Tak, wzywałem Cię córeczko.
-Powiedziano mi, że sprawa jest pilna, więc przyszłam najszybciej, jak tylko mogłam. Co jest takiego pilnego?
-Otóż moja droga, jutrzejszego dnia wychodzisz za mąż, za księcia Williama z sąsiedniego królestwa, który jutro obejmie tron po swoim zmarłym ojcu.
-A co ja mam z tym wspólnego? -rzekłam z oburzeniem.
-To chyba jest dla ciebie oczywiste, że król potrzebuje żony- na chwilę zamilkł i po chwili dodał- Gdy spałaś, do naszego pałacu przybył posłaniec z listem, w którym marszałek księcia opisał całą sytuację.
-Ale...
Ojciec uniósł do góry rękę, abym przestała mówić.
-Nie ma żadnego ale. Moja droga, wyjdziesz za niego, czy tego chcesz, czy nie. Zapewne on także nie chce tego małżeństwa.
Zrozum, zawarcie tego małżeństwa jest konieczne.
-Ojcze, ja nawet go nie znam. Co, jeśli jest gruby i okropny? Mogą wybierać inną kandydatkę na jego żonę, prawda? -zapytałam, łudząc się, że ojciec zmieni zdanie i nie wyda mnie za księcia Williama.
-Jest dokładnie w tym samym wieku co ty, ma 20 lat, jest idealnym mężem dla ciebie. Nie zmienię więc zdania. Jutrzejszego dnia zostaniesz jego żoną czy tego chcesz, czy nie.

Nastała cisza. Nie wiedziałam, czy coś powiedzieć, czy po prostu wyjść. Przeniosłam swój wzrok z ojca na obraz znajdujący się na ścianie tuż obok dużego łoża, które było wyścielane czerwoną tkaniną. Na obrazie znajdowała się moja matka, królowa Madeleine, która zmarła dwa lata temu.
Nie odrywając wzroku od obrazu, zdobyłam się na to, aby wypowiedzieć jeszcze jedno zdanie, zanim opuszczę tę komnatę.
-Gdyby matka nadal żyła, na pewno nie zgodziłaby się na to, abym już wychodziła za mąż..-powiedziałam niemal szeptem, jednakże ojciec zdołał mnie usłyszeć. Najwidoczniej nadal miał dobry słuch.
-W tej kwestii nie miałaby nic do powiedzenia. Zapewne zgodziłaby się wydać Cię za mąż.- mówiąc to, patrzył mi prosto w oczy- Wracaj do swojej komnaty.
"Jeśli tak bardzo chcesz, to ty weź z nim ślub!" - chciałam to powiedzieć, ale opamiętałam się.
Zacisnęłam zęby. Bez słowa odwróciłam się i wyszłam z jego komnaty. Byłam zła. Bardzo zła. Szybkim krokiem skierowałam się do swojej komnaty, wciąż zaciskając szczękę ze złości. Drzwi komnaty otworzyłam jednym pchnięciem i zatrzasnęłam je za sobą. Trzask drzwi rozległ się po całej komnacie. Szybko usiadłam na pościeli na swoim łożu, wyścielanej białą tkaniną. Gerthrude podbiegła do mnie. Ewidentnie spostrzegła moją złość.
-Księżniczko Elizabeth, czy coś się stało?
-Jutro wychodzę za mąż, za księcia Williama, Gerthrude- oznajmiłam.
-To chyba dobrze?- zapytała, po chwili dodając- Chciałaś przecież wyjść za mąż. Pragnęłaś, aby twoje życie nieco się zmieniło. Z tego, co mi wiadomo, to nudziło Cię już takie życie. Teraz masz okazję jej zmienić.
-Chciałam wyjść za kogoś, kogo kocham, z miłości... To prawda, chciałam, aby moje życie choć trochę się zmieniło, ale nie w taki sposób. Gerthrude, ja nawet nie znam Williama. Wiem tylko, że ma tyle lat, co ja, ale nie wiem, jak wygląda. Może jest gruby i brzydki.-westchnęłam ze łzami. Kilka łez spłynęło mi po policzkach.
-A może okaże się przystojny i kochający?- Gerthrude powiedziała z lekkim uśmiechem.
Miałam jej coś odpowiedzieć, ale ktoś przerwał naszą rozmowę, pukając do mojej komnaty. Prędko chwyciłam kawałek jedwabnego materiału i otarłam nim łzy.
-Wejść.-powiadomiłam dość głośno osobę stojącą za drzwiami.
Do mojej komnaty wkroczył niedużo wyższy odemnie, niebieskooki blondyn. Był to mój jedyny brat Albert. Ubrany był w brązowy kaftan. W tym samym momencie Gerthrude opuściła moją komnatę.
Dostojnym krokiem podszedł i usiadł tuż obok mnie na miękkiej pościeli.
Popatrzyłam na niego.
-Witaj Albercie.
-Witaj Elizabeth. Byłem u ojca i dowiedziałem się, że jutro wychodzisz za mąż, za jakiegoś księcia Williama.
-Wychodzę za niego, ale nie z własnej woli. - zaczęłam się żalić.
Rozmawiałam z nim przez dłuższy czas. Albert cały czas próbował mnie jakoś pocieszyć.
-Nie chce za niego wychodzić, bracie.- powiedziałam, kiedy miał już wychodzić.
Moje oczy napełniły się łzami, ale szybko otarłam je dłońmi. Albert chwycił mnie za ramię.
-Nie użalaj się już nad tym, proszę Cię Elizabeth. - puścił moje ramię i skierował się do wyjścia. Najwyraźniej nie mógł patrzeć na mój smutek. Wyszedł. Zostałam sama w ogromnej komnacie.

Przez resztę dnia nie robiłam nic nadzwyczajnego. Po południu, damy dworu spakowały moje suknie, które jutrzejszego dnia chciałam zabrać ze sobą. Starały się, aby którejś przypadkiem nie pognieść.
Z żalem przeglądałam się, gdy to robiły.

Nastała noc, kolejna bezsenna noc. Po zjedzeniu kolacji, której zjadłam tak naprawdę niewiele, przebrałam się w koszulę nocną i położyłam się do wygodnego łoża.
Kolejną noc przewracałam się z boku na bok, nie mogąc zasnąć.
Cały czas myślałam o tym, że zostanę żoną Williama i jednocześnie królową. Nie byłam zadowolona z zamążpójścia, ponieważ nie chciałam tego małżeństwa. Cóż z tego, że książę jest młody? Może okazać się, że jest gruby i bezduszny. Chciałam wyjść za kogoś, kogo kocham, za osobę, w której jestem zakochana.
Chciałam, aby moje życie się zmieniło, ale nie w taki sposób. Do tej pory wiodłam beztroskie życie, a teraz moje życie może stać się piekłem. Nie lubię nigdy mówić na przód, ale czuję, że się nie polubimy.
Po dłuższym zamartwianiu się zasnęłam.

_______________________________________

Jeśli zauważysz jakiś błąd, to proszę napisz mi o nim, a nie hejtuj.

Elizabeth i William | Władza i miłość Where stories live. Discover now