Part 19- My Demons

75 5 6
                                    

Minęłam kolejną skrzynię z okablowaniem, przy której krzątali się pracownicy. Chciałam tylko wyjść zapalić a zbłądziłam. Tylko ja mogę mieć takiego farta. Starałam się dodzwonić do Samiego ale równie dobrze mógł leżeć jeszcze na salce medycznej i dusić się z Owensem.
Po jakimś czasie trafiłam do sali, która zyskała miano poczekalnej tudzież salonu. Niestety jak pech to pech i zetknęłam się z twarzą Enzo.
-A ty tutaj czego szukasz?-syknął. Spora część twarzy obróciła się w naszym kierunku.
-Na pewno nie Ciebie.
-Niestety Jacob jest w hotelu.-wszystkie słowa były przepełnione jadem.
-A po co miałabym go szukać niby?-pyskówka zbliżała się do niebezpiecznej kwesti.
-Przecież z nikim innym się nie pieprzysz po nocach.- powiedział to za głośno. Zadał cios poniżej pasa.
-Przynajmniej mam z kim.-zkwitowałam, wzięłam swoje rzeczy i wyszłam.
Od razu zapaliłam papierosa, wypełniając płuca mieszanką dymu oraz nocnego powietrza.
***
Weszłam zmęczona do apartamnetu dzielonego z Jacob'em. Sprawdziłam na szybko w lustrze czy się nie rozmazałam od płaczu i poszłam się przywitać z brunetem.
-Cześć piękna- aksamitny głos doszedł z kuchni.
-Cześć przystojniaku- zawtórowałam mu. Podszedł i przytulił mnie po czym cmoknął w głowę. Zaczęłam się zastanawiać czy to tylko przyjaźń.
-Idę się położyć, padam z nóg- szybka wymówka,której nie wychwycił. Otworzyłam drzwi od sypialni i rzuciłam się na wielkie, dwuosobowe łóżko. Moja relacja z Jacobem zrobiła się bardziej czuła. Znaczy zawsze była czuła ale czy to tylko przyjaźń. Te wszystkie przytulenia, całusy mniejsze i większe oraz noce pełne uniesień. Zawsze przy mnie, zawsze mnie wspierał. Mój osobisty anioł stróż. Który był ćpunem, prawie alkoholikiem i nałogowo pali. I też miał problemy z samookaleczaniem. Lepszej osoby nie mogłam wybrać. Ale teraz jest okej. Z nim, nie z naszą relacją. To jest bardziej skomplikowane niż umysł Ambrose'a. Jeden człowiek a tyle komplikacji. Niczym z Rollinsem. No właśnie- pozostaje jeszcze on. Nie wyszło tak jak miało więc czas na plan B. Wyjeżdżam do Meksyku chodować alpaki i sprzedawać dragi.
Zaczęłam sprawdzać ceny biletów gdy obok mnie położył się Jacob.
-Czemu Meksyk? - dało się usłyszeć nutkę pretensji w jego zdziwionym głosie.
-Plan na życie numer dwa.
-Co się stało?- był wyraźnie zatroskany. Opowiedziałam co dzisiaj blondyn ubrany jak bezdomny raper wyczyniał oraz dokonał.
-Z chęcią sobie to z nim wyjaśnię.
-Nie rób już większego rabanu.- byłam zrezygnowana, z przemówienia do zdrowego rozsądku bruneta. O ile go jeszcze miał.
-To mnie zatrzymaj. - wystawił zadziornie język. Lubił się droczyć.
Wykorzystałam pozycję w jakiej siedział, po czym umiejscowiłam się na jego kolanach. Spojrzałam w zielono brązowe tęczówki. Przypominały las. Uśmiechnęłam się. A on posunął się dalej, całując moje usta następnie szyję. Zapowiadała się długa noc.
***
Obudziły mnie południowe promienie słońca, ogrzewające moją twarz. Było to nieprzyjemne uczucie. Oczywiście podczas nocy żadne z nas o tym nawet nie pomyślało. Liczyła się tylko nasza dwójka. Ubrałam bieliznę i nałożyłam koszulkę Jacoba. Była mi o wiele za duża. W kuchni czekało na mnie śniadanie oraz pan z perfekcyjnym ciałem. Jak zwykle palący.
-Dzień dobry, śpiochu.-posłał swój charakterystyczny uśmiech.-Idealnie na śniadanie.
-Dobryyy-ziewnęłam przeciągle- a co takiego szef kuchni serwuje?
-Jajka po benedyktyńsku oraz grzanki.- podsunął mi talerz na stół- To smacznego.
Trzeba było uznać iż gotuje całkiem nieźle. Utworzył się obrazek niczym z tych romantycznych filmów. Kochająca się para je śniadanie w promieniach południowego słońca. Oboje rozmawiają, śmieją się. Po prostu są szczęśliwi. I nikt nie podejrzewa z jakimi demonami się zmierzyli. Nałogi, depresja, próby samobójcze. Pokonali je wszystkie. Razem. 

Pisałam ten rozdział przez dwa dni i nadal nie jestem z niego zadowolona. No i nie wiem co będzie dalej.

Girl with lennon glasses [zawieszone] [w Trakcie korekty] Where stories live. Discover now