Rozdział 16

189 12 5
                                    

Maya POV
Z krzaków wyszedł... Zayn.
M: Co Ty tu robisz?!
Z: Spaceruję, a Ty?- szedł w moją stronę
M: Siedziałam sobie spokojnie dopóki ktoś nie zaczął rzucać we mnie szyszkami
Z: Poprawka, nie w Ciebie, ale obok Ciebie - puścił oczko
M: Taak... to o wiele lepsze - udawałam urażoną
Z: Maya, słuchałaś co mówił dzisiaj Pan Matthews?
M: Trochę
Z: Więc powiedz mi szczerze czy mam jeszcze szansę być z Tobą czy może mam się poddać? - stał obok mnie na głazie
M: Jak szybko biegasz? - położyłam plecak w dziurze pomiędzy dwoma głazami
Z: W Teksasie byłem najlepszym futbolistą, więc dość szybko
M: Chcesz znać odpowiedź na twoje pytanie?
Z: Tak
M: Najpierw - zaczęłam się cofać na krawędź głazu- musisz mnie złapać

Zaskoczyłam z wysokości około 1,5-2m. Odwróciłam się, żeby zobaczyć czy Zayn mnie goni, nie stał jeszcze na głazie.
M: Jednak jesteś wolniejszy niż myślałam
Z: Po prostu daje Ci fory
M: Nie potrzebuje ich

Biegliśmy bardzo szybko przez jakiś kilometr. W pewnym momencie pobiegłam szybciej i weszłam na drzewo. Gdy Zayn dotarł na miejsce nie widział mnie. Zaczął się rozglądać, gdy był odwrócony tyłem do mnie zaskoczyłam z drzewa na niego obalając go.
M: Ha! Tu Cię mam!
Z: To chyba ja Cię miałem gonić - chłopak ciężko oddychał. I mam Cię - podniósł i złapał mnie w talii
M: aaa... no tak. - wyrwałam mu się. Więc łap.

Biegliśmy tak do momentu, gdy zaczęłam zbiegać z małej górki, Zayn skoczył na mnie od tyłu i mnie powalił. Stoczyliśmy się razem, na dole wylądowaliśmy obok siebie. Zayn dyszał ze zmęczenia
Z: Tym razem to ja złapałem Ciebie. Więc...?
M: Więc jak to powiedział Pan Matthews: Nie wolno się poddawać.
Z: Czyli, że mam szansę? - uśmiechnął się
M: Sam musisz na to wpaść, ja dałam ci podpowiedź
Z: ehh... - westchnął

Spojrzałam na zegarek, była 16:20. Musiałam jeszcze wrócić po plecak i się przygotować.

M: Muszę iść - wstałam
Z: ej, zaczekaj. Chciałem jeszcze...
M: Przepraszam, muszę coś załatwić

Pobiegłam szybko po plecak, założyłam pas, a na niego wszystko co było mi potrzebne. Następnie ubrałam bluzę aby nie było widać co ukrywam. I szybkim krokiem ruszyłam w stronę fabryki.

Zayn POV
Coś było nie tak. Wiem, że Maya coś ukrywa. A tak poza tym to za szybko biega, miałem problem, żebydogonić. Nie wiem kim ona jest, ale na pewno nie człowiekiem.

16:46, Maya POV
Weszłam do fabryki, chciałam być tam przed Deucalionem, aby mieć pewność, że przyszedł sam. Ale przez "zabawę" z Zaynem, Deucalion był wcześniej niż ja.
D: Witaj, byliśmy umówieni o 17. Czemu tak wcześnie?
M: Też tu jesteś. Więc załatwmy to szybko, bez żadnych gierek.
D: Czy ja Cię kiedyś oszukałem?
M: Tak. Mów o co Ci chodzi.
D: O Ciebie, Maya. Wiesz czego chcę
M: A ty wiesz, że się do Ciebie nie przyłączę - do fabryki wszedł wysoki, dobrze zbudowany, czarny mężczyzna
Mężczyzna: Ten bachor podsłuchiwał rozmowę - to był Zayn?!
Zayn: Nie podsłuchiwałem! - próbował się wyrwać z uścisku mężczyzny
M: Widzę, że nie przyszedłeś sam
D: Ty też. A tak poza tym nie pamietasz, że Alfa nigdy nie przychodzi sam?
M: Wiedziałam, że kłamiesz. A teraz wypuść tego chłopaka
D: Tego chłopaka? Nie powiesz jak ma na imię? Wiem, że się znacie?
M: Nie znam go
D: Skoro go nie znasz to nie będzie ci przeszkadzało jeśli lekko go uszkodzę? Nestorze, możesz się zabawić - czarny mężczyzna chciał uderzyć Zayna
M: Czekaj! Znam go. Tooo.. mój kolega
D: Wypuść go - mężczyzna niechętnie wypuścił Zayna i pchnął go w moją stronę. A twój kolega wie kim jesteś?
M: Pozwól mu wyjść wolno, a dam Ci coś cenniejszego niż ja w twoim stadzie Alf.
D: Hmmm... ciekawe. Co może być cenniejszego?
M: Wzrok!
D: Ha! Nie nabierzesz mnie. Żaden druid nie potrafił tego zrobić.
M: Po pierwsze ja nie kłamie. A po drugie czy ja wyglądam na druida?
D: Puszczę go, ale jeśli kłamiesz i nie uda Ci się przywrócić mi wzroku zabije jego i wszystkich, na których Ci zależy.
M: Ale jeśli mi się to uda zostawisz w spokoju mnie, moją rodzinę, przyjaciół i znajomych. Jeśli przywódcę Ci wzrok zostawisz wszystkich w spokoju. Tak?
D: Zgoda. Wypuśćcie go.
M: Przysięga krwi!
D: Nie ufasz mi?
M: Wcale.

Złożyliśmy przysięgę dzięki, której gdyby Deucalion mnie okłamał i nie dopełnił swojej obietnicy umarłby.

M: Musisz pójść ze mną do lasu, który jest obok - gdy Deucalion ruszył jego stado też chciało iść z nami. Sam, bez piesków. Inaczej to nie wyjdzie
D: Zostańcie - wydał rozkaz po czym odwrócił się w moją stronę. Ale jeśli...
M: Tak, tak. Wiem. Chodźmy.

W lesie, Maya POV
Najpierw narysowałam okrąg, w którym miał stać Deucalion. Później zebrałam potrzebne zioła, w tym tojad, i odprawiłam rytuał. Po rytuale Deucalion tak jak obiecał opuścił wraz ze swoim stadem Nowy Jork.
Gdy wróciłam do domu sprawdziłam wiadomości:
Zayn:
Gdzie jesteś?

Wszystko w porządku?!

Odezwij się proszę.

Martwię się o Ciebie.

Tak. Jest OK

Odpisałam i poszłam spać. Nie wiem jak ja się z tego jutro wytłumaczę... może nadszedł czas by wyjawić im prawdę?
N

ie wiem jeszcze co zrobię, Ale jednego jestem pewna. Jutro czeka mnie ciężki dzień...

A/N Już nie wiele zostało do końca historii :)
Nie jestem za dobra w pisaniu zakończeń, więc nie wiem jak mi to wyjdzie. Mam nadzieję, że nie będzie tak źle jak myślę ;)



BestiaWhere stories live. Discover now