część 19

351 38 8
                                    

          – Gdyby był mądry, schowałby się w lesie – powiedziała czarodziejka, pochylając się w stronę Jose.

          – Tego się właśnie obawiam – przyznał, przeczesując okolicę wzrokiem.

          – Będziemy mieli cały dzień, by go znaleźć – zauważyła.

          – Jeśli do tego czasu nie zrobi jej krzywdy... To znaczy, będziemy go szukać tak czy inaczej, ale... Wiesz... – mówił bez składu, wyraźnie przejęty sytuacją.

          – A czego on od niej chce? – zapytała.

          – Któż to może wiedzieć?

          – Ona na pewno. – Veronika była o tym przekonana.

          – Mnie nie powiedziała. Porwali jej narzeczonego i ściągnęli tutaj...

          Kobieta pokręciła głową na te słowa.

          – Chyba nic z tych ślubów w najbliższym czasie nie będzie – wtrącił Edi, rozglądając się. – Wy nie możecie dojść do porozumienia, jej porwali faceta... Proponuję, żebyśmy wrócili do domu. Wampir to wampir i nie ma co z nim zaczynać.

          – Ja nie zamierzam bez niej wracać – oświadczył stanowczym tonem Jose.

          – A wampir? – upomniała go towarzyszka. – Czy na pewno to ona jest tu najważniejsza?

          – Oczywiście, że nie. Najważniejsze, żebyśmy cali wrócili do domu. – Stanowisko Edgara było jednoznaczne.


          Do świtu pozostały mniej więcej dwie godziny. Czarodziejka skupiała się na wiatrach magii, ale nie wyczuwała żadnych zawirowań w eterze.

          – Po prostu musimy ich znaleźć – Jose przerwał ciszę.

          – Mów za siebie. Ja zamierzam tu odpocząć. Konie zresztą też powinny bez względu na to, dokąd się potem udajecie – stwierdził Edi.

          – Musimy coś wymyślić. Nie możemy tak jeździć w tę i z powrotem – zasugerowała Veronika, zupełnie ignorując przyjaciela Gerta.

          – Może powinniśmy się rozdzielić? – zaproponował Estalijczyk.

          – To kiepski pomysł. – Gert po raz pierwszy zabrał głos w tej dyskusji. – W jednej kwestii Edi ma rację, wampir to wampir.

          – Jest cholernie silny. – Kobieta przypomniała sobie jego cios.

          Twarz nadal ją bolała.

          – Skoczył z wieży i nic mu się nie stało. Nie wiem, czy w ogóle mamy z nim szanse. – Gert miał co do tego poważne wątpliwości.

          – Mamy, ale nie powinniśmy się rozdzielać – stwierdziła.

          – O ile się orientuję, on już jest martwy, więc nie wiem, co wy możecie mu zrobić... – burknął Edgar.

          – Dobić go – powiedziała Veronika, posyłając rozmówcy promienny uśmiech.

          – A ma ktoś chociaż kołek? – drążył niezadowolony.

          – Nie będzie konieczny – zapewniła go.

          – Bo ty oczywiście jesteś specjalistką w uśmiercaniu wampirów? Setki już zabiłaś – ironizował.

          – Powiem ci, że to pierwszy, którego spotkałam, ale znam trochę teorii i wiem, że wystarczy wyciągnąć go na słońce, by się spalił.

          – Teoria? Super. Ktoś jeszcze słyszał jakieś plotki? Ja słyszałem o kołku. A, i czosnek je podobno odstrasza, ale w tej sytuacji chyba by nam się nie przydał. W końcu my nie chcemy go przestraszyć.

          Veronika wymownie popatrzyła na Gerta.

          – Ja w zasadzie, to... – zaczął.

          – O nic nie pytam – powiedziała do niego.

          – Aha.

          – I tak to właśnie wygląda... prędzej czy później – skwitował Edgar, zwracając się do przyjaciela.

          – Przestań, nie zastraszysz mnie. Podjąłem decyzję, co do ślubu – oświadczył Gert.

          – Wampira można uśmiercić na wiele sposobów. Po prostu są niezwykle wytrzymałe i potrafią się regenerować. Większość z tego, co powszechnie się mówi, to bzdury – wyłożył czarodziej.

          – Tracimy czas. Musimy zdecydować, co robimy dalej – powiedziała Veronika. – Jeśli mamy postój, zejdźmy na chwilę z tych koni, dajmy im zjeść i odpocząć.


          – Wyczuwasz coś? – zapytała Jose, który właśnie ciężko usiadł na trawie.

          Wyglądał na obrażonego.

          – Nic. – Pokręcił głową.

          – Nie martwcie się. Na pewno go znajdziemy – odezwał się Gert.

          – Nie martwcie się? Na pewno go znajdziemy? – powtórzył zdumiony Edgar. – A ty co? Łowca wampirów? Łowcy wampirów tak nie mówią. W zasadzie oni chyba w ogóle nic nie mówią. Patrzą tylko swoimi dzikimi oczkami, nieznoszącymi światła...

          – Edi, czy jest na tym świecie coś, co ci się podoba albo chociaż odpowiada? – Veronika przerwała jego wywód.

          – Mój dom – odparł. – Spotkałem też w życiu kilka kobiet, które mi się podobały, przynajmniej powierzchownie.

          – Ale tak w ogóle nie były do zaakceptowania, co? – ciągnęła. – Nawet twój przyjaciel, jak widać, nie jest taki, jak powinien.

          – Wszystko jest w porządku, dopóki sprawy nie zaczną się komplikować przez małżeństwo, wspólne mieszkanie, podział majątku i tym podobne sprawy. Mam prawo wyrazić swoją opinię.

          – Raz, dwa, może nawet trzy, ale to już chyba przesada – stwierdziła.

          – A ile wy możecie rozmawiać o przygotowaniach do ślubu, co? Chyba pół drogi przegadaliście na ten temat. Jak ta ceremonia ma wyglądać, a jak nie ma wyglądać. Jasne, najlepiej stawiać warunki. Wyjdę za ciebie, ale tylko pod warunkiem, że... ślubu nie będzie. To jest...

          – Co? Mówisz bez sensu, Edi – przerwała mu. – Dajmy temu spokój. Teraz jest dużo ważniejszych spraw od ślubu.

          – Tak? A niby jakich?

          – Wampir.

          – Pewnie. – Parsknął. – Teraz wampiry są najważniejsze.


Strażnicy cienia IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz