Rozdział 7

8.5K 331 19
                                    

Z rana budzi mnie pulsujący ból głowy i suchość w gardle. Jęczę cicho i gwałtownie wstaję, co okazuje się nie być dobrym pomysłem, bo od razu robi mi się niedobrze.

Biegnę do łazienki i wymiotuje do toalety. Gdy kończę spuszczam wodę. Biorę szare dresy i czarną koszulkę, po czym idę do łazienki i biorę orzeźwiający prysznic. Myje dokładnie całe ciało, a następnie zęby.

Wychodzę z łazienki i  wyciągam komórkę, żeby sprawdzić, która godzina. Robię wielkie oczy  gdy okazuje się że zaraz 14:00.

Pamiętam wszystko, co stało się dzień wcześniej. Najgorsze było to, że prawie wygadałam się przed chłopakami o chorobie.

Rozglądam się po pokoju, ale nigdzie nie widzę Szasty. Wychodzę z mojego pokoju i wchodzę do salonu. Na kanapie widzę Caluma.

-Widziałeś Szaste?

Chłopak odwraca się w moją stronę.

- W ogrodzie. Głowa nie boli?- Pyta z kpiną.

- No właśnie boli- mówię i wchodzę do kuchni, a odprowadza mnie śmiech mulata.

Biorę dwie tabletki przeciwbólowe i popijam wielką ilością wody.

- Mogę cię o coś zapytać?- pyta Cal, gdy wchodzi do kuchni.

- Pytaj.

Chłopak się chwilę zastanawia i zagryza policzek od środka. Zauważyłam, że robi tak tylko wtedy, kiedy się denerwuje.

- Bo ty wczoraj powiedziałaś, że prędzej czy później nie zrobi ci różnicy, kiedy Luke powiedział ci, że ktoś może zrobić ci krzywdę.

Wypowiedział słowa na jednym wydechu.

- Ja... yyy...- zaczęłam się jąkać- Byłam wtedy pijana i gadałam głupoty- tłumaczę.

Chłopak patrzy na mnie i pomału kiwa głową, ale widzę w jego oczach, że nie do końca mi wierzy.

- Serio Calum. Nic mi nie jest i nie będzie- kłamie- Nie przejmuj się- dodaje, po czym szeroko się uśmiechem, by wyglądać łatwowiernie.

Mulat tym razem uśmiecha się szeroko, więc to kupił. Odwzajemniam uśmiech i idę do ogrodu, by wziąć Szaste.

- Gdzie Tom i Miranda?- pytam.

- Wyszli gdzieś z rana- odpowiada- Niedługo powinni wrócić.

Kiwam głową i odchodzę do swojego pokoju, gdzie resztę dnia oglądam seriale na laptopie.

***

Wstaję w poniedziałek z rana i idę do łazienki się ubrać. Wychodzę ze swojego pokoju z plecakiem na ramieniu.

- Cześć Violet- wita minie Miranda.

- Hej- odpowiadam i siadam przy stole.

Chcę chwycić moją kawę, ale orientuję się, że jej nie ma. Tom widząc mój odruch prostuje się.

- Przed chemioterapią nie powinnaś zażywać kofeiny- mówi, a mnie coś trafia.

- Dlaczego?

- Kofeina jest szkodliwa i może zaburzyć proces- odpowiada.

- I co z tego?!

-Violet szanuj swoje zdrowie! Po chemioterapii będziesz bardzo osłabiona, a kofeina pogorszy sprawę!- krzyczy mężczyzna.

Z całej siły zaciskam szczękę, żeby nie krzyknąć i wychodzę z domu zatrzaskując drzwi.

Zakładam słuchawki i idę szybkim krokiem do liceum. Wchodząc zauważam Dove i Bry. Witam się z nimi i idziemy na lekcje.

Fortunately For DiseaseWhere stories live. Discover now