Rozdział 17

6.7K 292 37
                                    

Od wczorajszego wieczoru z mojej twarzy nie schodzi uśmiech. Nawet to, że nie mam jeszcze dawcy nie zniechęca mnie.

Wydawało mi się, że od zawsze czegoś w życiu mi brakowało i wczoraj zdałam sobie sprawę co. Nigdy w życiu nie byłam zakochana. Niby spotykałam się z różnymi chłopakami, ale nigdy przy nich nie miałam motylków w brzuchu, tak jak z Lukiem.

- Co ty taka wesoła?- pyta Cal, gdy tanecznym krokiem wchodzę do kuchni, by zjeść śniadanie.

Nie odpowiadam nic mulatowi, ale mój uśmiech się poszerza. Chłopak patrzy na mnie z niezrozumieniem, by po chwili wytrzeszczyć oczy.

- Co? Nie! Jak? Kurwa.

Śmieje się z niego, bo z każdym wypowiedzianym slowem macha rękami w różnym kierunku.

- O co ci chodzi?- pytam, nie przestając się uśmiechać i otwieram lodówkę.

- Ty i Luke? Luke? Ten pingwinek?!

Na odpowiedź wzruszam tylko ramionami.

- Niech tylko go znajdę, to dam mu porządną lekcję, jak ma cię traktować- mówi i chwilę myśli- Tak. Tak by zrobił odpowiedzialny, starszy brat.

***

Calum

Właśnie ślęcze przed galerią, gdzie mam spotkać się z Lukiem. Muszę z nim poważnie porozmawiać.

Chodzę w tę i z powrotem. Nigdy nie byłem cierpliwy. Zauważam blondyna zbliżającego się z uśmiechem na ryju.

- Siema- witam go.

- Cześć. Chciałeś pogadać.

- Tak... Słyszałem, że chodzisz z Violet.

Mówię, jakby mnie to w ogóle nie obchodziło. Chłopak wyszczerza się jeszcze bardziej. Powstrzymuję się od przewrócenia oczami.

- A chodzę.

- No to... Fajnie.

Luke patrzy na mnie.

- Wiem, że nie po to przyszedłeś, więc o co chodzi?

Ugh. Za dobrze mnie zna.

- Wiesz, że Violet jest chora prawda?- pytam.

Chłopak prycha.

- No jasne, że wiem.

- I myślisz, że to dobry pomysł na związek? Nie chcę cię martwić stary, ale z nią będzie coraz gorzej.

Chłopak spogląda na mnie.

-  Zdaję sobie z tego sprawę. Ale kurwa. Do niej czuję coś innego, niż do każdej innej dziewczyny. Nie obchodzi mnie to, ile czasu jej jeszcze pozostało. Chcę z nią być do końca.

- Ci chyba na prawdę na niej zależy- twierdzę.

- Cholernie- przyznaje.

- Więc jako jej starszy brat powiem ci, że jak tylko ją skrzywdzisz, to ja skrzywdzę ciebie.

- Zdaję sobie z tego sprawę.

***

Zbliżam się do domu. Po rozmowie z Lukiem poszliśmy do KFC, coś zjeść.

Skręcam w ulicę i od razu zdaję sobie sprawę, że coś jest nie tak.

Gdy zdaję sobie sprawę co, zaczynam biec w stronę domu. Gdy jestem blisko orientuję się, że z przed domu właśnie wyjeżdża karetka. Mając najgorsze przeczucia wchodzę do domu, gdzie stoją rodzice.

- Co jest?- pytam.

- Violet zaczęła krwawić i zemdlała- poinformowała mnie zapłakana mama.

***

Po 20 minutach dotarliśmy do szpitala. Tom dowiedział się, gdzie przewieźli dziewczynę i już chwilę później staliśmy pod jej salą.

- Czy wszystko z nią w porządku?- pyta Tom lekarke, która wyszła z jej sali.

Kobieta posłała nam współczujące spojrzenie.

- Niestety nie jest z nią dobrze. Musi jak najszybciej przejść operację.

- Ile zostało jej czasu?- pytam.

- Tydzień.

***

- Wszystko z nią w porządku?- pyta dyszący od biegu Luke.

- Niestety- mówię i czuję łzy w oczach- Został nam tydzień na znalezienie dawcy. Za tydzień Violet umrze- dodaje, a pierwsze łzy wydostają się na powierzchnię.

Blondyn robi się blady i siada na krześle.

- Mogę do niej pójść?- pyta z nadzieją w głosie.

- Nie można do niej wchodzić. Lekarz powiedział, że musi odpoczywać.

Chłopak chowa twarz w dłonie.

- Mamy tydzień tak?- pyta po chwili milczenia.

- Tak- potwierdzam.

Luke gwałtownie wstaję.

- Gdzie idziesz?!- krzyczę za nim, ale chłopak biegnie dalej.

Fortunately For DiseaseWhere stories live. Discover now