18 |

18 3 0
                                    

Chloe

Obudziła mnie mama, krzycząc. Nie słyszałam dokładnie co mówiła, ponieważ byłam zbyt zaspana by cokolwiek zrozumieć. Ubrałam kapcie, szlafrok. Związywałam włosy w niechlujnego koka schodząc po schodach. Od razu usłyszałam rozmowy, wydawało mi się że moi rodzice byli bardzo radośni.

-Co się tak cieszycie? - zapytałam, napełniając czajnik wodą.

-Tato dostał awans! - wykrzyczała mama, na co ja podeszłam do ojca i go czule przytuliłam.

-Gratuluję. - powiedziałam, na co on poruszał brwiami.

-Jest jeszcze jedno... myślę, że się ucieszysz.. - mama złapała mnie za ramię. - Przeprowadzamy się!

-Skąd pomysł że chcę wyjechać z Rockford? - zapytałam zdziwiona.

-Zawsze marzyłaś aby mieszkać w Filadelfi.

Szklanka wypadła mi z rąk i roztrzaskała się na podłodze.

-W Filadelfii?! Mamo przecież to jest za daleko!

-Nic cię tutaj nie trzyma, kochanie. Tam masz więcej uczelni, większe wybory!

-Nie chcę wyjeżdżać. Dobrze wiesz że mam powody aby zostać..

-Isaaca nie ma Chloe. Zrozum to..- zaczęła unosić głos, na co lekko się spięłam.

-Nie chodzi o Isaaca i nie wspominaj o nim nawet. Nigdzie nie jadę.

Wstałam z krzesła i wróciłam prosto do swojego pokoju. Leżąc na łożku, przyszedł do mnie SMS.

✉️; zablokowany numer

Dalej tęsknie. Cały czas wracam do ciebie myślami. Nie mogę dłużej wytrzymać.

-Isaac.

Byłam w szoku. To na prawdę on.

Isaac
Zaparkowałem pod szpitalem i szybko wbiegłem do środka. Wzrokiem szukałem ojca, jednak nigdzie go nie zauważyłem. Podszedłem do recepcji i zapytałem o mamę, a pani podała mi wszystkie potrzebne informację. Wydawało się, jakby od razu wiedziała o jaką pacjentkę chodziło. Uśmiechnęła się do mnie lekko, a ja ruszyłem szukać sali numer 57. Jechałem windą aż na 3 piętro, a gdy drzwi windy otworzyły się, zauważyłem mojego ojca, który siedział ze wzrokiem wbitym w podłogę. Podszedłem do niego i go uścisnąłem.

-Przyjechałem najszybciej jak mogłem...- powiedziałem zdyszany. - Co z mamą?

Ojciec spojrzał na mnie z żalem w oczach.

-Przykro mi Isaac.. dla mnie też to jest ciężkie.

Nie musiał dokańczać, bo właśnie z sali numer 57 dwóch pracowników wywoziło ciało zakryte czarną folią. Patrzyłem jak zahipnotyzowany, nieświadomie z moich oczu zaczęły spływać łzy. Złapałem ojca na rękę, a ostatnią rzeczą jaką widziałem były zamykające się drzwi windy.

Miranda Lahey, lat 40. Godzina zgonu 11.04.

Wróciłem do domu razem z ojcem. Między nami panowała cisza, ale wydało się że taka cisza jest jak najbardziej odpowiednia. Nie mogłem nic poradzić, nic zrobić. Pogrzeb został zaplanowany na jutro. Nie wiedziałem, czy to zniosę. Od zawsze wiedziałem, że ten dzień kiedyś nadejdzie, ale nie sądziłem, że tak szybko. Poszedłem do mojego pokoju i wyszedłem na balkon. Spojrzałem na podwórko i przypomniałem sobie wszystkie rzeczy, które do tej pory zrobiłem na tym podwórku. Był tam mój nieudany domek na drzewie, cały rozwalony. W rogu garażu leżał mój stary, zardzewiały rower. Na nim uczyłem się jeździć. W drugim rogu, leżały dwa prostokąty okryte różnymi materiałami. Nie musiałem się długo zastanawiać- były to obrazy namalowane przez moją mamę. Moim zdaniem były piękne, ale ona zawsze się ich wstydziła i wynosiła je w niewidoczne dla innych miejsca.

Lucky || d.sWhere stories live. Discover now