Rozdział dwunasty

311 18 1
                                    

Chcecie rady? Jeśli sprawy idą aż nazbyt gładko, a wasze życie — w ciągu tygodnia, tak nawiasem mówiąc — zamienia się w jedną z tych bajek o księżniczkach, które oglądałyście w dzieciństwie, bo wszystko staje się takie cudowne tylko dlatego, że każdego dnia budzicie się u boku najfajniejszego faceta na świecie... wręcz musicie wiedzieć, że to zwykła ściema, która ma za zadanie uśpić waszą czujność. Żaden człowiek, po prostu żaden, nie może być tak cholernie szczęśliwy, jak byłam ja, bo wtedy to szczęście zostaje mu brutalnie odebrane. Pozostaje niesmak i świadomość, jak wielkie i zakłamane jest bagno, w którym przyszło nam żyć.

Obawiałam się wyjazdu na mecz do Valladolidu z jednego, dość oczywistego, powodu. Nie byłam do końca pewna, czy nadszedł już ten czas, kiedy całe napięcie opada, uczucia zostają skutecznie zabite (ewentualnie stłumione w środku. Chociaż przy tej opcji istniało ryzyko, że w razie gorącej atmosfery mogły one uderzyć z jeszcze większą siłą), a ja nie robię żadnych głupot. Bo odnosiłam wrażenie, że na to ostatnie za nic nie mogłam sobie pozwolić. Nie teraz.

— Nie musisz jechać — powtórzył Xabi któryś raz z kolei. Staliśmy przy autokarze, który miał nas zawieźć do Valladolidu, praktycznie stykając się ciałami. Gdzieś obok kręcili się jego nabuzowani koledzy z drużyny. Nawet po alkoholu nie byli tak żywi, jak w tamtej chwili; jednak nie sprawiło to, że grymas zszedł mi z twarzy. Na nieszczęście, bowiem Xabi źle to interpretował. — Jeszcze możesz się wycofać, zrozumiem. I przecież jutro jestem z powrotem.

Chcąc dodać mi otuchy również gestem, Xabi złapał mnie za ramię, a z jego oczu biła totalna czułość, od której, w innej sytuacji, pewnie zmiękłyby mi kolana.

Słodkie było to, że uważał, że grymaszę, bo nie chce mi się jechać do Valladolidu i robię to tylko dlatego, że nie chcę się z nim rozstawać. Był to mój pierwszy tak poważny związek, ale zdołałam już ogarnąć jaką dziewczyną stałam się z powodu posiadania chłopaka. I absolutnie nie należałam do grupy tych, które najchętniej nie opuszczałyby drugich połówek nawet na siku.

Ale nie potrafiłam wyprowadzić Xabiego z błędu. Chciałam, bardzo chciałam, być z nim kompletnie szczera, bo przecież całe życie żyłam w przekonaniu, że kiedy już będę w związku to nigdy nie okłamię swojego partnera. Poza tym, w programach śniadaniowych, do których wiecznie przychodzą jacyś licencjonowani psycholodzy, mówi się bez przerwy, jaki to pozytywny wpływ ma prawda na relację dwójki zakochanych w sobie ludzi i jak temu nie wierzyć, zwłaszcza kiedy się spojrzy na statystyki.

W zasadzie, można w to uwierzyć, kiedy nie jest się w takiej sytuacji. Ale kiedy już ma się potencjalnego chłopaka to każdy głupi wie, że prawda nie ma pozytywnego wpływu na relację. Oczywiście, że docenia się szczerość. Tylko co po tej szczerości, kiedy pretensje są większe niż jak się skłamie? Zresztą, w obu przypadkach dochodzi do rozstania. Czy się rzuci najgorszą prawdę, czy powie dobre kłamstwo. Chociaż w tym drugim istnieje szansa, że związek pociągnie jeszcze trochę (zazwyczaj dopóki prawda nie ujrzy światła dziennego).

A ja bardzo chciałam, żebyśmy dotrwali przynajmniej „miesięcznicy".

Pewnie byłabym wściekła, gdyby Xabi nie był ze mną szczery. Czułam to po kościach, ilekroć stawiałam siebie na jego miejscu. Prawdopodobnie, gdyby prawda wyszła na jaw, rzuciłabym mu coś w stylu, że nie jesteśmy dziećmi, żeby się oszukiwać i że jeśli naprawdę się kochamy to zwyciężymy wszystko, i ogólnie mówiłabym to, co zapamiętałam z telenowel, i zrobiłabym jakąś awanturę na miarę „Mody na sukces". Ale będąc w sytuacji, kiedy to JA zatajam coś przed swoim chłopakiem, nie potrafię zobaczyć w tym niczego złego.

SZTORMEM [1]Where stories live. Discover now