część 42

334 32 14
                                    

          – Złapałem trop – oznajmił z dumą Gert.

          – Jesteś genialny – pochwaliła go narzeczona. – Niedobrze, że zbiera trupy. Chociaż ich nie obawiam się tak jak żywych.

          – Ja też – przyznał Gert. – Poza tym po co mu trupy? Chyba tylko na drogę, a to zaledwie kawałek... Może gdzieś je sobie zakopie na później.

          – Albo pójdzie z nimi na plantację. Tam już narobiłyby bałaganu – zasugerowała Veronika.

          – Czy mamy pewność, że on wie, kim my jesteśmy? – zapytał Edgar.

          – Nie – odparła kobieta. – Wie, kim ja jestem. Reszty nie powinien znać... Chyba że ktoś śledził Jose, gdy wracał z tartaku.

          – Kto ma ochotę zobaczyć zajazd zrujnowany przez wampira? – przerwał im Gert.

          – Można tam pojechać i się rozejrzeć – uznała czarodziejka.

          – Radzę najpierw zjeść – powiedział Edi i sięgnął do torby, w której był prowiant.

          Jose zdjął koc z Esteli, a Veronika wyjęła pamiętnik Dietmunda von Carsteina. Nie był zbyt gruby ani w całości zapisany.

          Najpierw zajrzała na koniec.


          Wkrótce się stanie. Kiedy się połączą matka i córka, będę najpotężniejszy z całego rodu, a być może ze wszystkich, którzy dotąd istnieli.


          Te słowa zaskoczyły ją i zatrwożyły. Przeczytała je ponownie, tym razem na głos.

          – Myślę, że to córka. – Skinęła w stronę Estalijki.

          – A gdzie jest matka? – zapytał Gert.

          – Może u niego.

          – Ona nic nie mówiła o matce, tylko o narzeczonym – przypomniał, na co Jose skinął głową.

          – To co, że nie mówiła? Skąd wiesz, że ona nie kłamie? – Veronika nie darzyła jej ani sympatią, ani zaufaniem. – Nieważne. Po prostu zabrzmiało to dość złowieszczo.

          – Może otwórz jeszcze na szesnastej stronie, przeczytaj czwartą linijkę od góry, a wtedy czegoś się dowiemy – zaproponował nieco złośliwie Gert.

          – Dobrze – zgodziła się i po chwili przeszukiwania na głos przeczytała tekst:


          Na księgę rzucono klątwę, ale to nie stanowi żadnego problemu. Właściwie to było zabawne.


          – Pewnie chodzi o księgę, którą znaleźliśmy w jego rzeczach. Dlatego pojawił się ten duch, gdy ją otworzyłam – głośno myślała czarodziejka.

          – Jest przeklęta – podkreślił Edgar.

          – Tak, ale to księga opatrzona symbolem Vereny, a ten duch, czy cokolwiek to było, także miał symbol Vereny, więc umówmy się, że czytanie jej, nie jest zbrodnią – stwierdziła, po czym wróciła do pamiętnika.


          Ralf nie chciał ze mną rozmawiać. Ta suka Verena, nie wiedzieć czemu, wciąż darzy go sympatią. Wymknął mi się, ale księga jest ważniejsza.

Strażnicy cienia IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz