23.2 Wasza pierwsza kłótnia

1.9K 76 5
                                    


Jackson:

W ten weekend miało się odbyć przyjęcie w domu twojego chłopaka. Już dawno obiecałaś, że na nie przyjdziesz. Dla Jackson'a to było ważne. Jednak dzisiaj dowiedziałaś się, że rodzice chcą jechać do twoich dziadków. Twój tata spontanicznie wziął sobie urlop i zapragnął odwiedzić swoich rodziców. Nie widziałaś się z dziadkami od kilku miesięcy, więc bardzo chciałaś jechać. Widziałaś, że Jackson nie będzie zadowolony. Trochę bałaś się jego reakcji. Lekko poddenerwowana jechałaś jechałaś do jego domu. Był poniedziałek, więc o tej porze jeszcze nie było jego rodziców. Zaparkowałaś na podjeździe i zapukałaś do drzwi. Po chwil twój chłopaka ci otworzył.
- Piękna zapomniałem o czymś?- zapytał nie wiedząc, czy byliście umówieni.
- Nie kochani, nie byliśmy.- oznajmiłaś zarzucając mu ręce na szyję. Szybko go pocałowałaś i weszliście do środka.
- Kotku bardzo się cieszę, że tu jesteś...Ale kiedy od razu się na mnie rzucasz wiem, że coś jest nie tak.- powiedział spoglądając na ciebie.
- Mam pewną sprawę...-zaczęłaś.
- Jaką?-zapytał zaciekawiony.
- Rodzice mają urlop i chcą jechać do dziadków, więc jutro jedziemy do Los Angeles na dwa tygodnie.- oznajmiłaś szybko.
- To chyba dobrze?- zapytał po czym zmarszczył brwi.- Zaraz jutro? Przecież mamy już plany! (y/n) powiedz, że żartujesz.
- Jackson nie widziałam dziadków od kilku miesięc.-
- Powiedz rodzicom, że nie jedziesz.
- Nie zrobię tego.
- Planowaliśmy to przyjęcie od dawna, nie możesz zrobić tego mojej matce.- powiedział zły.
- Nie zrezygnuje z wyjazdu Jackson.
- W takim razie, kiedy wrócisz nie bądź zdziwiona, że kogoś mam. - powiedział poważnym głosem.
- Nie mówisz poważne.
- Owszem mówię.
- A, więc dobrze.- powiedziałaś i wyszłaś z jego domu.

Theo:

Byłaś jeszcze w szkole, chociaż była już siódma wieczorem. Jednak ty i twoja najlepsza przyjaciółka robiłyście porządek w szkolnej kronice. Oprócz was w szkole była jeszcze tylko drużyna lacrosse i żeńska drużyna siatkówki. Twoja przyjaciółka wyszła ze szkoły kilka minut temu, ty chciałaś jeszcze coś zrobić, więc zostałaś. Po godzinie skończyłaś wszystko porządkować, więc wzięłaś swoje rzeczy i ruszyłaś do wyjścia. Postanowiłaś wyjść bocznymi drzwiami. Kiedy przechodziłaś obok szatni dziewczyn zobaczyłaś jak ktoś wchodzi do środka. Na pewno nie była to dziewczyna, więc od razu weszłaś do środka. Szatnia była podzielona na dwa pomieszczenia, które oddzielał mały korytarzyk. Nie spodziewałaś się zobaczyć tu dwóch chłopaków. W tym jednego, który był twoim chłopakiem.
- Theo do cholery co ty robisz?- zapytałaś wściekła
- Emm...eeee stoję?- powiedział zmieszany.
- Pod łazienką dziewczyn, kiedy one biorą prysznic?!- byłaś zła.
- To nie jest tak jak myślsz.- zapewnił Cię.
- Ani słowa. - powiedziałaś spoglądając na niego.
- (y/n)...
- Ani słowa Theo idź stąd.
- Kochnie...
- Ale już!- krzyknęłaś a on wyszedł. Następnie spojrzałaś na Liam'a.
- A teraz ty głupku powiedz mi co tu się działo. Lepiej mów bo zaraz zadzwonię do (y/n preferencje tworzą swojego rodzaju historię)- zagroziłaś
- No bo...- zaczął ci tłumaczyć

Isaac:

