Ratunek [14]

18 2 1
                                    

-Spokojnie, dam radę. - uśmiechnął się, wychodząc z budynku. 

-Na pewno? - zapytał, oplatając wciąż ciasno jego szyję.

-Tak, tak. - odpowiedział. 

"Mam nadzieję, że dojdziemy, jak najszybciej... Nie chcę, żeby coś mu się stało..."

Mimo tego, że malec miał już na sobie lekki płaszcz, do którego założenia zmusił go brat, był ubrany zbyt przewiewnie. Jego ramiona mimo wszystko delikatnie drżały, kiedy większy podmuch wiatru osypywał ich śniegiem. Zdawało się, że dopiero teraz chłopiec zaczął odczuwać skutki hipotermii. 

Co chwila musiał poprawiać chwyt, gdyż tracił siły, a jego ręce i nogi wciąż drżały. Często po prostu przyciskał się do kurtki platynowowłosego, ponieważ dostawał silnych zawrotów głowy. 

-Już prawie jesteśmy. - powiedział wesołym głosem niebieskooki, próbując jakoś zająć chłopca. 

-Mhm... - odparł tamten po dłuższej chwili.

Jego głos pozbawiany był jakichkolwiek emocji. Już po prostu wisiał na plecach brata i patrzył beznamiętnie naprzód. 

"Apatia, skurcze mięśni, osłabienie, drżenie... Czy on mi tutaj zaraz nie zamarznie? Muszę się pospieszyć... Yakow, karetka, oni już dawno powinni być w pobliżu... Przecież do niego dzwoniłem, powinni nas już szukać."

Powoli zaczęło się rozjaśniać, kiedy usłyszeli pierwsze, stłumione wołanie dochodzące gdzieś z głębi lasu, starszy zdał sobie sprawę z tego, że drobna osóbka na jego plecach drży już o wiele mniej niż wcześniej. 

-TUTAJ! - zawołał przerażony, na co odpowiedziała mu lawina krzyków.

Zaczął biec ze wszystkich sił, jakie mu pozostały. Już po chwili ukazały mu się jasne sylwetki ratowników. Do oczu napłynęły mu łzy szczęścia. Nie minęło dużo czasu a obaj znaleźli się w karetce, później w szpitalu. Jak się mógł spodziewać, jego młodszy braciszek był w dużo gorszym stanie od niego. Zanim odjechali w przeciwnych kierunkach, zdążył jeszcze ostatni raz spojrzeć na wyczerpaną twarzyczkę malca. 

Następnego dnia rano, kiedy tylko chłopak się obudził zobaczył nad sobą małą, bladą sylwetkę. Długie, białe włosy spadały lekko na jego ramie, a lodowate oczka, których widok tak ubóstwiał, wpatrywały się w niego z wielką troską. 

-Vitya! - zawołał malec, przytulając go mocno. 

"Czy ja nie żyję? Jestem w niebie? Widzę anioła."

Platynowowłosy nie do końca kontaktował, co było skutkiem zarówno tego, że dopiero się obudził, jak i zwykłego zmęczenia. Leżał w sterylnie białej sali, na czystym, lekko żółtym materacu, zakrytym mlecznie żółtą poszewką, na nim leżała jasnoniebieska kołdra, a pod głową miał tej samej barwy poduszkę. 

-Jak się czujesz? - zapytał chłopiec, odsuwając się. 

-Dobrze. - uśmiechnął się w odpowiedzi. - Stęskniłem się za tobą. - dodał, otwierając ramiona. 

Śnieżnowłosy ponownie mocno go przytulił, tym razem widocznie nie miał ochoty go puszczać. 

"Sam nie wiem, jakim cudem wytrzymałem bez ciebie tak długo. Kocham cię bardzo, tak baaardzo, bardzo, bardzo! Gdybym mógł nigdy bym nie wyjeżdżał od ciebie nawet na sekundkę! Jak ja mogłem o tobie zapomnieć ty mi powiedz, jak?"

Wtedy zdrowy rozsądek i ciekawość nagle strzeliły mu do głowy.

-Koriś? - spytał chłopak, gładząc go po główce. 

-Tak? - odparł, lekko przymykając oczy.

-Jak dostałeś się na to lodowisko? - zadał zupełnie niespodziewane pytanie.

-Em... - zdziwił się malec. - No normalnie, biegłem przez las i tam jakoś dobiegłem. 

-Rozumiem... - mruknął. 

-A ty Vitya? Jak mnie tam znalazłeś? - zapytał, podnosząc wzrok. 

-A to już dłuższa historia. - odparł przez uśmiech. 

Pełne ciekawości oczka spojrzały na niego spod rozczochranej czupryny, a proszący wzrok uderzył prosto w serce chłopaka. 

-Dobrze, dobrze, opowiem ci. - odrzekł, śmiejąc się krótko. - Więc... - zaczął. - Kiedyś tak, jak ty swoją przygodę z łyżwami musiałem zacząć, czyż nie? A to było tak, że pewnego dnia poszedłem z rodzicami pojeździć. Wtedy jeszcze lodowisko było czynne i tak dalej. Byłem wtedy dwa lata młodszy od ciebie. Dla takiego malca, jakim byłem takie wielkie coś było nie do pomyślenia, więc moim zachwytom nie było końca. Tam zacząłem się uczyć, jednak niedługo po tym, przez niedogodną lokalizację, zamknięto lód. Budynek został opuszczony, jednak ja tam czasem przychodziłem. Ćwiczyłem, spędzałem czas, wymyślałem układy. Mimo wszystko zanim jeszcze ty byłeś ze mną, zapomniałem o tym miejscu... Dopiero wczoraj sobie o nim przypomniałem, nawet nie wiem, jakim cudem. Kiedy spytałem jedną z osób mieszkającą przy lesie, jakoś mi to wpadło i na szczęście udało mi się ciebie tam znaleźć. 

W tym momencie do oczu starszego napłynęły łzy. Wyciągnął ręce, po czym przyciągnął do siebie malca i przytulił go z całych sił. 

-Nie wiem, co bym zrobił, gdybym cię tam nie znalazł... Przepraszam, że nie odbierałem i nie odpisywałem... Byłem tak zaślepiony zabawą i zwiedzaniem, że zupełnie zapomniałem... O telefonie, o Yakowie, o tobie... - łzy powoli zaczęły ściekać po jego twarzy. - Proszę wybacz mi, ja... Kocham cię Koriś, wiesz? I proszę, wybacz, ja już nigdy o tobie nie zapomnę, a kiedy myślę o tym, co ty musiałeś przeżyć... 

-Ale Vitya... - odezwał się spokojny głos chłopca. - Ja przecież nie jestem zły. Cieszę się, że dobrze się bawiłeś. Też cię bardzo kocham. 

"Wiedz, że mówiąc to... sprawiłeś, że już nigdy cię nie puszczę... nie oddam... jesteś tylko mój!"

Wtulił twarz we włosy chłopca, po czym obaj z wyczerpania zasnęli.

_______________

Jejuuu! Przepraszam, że wczoraj nie było rozdziału! ;-; Po prostu, nie wiem, nawet nie zapomniałam, nie wiem, czo się stało, ale przybywam już kolejnym i mam nadzieję, że się podobał! ^^' 

Lód w oczach | PorzuconeWhere stories live. Discover now