Rozdział XIV

146 5 1
                                    

Elizabeth

Mój list do Alberta wyjechał kilka dni
temu z posłańcem. Dość szybko dostałam od niego odpowiedź. Napisał w nim, że z miłą chęcią mnie odwiedzi. Bardzo mnie to ucieszyło. Cieszyłam się na jego przyjazd, bo naprawdę brakowało mi go. To właśnie dzisiaj oczekiwałam jego przyjazdu. Wstałam bardzo wcześnie i wyszykowałam się. Nie zapomniałam też o poczęstunku, dlatego też wczoraj powiedziałam kucharzom, aby przygotowali na dziś pyszne potrawy i przysmaki. Chciałam, aby poczuł się jak w domu. Planowo ma zostać do jutra, więc przygotowano dla niego komnatę dla gości.

W pałacu zjawił się wczesnym południem. Nie obeszło się bez czułości. Tak bardzo za nim tęskniłam. Przywiózł podarunki dla mnie, dla Katharine, a także dla tego nieszczęsnego Williama.

-Pozwólcie, że zapytam, gdzie jest król William?- zapytał Albert.

-Wyjechał na wojnę Albercie- odpowiedziała mu Katharina.

-Toczy z kimś wojnę?- zapytał, a na jego twarzy pojawiło się dość spore zdziwienie.

-Nie. Pomaga w wojnie o letni pałac królowi Arthurowi. Nie mówmy o nim. Cieszmy się dzisiejszym dniem- odrzekłam.

-Moi drodzy, jako że dawno się nie widzieliście, to zostawię was samych. Jeśli będziecie czegoś potrzebować, to służę pomocą. Będę u siebie- rzekła Katharine z uśmiechem. Po tych słowach zostawiła nas.

Od razu postanowiłam oprowadzić mojego brata po pałacu. Był zachwycony, bo ten wyglądał o wiele ładniej od naszego rodzinnego pałacu. Nie zapomniałam także o naszym wspaniałym ogrodzie. Arturowi bardzo się spodobał. Przyrzekł sobie przy mnie, że gdy obejmie władze po ojcu to zadba o to, aby ogród w jego pałacu wyglądał równie pięknie co ten. Cudowny pomysł. W ogrodzie spacerowaliśmy dość długo. Dźwięki wydawane przez owady szczerze powiedziawszy umilały nam ten spacer. Podczas tego spaceru, służba zawołała nas na obiad. Na smakowity obiad. W czasie obiadu dużo rozmawialiśmy na wszelkie tematy. Oczywiście nie rozmawialiśmy o Williamie, ponieważ obiad jedliśmy z Katharine i głupio było mi obgadywać jej syna przy niej. Wiedziałam, jakie ma zdanie o nim, ale mimo tego i tak się krępowałam. To w końcu jej syn. Albertowi opowiem wszystko, ale na osobności. Po posiłku postanowiłam wziąść Alberta na przejażdżkę do pobliskiego lasu. Ja pojechałam na swojej Aureorze, a on na jednym z pałacowych koni.

W lesie usiedliśmy przy dużym dębie. Zaczęłam opowiadać bratu o Williamie. O tym, jaki jest, o tym jak mnie traktuje. Nie zapomniałam też mu powiedzieć o tym, że mnie zdradza. W Albrecie aż zaczęła gotować się złość.

-Jak on śmie cię tak traktować? Ma szczęście, że go tu nie ma- wycedził przez zęby.

Próbowałam go uspokoić. Mówiłam mu, że nie warto sobie psuć na niego nerwów. Albert zrobiłby dla mnie wszystko, jako że jestem jego siostrą. Moje nieszczęście zawdzięczam ojcu. Nie chciałam już dłużej rozmawiać o Williamie, więc zmieniłam temat. Opowiedziałam mu o tym jak ostatnio pomogłam na bazarze starszej kobiecie. Pomoc jest cudowna. Może ja kiedyś będę potrzebować pomocy, a dobro wraca. Warto być dobrą osobą. Albert uważa tak samo. Po dwóch godzinach wróciliśmy do pałacu, do mojej komnaty. Tam kontynuowaliśmy naszą rozmowę. Rozmawialiśmy o wszystkim, śmialiśmy się. Omijaliśmy jedynie tematy związane z Williamem. Jedna z moich służek Gerthrude przyniosła nam herbatę i podwieczorek.

-Miło, że przyjechałeś. To wspaniałe. Naprawdę się cieszę- powiedziałam z uśmiechem

-Ja również moja droga siostro. Każdego dnia i wieczoru brakuje mi naszych wspólnych rozmów.- opowiedział mi, także uśmiechając się. Następnie chwycił za filiżankę i napij się zielonej herbaty.

-Powiedz mi bracie, co u Ciebie słychać w życiu miłosnym? Może ty masz szczęście do miłości? - zapytałam zaciekawiona.

-Poznałem prawie miesiąc temu piękną, blondwłosą księżniczkę. Ma na imię Victoria. Jest naprawdę piękna. Widać, że między nami iskrzy. Chcę ją pojąć za żonę.

-Rozumiem. Cieszę się twoim szczęściem.- powiedziałam zgodnie z prawdą. W głębi serca poczułam smutek, bo mi nie było dane wyjść za mąż za kogoś kogo kocham.

Naszą rozmowę przerwało pukanie do drzwi mojej komnaty. Kazałam osobę za drzwi wejść do środka. Kilka sekund później próg komnaty przekroczył jeden z pałacowych krawców. Powiedział mi, że uszył już okrycie dla kobiety z bazaru. Nie znal jej wymiarów, więc zrobił je całkiem uniwersalne.

-Dziękuję Ci. Zanieś je proszę do któregoś z moich służących. Oni wiedzą, gdzie mają zawieść ten strój.- nakazałam.

Po krótkich spotkaniu z krawcem wróciłam do rozmowy z bratem. Nasza rozmowa trwała aż do późnego wieczoru. Potem on poszedł do komnaty gościnnej, a ja zostałam w swojej. Poszłam spać.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 18, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Elizabeth i William | Władza i miłość Where stories live. Discover now