Twoich rodziców nie było w domu na weekend, więc  Isaac u ciebie nocował. Było jeszcze wcześnie, ale ty nie mogłaś spać. W końcu przestałaś przyglądać się swojemu chłopakowi i wstałaś. Zeszłaś na dół i zaczęłaś robić śniadanie. Chciałaś zrobić coś specjalnego, więc potrzebowałaś składników z górnej szafki. Byłaś naprawdę niska więc nie bardzo wiedziałaś jak wyciągnąć to czego potrzebowałaś. W takich sytuacjach twój ojciec, zawsze służył pomocą.
W końcu wpadłaś na pewien pomysł. Wziełaś krzesło  barowe, które stało przy wyspie kuchennej. Później weszłaś na nie i dostałaś się do szafki. Zaczęłaś wyjmować z niej potrzebne rzeczy. Kiedy miałaś, już schodzić, straciłaś równowagę. Skórzane obicie i twoje bose stopy nie bardzo pomogły ci zachować równowagę. Spodziewałaś się upadku, lecz tak się nie stało. Zamiast uderzyć o podłogę, wpadłaś w silne ramiona Isaac'a. Kiedy postawił cię na podłogę widziałaś w jego oczach, że jest zły....bardzo zły.
- Co ty sobie wyobrażałaś?!- zapytał, a może raczej wykrzyczał.
- Ja tylko chciałam wyciągnąć coś z szafki.
- Mogłaś mnie obudzić.
- Nie bo chciałam zrobić ci niespodziankę!- teraz i ty krzyczałaś.
- Mam gdzieś jakieś niespodzianki, wolę mieć swoją dziewczynkę całą i zdrową.- oznajmił zły.
- Chciałam...Dobra nie ważne idę się przejść..Nawet nie próbuj iść za mną.- powiedziałaś i wyszłaś z domu.

Jordan:

Kiedy wychodziłaś z domu na nocny dyżur, twój chłopak zadzwonił na telefon domowy. Zabronił ci dzisiaj iść do szpitala. Podobno było niebezpiecznie. Po kilku minutach rozmowy powiedziałaś, że zostaniesz w domu. Jednak nie bardzo miałaś ochotę na to się godzić. Byłaś jeszcze w domu, więc wyciągnełaś telefon, aby zadzwonić i uprzedzić o swojej nieobecności. Jednak nawet nie zdążyłaś wybrać numeru, ponieważ ktoś ze szpitala właśnie do ciebie dzwonił. Odebrałaś i zaczęłaś rozmawiać. Okazało się, że na drodze był okropny wypadek i autobus pełen ludzi wylądował w rowie. Sprawa była poważna, więc dyrektor kazał wezwać wszystkich do szpitala. Nie miałaś wyjścia, więc ruszyłaś do samochodu. Po kilku godzinach ciężkiej pracy nie byłaś zmęczona. Adrenalina wypełniała Cię całą i nie pozwalała ci na chwilę zmęczenia. Była trzecia w nocy kiedy personel szpitala wreszcie uporał się z najtrudniejszymi przypadkami. Wychodziłaś właśnie z sali operacyjnej, kiedy w holu szpitala rozległ się huk. Nie byłaś pewna co się dzieje. Z jednej strony chciałaś uciekać, lecz z drugiej nie mogłaś tego zrobić. Świadomość, że ktoś mógł być ranny, a ty uciekłaś i mu nie pomogłaś, by Cię zniszczyła. Po chwili wachania ruszyłaś w stronę holu. Wychyliłaś się, aby zobaczyć co się dzieje. Zobaczyłaś kilku mężczyzn w maskach. Nie było tam też żadnych osób z personelu, ale za to było tam kilka znajomych twarzy. Między innymi twój ojciec, brat i Jordan. Byłaś zła. Twój chłopak kazał ci zostać w domu, a tym czasem sam był w szpitalu. Nawet twój brat i jego przyjaciele tu byli, chociaż byli nastolatkami.  Znałaś ich tajemnice, więc nie zdziwiłaś się kiedy Jordan zmienił się w piekielnego ogara. Kiedy tylko to zrobił, faceci w maskach znikneli. W tedy wyszłaś z ukrycia.
- Co to do cholery jasnej m znaczyć?!- zapytałaś mierząc spojrzeniem wszystkich zebranych.
- (y/n) mówiłem, żebyś została w domu.- powiedział Jordan.
- Jestem lekarzem, moim obowiązkiem jest pomagać ludziom. Nie możesz wymagać ode mnie, abym siedziała w domu. Tym bardziej, że grupa nastolatków jest z tobą!- krzyczałaś na niego.
- (y/n) ja nie miałem z tym nic wspólnego. To on i ojciec.- powiedział twój brat.
- Ani słowa Mi....Stiles.- byłaś bardzo zła, skoro prawie wypowiedziałaś imię swojego brata.
- Nie powinnaś była tu przyjeżdżać, nie dzisiaj. - powiedział wściekle twój chłopak, ignorując innych.
- Jeśli chcesz być ze mną to do cholery nie decyduj za mnie.- powiedziałaś.
- Martwię się o Ciebie to źle!?
- Nie zawsze będziesz obok mnie. Nie możesz mnie ochronić przed całym złem tego świata.- oznajmiłaś.
- Jesteś zła bo się o ciebie martwię?! - krzyknął
- Nie jestem tylko, nie możesz oczekiwać, że kiedy wy będziecie mieć problemy to ja będę stała z boku.
- Nie jesteś nam potrzebna. Dam sobie bez ciebie radę.-oznajmił, a do twoich oczu napłynęły łzy.
- Ach tak...- powiedziałaś, a w tedy zrozumiał swój błąd.
- To nie tak.-powiedział szybko. Miałaś zamiar od niego uciec, lecz przed twoim oczami pojawiła się ciemność.

Preferencje Teen Wolf Where stories live. Discover now